Mimo zaledwie dwudziestu lat, Jakub Kamiński szybko przekonał do siebie Czesława Michniewicza. W meczu z Meksykiem zadebiutował na mundialu i zebrał pozytywne recenzje. Przeciwko Arabii Saudyjskiej dał dobrą zmianę.
Na łamach WP SportoweFakty o drodze do reprezentacji i trudnych chwilach w życiu syna opowiada ojciec piłkarza, Paweł Kamiński.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Co pan poczuł, gdy zobaczył pan syna debiutującego na mistrzostwach świata?
Paweł Kamiński: Nie popłakałem się, ale było blisko. Koledzy mówili: "zobaczysz, wyjdzie w pierwszym składzie". Ja do końca w to nie wierzyłem. Oczywiście czułem ogromny stres. Kiedy Kuba rozgrywa ważny mecz, zawsze się denerwuję, żeby poszło mu jak najlepiej. Ale widzę, że bardzo się rozwija. Psychicznie staje się coraz mocniejszy.
ZOBACZ WIDEO: Rozbrajające słowa Szczęsnego. Przytoczył je nasz reporter
Kiedy we wtorek patrzyłem na Kubę na trybunie prasowej 974 Stadium w Katarze, przypomniałem sobie, co mi pan kiedyś powiedział: "to cud, że się urodził".
Zanim pojawił się na świecie starszy syn, Kacper, żona kilka razy miała problem z donoszeniem ciąży. Musiała przejść bardzo poważną operację, by w ogóle myśleć o urodzeniu dziecka. Kacper przyszedł na świat, gdy miała czterdzieści lat. Lekarze radzili, żeby drugi raz nie zachodziła w ciążę, bo mogą pojawić się komplikacje i życie Joli może być w niebezpieczeństwie. Potem dowiedzieliśmy się, że niebawem urodzi się Kuba. Żona nie robiła żadnych dodatkowych badań. Uznaliśmy, że zaopiekujemy się synem i go pokochamy, nawet jeśli urodzi się chory.
Udało się uniknąć komplikacji?
Kuba był zdrowy. Urodził się przez cesarskie cięcie, od razu umieszczono go w inkubatorze. Natomiast stan żony - nie wchodząc w szczegóły - gwałtownie się pogorszył. Lekarze musieli natychmiast reagować. Sytuacja była podbramkowa. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
Skromny, cichy, ułożony - tak charakteryzują inni Kubę. Wyniósł te cechy z domu?
Pracowaliśmy z żoną jako trenerzy akrobatyki sportowej dla dzieci i młodzieży. Praktycznie robiliśmy to za półdarmo, więc jako rodzina żyliśmy bardzo skromnie. Ale Kuba nigdy nie patrzył na futbol przez pryzmat pieniędzy. Po prostu robił to, co kocha najbardziej. Spełnia swoje marzenia. Kiedy wyjechał do Wolfsburga, od razu ułożyłem plan awaryjny. Powtarzałem: "jeśli będziesz się tam źle czuł, wezmę dłuższy urlop na uczelni i przyjadę, żeby być przy tobie". Początek był trudny, ale wszystko się poukładało. Kuba bardzo dobrze sobie radzi.
Z ręką na sercu - spodziewał się pan kilka lat temu, że talent syna tak eksploduje?
Już dawno rozmawialiśmy z Kubą, że mistrzostwa świata w Katarze będą pierwszymi, na których może wystąpić. Trzymał się tej myśli. Osiągnął cel dzięki bardzo ciężkiej pracy. Wpoiliśmy mu z żoną pokorę. Zawsze powtarzałem Kubie: "jeśli chcesz czegoś w życiu dokonać, musisz się temu poświęcić". Już jako nastolatek zrozumiał, że nie może liczyć na innych, tylko na siebie. Pierwsze sukcesy przyszły bardzo szybko, ale może to dobrze?
Pana syn idzie jak burza. Pierwszy raz zagrał w kadrze nieco ponad rok temu.
W reprezentacyjnym debiucie przeciwko San Marino grał, jak gdyby ktoś związał mu nogi. Ale ostatnio złapał dużą pewność siebie. W Niemczech, jak wspomniałem, też na samym początku było mu trudno. Pewne rzeczy przychodzą z czasem.
Mocno denerwował się pan przed ogłoszeniem kadry na mundial?
Akurat jechaliśmy z drugim synem do Poznania na spotkanie z Kubą. Umówiliśmy się na obiad. Czekaliśmy na niego w restauracji, troszkę się spóźnił. O powołaniu dowiedział się w aucie. A my oglądaliśmy transmisję na telefonie. Gdy tylko przyszedł, mocno się wyściskaliśmy. To była radość, którą trudno opisać.
Niedawno opowiadał na naszych łamach, że nosi na szczęście naszyjnik z literą "J" po mamie (zmarła w marcu 2020 roku, przyp. DF).
Tak, otrzymał go niedługo po śmierci żony i bardzo się do niego przywiązał. Mama Kuby miała na imię Jola, a do Jakuba też przecież pasuje. Byli ze sobą bardzo blisko. Wierzę, że żona dodaje mu siły. Na pewno się cieszy, patrząc z góry, jak radzi sobie nasz syn. Po śmierci mamy Kuba jeszcze bardziej dojrzał, stał się twardszy. Z drugiej strony, zawsze był bardzo ułożony i spokojny. Brał odpowiedzialność za siebie i innych.
Co usłyszał pan od syna po jego pierwszym meczu na MŚ?
Rozmawialiśmy bardzo krótko. Powiedziałem Kubie: "musicie zrobić wszystko, żeby wyjść z grupy". Proponował, bym przyleciał do Kataru, bo dostał wejściówki na Argentynę. Niestety bilety lotnicze są bardzo drogie, ceny przerastają moje możliwości finansowe. Grałem w totka, ale nie trafiłem szóstki. Dla Kuby nie byłby to żaden problem, jednak nie chcę brać pieniędzy od syna, i tak zrobił mi już w życiu mnóstwo prezentów. Dlatego odpuściłem. Nie martwię się tym. Jest przecież spora szansa, że to nie ostatni mundial, na którym zagra syn.
Polacy wyjdą z grupy?
Od początku wróżyłem, że tak się stanie, i będę się tego trzymał. Przed wylotem kadry do Kataru powiedziałem Kubie: "nie wracaj wcześniej, niż po 1/8 finału". Kiedy oglądam mecz, duszę emocje w sobie i tak samo będzie podczas spotkania z Argentyną. Niezależnie od wyniku, będę z syna niesamowicie dumny. A kiedy wróci, urządzimy mu małe powitanie. Zabiorę Kubę do mojej siostry. Ciocia upiecze mu rogaliki, za którymi przepada. I ugotuje jego ulubione pierogi ruskie. W domu nazywamy go "Gruby", bo kiedyś jadł raz dziennie: jak siadał rano, to kończył wieczorem.
Próbuję sobie wyobrazić, jak wielka jest duma, o której pan mówi.
Coś panu na koniec opowiem: kiedy odchodził z Lecha, bardzo ciepło żegnali go nauczyciele, dyrektorka szkoły, z internatu... Pojechał tam jako nastolatek. Był zdany na siebie. Rzucił się na głęboką wodę i nie utonął, zostawiając po sobie bardzo dobre wrażenie. Było mi niesamowicie miło, kiedy rozmawiałem z wychowawcami Kuby. Nikt nie analizował jego piłkarskich umiejętności. Za to każdy mówił, że to świetny, ułożony chłopak. Sukcesy sportowe syna cieszą, ale najbardziej jestem dumny z tego, jakim jest człowiekiem. Właśnie spełnił jedno ze swoich największych marzeń. Mam nadzieję, że niebawem pójdzie po kolejne.
Rozmawiał Dariusz Faron, WP SportoweFakty
Zobacz także:
Starcie tytanów na remis
Niesamowity finał poszukiwań kibica Polaków