Wielka afera dolarowa. Argentyńczycy przygotowali "premię" dla Polski
Gdzie podziało się 18 tys. dolarów, które od Argentyńczyków miał przyjąć Robert Gadocha? I czy w ogóle była taka premia? To nierozwikłana do dziś tajemnica mundialu '74.
Grzegorz Lato został królem strzelców z dorobkiem siedmiu goli, a najlepszym asystentem turnieju został Robert Gadocha (7). Po latach za ich sprawą znów było głośno o mistrzostwach w Niemczech...
Afera dolarowa
Polska wygrała dwa pierwsze mecze mundialu z Argentyną (3:2) i Haiti (7:0) i przed trzecią kolejką była już pewna awansu do kolejnej rundy. W ostatniej serii ekipa Kazimierza Górskiego miała zagrać z Włochami. Żywo zainteresowani wynikiem spotkania byli Argentyńczycy.
ZOBACZ WIDEO: Michał Pazdan chwali Wojciecha Szczęsnego. "Życie mu oddało"- Argentyńczycy ustalili, że każdy zawodnik i dwaj trenerzy ze swojej premii za zakładany awans do drugiej rundy oddadzą Polakom po tysiąc dolarów. W sumie 24 tys. dolarów. Do przekazania ich zobowiązał się Ruben Ayala - wypalił w 2004 roku w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Lato.
Lato miał o tym usłyszeć bezpośrednio od Ayali, z którym spotkał się w latach 80. w meksykańskim Atlante FC. Według relacji Argentyńczyka, pieniądze kolegom za nieodpuszczenie Włochom miał przekazać Gadocha, ale choć Biało-Czerwoni wygrali 2:1, "premii" nie zobaczyli na oczy.
Pośrednikiem między Polakami a Argentyńczykami miał być Iggy Boćwiński, urodzony w Argentynie syn polskich imigrantów, przyjaciel Gadochy i ojciec chrzestny jego córki - wówczas dyrektor linii lotniczych PanAm na Polskę.
Według niego, Gadocha miał otrzymać 18 tys. dolarów dla siebie i drużyny, a resztę przejął sam Boćwiński "za fatygę". - Robert zachował pieniądze dla siebie. Zresztą zaskoczył mnie tym zupełnie. Kiedy wręczałem mu torbę, zapytałem, jak zamierza podzielić kasę. Wtedy powiedział: "Wiesz co, nie mów nic chłopakom. Nasza strategia na mecz z Włochami i tak była taka, żeby wygrać". Byłem bardzo zaskoczony taką postawą Gadochy - zdradził po latach Boćwiński.
Gadocha, który po zakończeniu kariery osiadł w Stanach Zjednoczonych, długo milczał na temat "afery dolarowej". Głos zabrał dopiero w 2013 roku w rozmowie z Romanem Hurkowskim.Gadocha zrzucił winę na swoją byłą już wtedy żonę i Boćwińskiego. Stwierdził, że chcieli mu zaszkodzić: - Dla niej liczyły się tylko pieniążki. To wszystko zostało wymyślone kilka lat po turnieju, kiedy poprosiłem tą panią o rozwód. Wtedy zaczęło się szantażowanie. Małżonka mówiła, że jeśli nie zrezygnuję z domu, zniszczy mi życie...
- Ona z tym człowiekiem współpracowała już wcześniej. W Polsce. Facet był bardzo blisko naszej reprezentacji. Nie wiem konkretnie, co ta dwójka wymyśliła, ale tak na logikę: gdybym wziął te pieniądze, moi koledzy siłą rzeczy wszystkiego by się dowiedzieli. Przecież on z nami przebywał, powiedziałby im! Dlaczego to wyszło dopiero po 30 latach? - pytał.
Ale tego, dlaczego Lato dowiedział się o sprawie od Ayali, a nie od Boćwińskiej czy byłej żony Gadochy ten nie potrafił już wyjaśnić. Koledzy z "Orłów Górskiego" nie dali wiary jego wersji. Jan Tomaszewski nazwał go złodziejem i zapowiedział, że nie poda mu ręki.
Mecz na wodzie
Polska szła jak burza od pierwszego meczu turnieju. W drugiej rundzie pokonali Szwecje (1:0) i Jugosławią (2:1). Lepszy bilans bramkowy mieli jednak od nas gospodarze turnieju. Z racji faktu, że w tamtym okresie nie rozgrywano półfinałów, lecz z drugiej fazy grupowej trafiano od razu do finału lub meczu o trzecie miejsce, to żeby walczyć o tytuł, musieliśmy pokonać RFN.W wielu momentach piłka zatrzymywała się na boisku. Dla naszego zespołu, grającego wówczas piękną, radosną, szybką piłkę, to było spore utrudnienie. Nie mogliśmy zdobyć bramki, a gwóźdź do trumny w 76. minucie wbił nam Gerd Mueller.
Zabrakło gwiazdy
Orłom prowadzonym przez Kazimierza Górskiego pozostało starcie z Brazylią o trzecie miejsce. Nasi zawodnicy pokazali klasę i pokonali Canarinhos 1:0 po bramce Grzegorza Laty. Do dziś jest to nasze jedyne zwycięstwo z Brazylią na mistrzostwach świata.
Trzeba pamiętać, że na turnieju w RFN zabrakło kontuzjowanego Włodzimierza Lubańskiego. Wcześniej piłkarz Górnika Zabrze był filarem kadry, jej kapitanem i zawodnikiem, któremu wszyscy ufali. Sam Kazimierz Górski twierdził, że z Lubańskim na pokładzie reprezentacja Polski mogła osiągnąć jeszcze lepszy wynik.
Tak czy inaczej, trzecie miejsce to wspaniały rezultat. Polska po 36 latach przerwy z przytupem wróciła na mistrzostwa świata.
Czytaj także:
Infantino znów pójdzie pod prąd?! Tam może zorganizować mundial w 2030 roku