Z Kataru Paweł Kapusta
Reprezentacja Kamerunu ma to do siebie, że na mundialach jest wokół niej zawsze głośno, choć niekoniecznie ze względu na wspaniałe osiągnięcia boiskowe. Ostatnie turnieje to w ich przypadku wynikowa katastrofa (trzy porażki w RPA i trzy porażki w Brazylii), ale też awantury w szatni, bójki zawodników na oczach całego świata, kłótnie z federacją o pieniądze. Przed tym mundialem szef kameruńskiego futbolu Samuel Eto'o starał się, trochę jak szaman, zaklinać rzeczywistość, zapowiadał, że tym razem drużyna jedzie po mistrzostwo, a w wielkim finale zagra z Marokiem (skąd mu się to wzięło, trudno powiedzieć), ale gdy przyszło do walki na boisku, wszystko było w pierwszym meczu po staremu. Kamerun przegrał ze Szwajcarią 0:1. I znów się zaczęło.
Tuż przed drugim meczem, tym o wszystko z Serbią, do wiadomości publicznej przedostała się niesamowita informacja. Okazało się, że w drużynie nie ma już jednej z największych gwiazd (obok Choupo-Motinga) - bramkarza Andre Onany. Golkiper Interu Mediolan miał - i tu wersje są sprzeczne - albo zostać wyrzucony przez selekcjonera Rigoberta Songa z drużyny, albo piłkarz miał sam wyjechać ze zgrupowania. Chodzić miało o różnicę zdań w kwestii stylu grania Onany, ale - sami państwo słyszycie, jak to brzmi.
Co ciekawe, i dość przy tym charakterystyczne, jeszcze kilkadziesiąt minut przed meczem kibice afrykańskiej reprezentacji chyba nie do końca byli świadomi tego, co działo się w ostatnich dniach w ich ukochanym teamie. Reporterka krążąca między kibicami na trybunach prosiła o wytypowanie wyniku, a jeden z kibiców nie mógł się nachwalić ich wspaniałego bramkarza z Interu, który miał Kamerunowi pomóc w zdobyciu w poniedziałek punktów.
ZOBACZ WIDEO: "To jest znaczące". Co się wyprawiało w szatni Argentyńczyków?
Gdyby Kamerun w poniedziałek przegrał, byłby o krok od zdobycia mundialowej Złotej Maliny. Zrównałby się bowiem w liczbie kolejnych przegranych meczów na mistrzostwach świata z reprezentacją Meksyku. A od zrównania się do wyjścia na prowadzenie byłby już tylko krok, bo przecież Kamerun ostatni, grupowy mecz zagra z Brazylijczykami typowanymi do wygrania całej zabawy w Katarze.
Taka wizja jednak chyba nie wydawała się ekipie Songa atrakcyjna, bo - choć Serbowie mieli już ich na widelcu i prowadzili 3:1 - ostatecznie wykazali się zaangażowaniem, nieustępliwością i udało im się doprowadzić do remisu. O wyrównujące stan meczu gole postarali się ci, na których spoczywały wielkie oczekiwania - Vincent Aboubakar, była gwiazda między innymi FC Porto, dziś występujący w lidze saudyjskiej oraz Eric Maxim Choupo-Moting, napastnik Bayernu Monachium.
Choupo-Moting to drugi w przeciągu kilkunastu godzin zawodnik na tym mundialu, który robi w tym sezonie niespodziewaną w sumie furorę na boiskach niemieckiej Bundesligi. Wcześniej w cieniu Roberta Lewandowskiego, teraz - autor sześciu goli i dwóch asyst dla Bayernu w samej lidze. A przecież trzy sztuki "włożył" też w Lidze Mistrzów. W niedzielę gola Hiszpanii strzelił natomiast Niclas Fuellkrug, zaskakująco jasno błyszcząca gwiazda Werderu.
Trudno do kadry Kamerunu i jej kibiców nie mieć na mistrzostwach świata choć odrobiny słabości. Ich fanów wprawdzie wielu do Kataru nie przyleciało, ale gdzie tylko się pojawią, są niezwykle głośni, przebrani, pełni naturalnego optymizmu. Remis ich zespołu z Serbią sprawia, że w ostatniej kolejce wciąż powinny być wielkie emocje. W poniedziałek Brazylia zagra ze Szwajcarią, ale już w piątek Kamerun zmierzy się z Canarinhos, a Szwajcaria z Serbią. Wciąż więc wszystko jest w tej grupie możliwe.
Czytaj także:
Największa trauma Roberta Lewandowskiego. "To wciąż boli"
Absurd na MŚ. Szef FIFA wystawił Katarowi laurkę