Dziennikarze odnaleźli rodzinę gwiazdy Argentyny. Niezwykła historia polskich emigrantów

Getty Images / Mateusz Święcicki /Robbie Jay Barratt - AMA /  / Paulo Dybala ma polskie korzenie
Getty Images / Mateusz Święcicki /Robbie Jay Barratt - AMA / / Paulo Dybala ma polskie korzenie

W kadrze Argentyny na mundial 2022 jest dwóch graczy z polskimi korzeniami. Polaków wśród przodków mieli też selekcjoner "Albicelestes" sprzed lat i mistrz olimpijski w koszykówce. Ale dla Argentyńczyków "Polacos" wcale nie muszą pochodzić z Polski.

Siedem lat temu dziennikarze Mateusz Święcicki i Filip Kapica zrobili "La Joya" ("Klejnot") o Paulo Dybali, wówczas wschodzącej, dziś już nieco przygasłej, ale i tak powołanej na mundial w Katarze, gwieździe argentyńskiej piłki (zobaczysz na dole tekstu). Ważną częścią dokumentu były polskie korzenie 34-krotnego reprezentanta Argentyny.

Rodzina piłkarza wiedziała o nich niewiele - że dziadek Paulo Bolesław Dybała pochodził z Kraśniowa w województwie świętokrzyskim, że jako młody chłopak pracował dla miejscowego księdza, że rodzinny dom stał blisko rzeki.

Polskie dziedzictwo "La Joyi"

Święcicki i Kapica dotarli do siostry Bolesława Dybały, Henryki Pałasińskiej. Od niej dowiedzieli się, że dziadek piłkarza wyjechał z rodzinnej wsi do Argentyny tuż po II Wojnie Światowej. Za pracą.

ZOBACZ WIDEO: To zaskoczyło dziennikarza WP. "Nie było czuć przesadnej euforii"

- Wrócił z robót przymusowych z Trzeciej Rzeszy, zobaczył nędzę Polski zniszczonej przez wojnę i postanowił wyjechać. Twierdził, że za chwilę w Europie znowu rozpęta się piekło, a on chce tego uniknąć - powiedziała wtedy Henryka Pałasińska.

Jej brat nie miał w Argentynie żadnych kontaktów, nie znał języka. Zdarzało się, że przez dwa tygodnie spał w polu kukurydzy. Ale przetrwał. Ożenił się z pochodzącą z Neapolu Włoszką, później urodził mu się syn Adolfo, ojciec Paulo.

Dzięki pomocy polskich dziennikarzy, rodzinie Dybali udało się odnowić dawno zerwane więzy. W czasie wideorozmowy z Henryką Pałasińską (zmarłą w 2015 roku) i jej synem Hubertem, jego mama i brat, byli wzruszeni. Paulo zapowiedział, że któregoś dnia przyjedzie do Polski i odwiedzi miejsce, z którego jego dziadek wyruszył do Argentyny.

Paulo Dybala, jego brat oraz mama w czasie rozmowy z krewnymi z polski w 2015 roku (kadr z filmu "La Joya")
Paulo Dybala, jego brat oraz mama w czasie rozmowy z krewnymi z polski w 2015 roku (kadr z filmu "La Joya")

Takich rodzin są w Argentynie tysiące. U części z nich wspomnienia o tym, jak i kiedy ich przodkowie trafili do Ameryki Południowej, już się zatarły, ale są i takie, wśród których pamięć o polskich korzeniach pozostaje żywa.

Przybywali w trzech falach

Pierwszymi emigrantami z Polski do Argentyny byli uczestnicy wojen napoleońskich (1803-1815). Kolejnymi - powstańcy listopadowi (1830). Duża fala uchodźców napłynęła po następnym nieudanym powstaniu, powstaniu styczniowym (1863-1864), głównie z terenów zaboru rosyjskiego. Znaczną jej cześć stanowiła inteligencja - inżynierowie, lekarze, wojskowi. W 1890 roku Polacy założyli w Argentynie swoją pierwszą organizację w Ameryce Łacińskiej - Towarzystwo Polskie.

Koniec XIX wieku to początek emigracji polskich chłopów do "kraju srebra". Rozprowadzane przez niemieckie biura pasażerskie wieści o urodzajnej i taniej argentyńskiej ziemi, darmowym karczowaniu puszcz i braku podatków sprawiły, że w podróż na odległy kontynent ruszyło wielu Polaków, głównie ze wschodniej Małopolski. Na miejscu nie zastawali jednak krainy szczęśliwości. Na zakup ziemi, która miała być tania, nie było ich stać. W dużych miastach całymi rodzinami umieszczano ich w hotelach imigranckich.

Polskie rodziny zdecydował się przyjąć gubernator stanu Misiones Juan Jose Lanusse, na prośbę Michała Szelągowskiego, jednego z członków założycieli Towarzystwa Polskiego. Pierwsze 14 rodzin, które się tam osiedliły, zastały trudne warunki życia, ale zostały przyjęte życzliwie i zachęciły do przyjazdu kolejne. Pod koniec 1921 roku w Misiones żyło już około 10 tysięcy polskich emigrantów, a w całym kraju było ich 32 tysiące.

Druga fala emigracji z Polski do Argentyny to lata 1920-1939. Na nowy kontynent przyjeżdżali wtedy nie tylko polscy rolnicy, ale też rzemieślnicy, lekarze, inżynierowie czy nafciarze. Cała druga fala liczyła w przybliżeniu około 167 tysięcy osób. Trzecia i ostatnia miała miejsce zaraz po II Wojnie Światowej. Datuje się ją na lata 1946-1950. Wszystko wskazuje na to, że właśnie w niej do Ameryki Południowej trafił Bolesław Dybała.

Dziś szacuje się, że spośród 46 milionów obywateli tego kraju, polskie korzenie ma od 500 tysięcy do nawet miliona. Najwięcej w prowincji Misiones, która na przełomie XIX i XX wieku dała emigrantom z Polski miejsce do życia i pracy - w jej milionowej populacji polskich przodków ma co czwarta osoba.

Selekcjoner, mistrz olimpijski, wielki szachista

Paulo Dybala jest najbardziej znanym argentyńskim piłkarzem o polskich korzeniach, ale rzecz jasna nie jedynym. Siłą rzeczy przy tak dużej liczbie imigrantów i w kraju, w którym doskonale wiedzą, jak wychowywać gwiazdy futbolu, musiało trafić się kilka takich ze swojsko brzmiącymi nazwiskami. W samej kadrze "Albicelestes" na mundial w Katarze jest jeszcze jeden taki zawodnik. To Juan Foyth, 24-letni obrońca Villarrealu. Jego dziadkowie nazywali się Fojt, a nazwisko zmieniono im tuż po przybyciu do nowej ojczyzny, w argentyńskim urzędzie.

Od lat 50. do 70. najbardziej znanym piłkarskim "El Polaco" był w Argentynie Vladislao Cap. Urodził się w 1934 roku w Avallanedzie, sześć lat po tym, jak jego ojciec Teodor wyemigrował do Ameryki Południowej z Sanoka. Grał m.in. dla Racingu de Avallaneda i River Plate, potem został trenerem. 11 razy wystąpił w reprezentacji, w 1959 roku zdobył Copa America, trzy lata później brał udział w mistrzostwach świata w Anglii. Po raz drugi pojechał na mundial w roku 1974, jako selekcjoner reprezentacji Argentyny, którą prowadził m.in. w przegranym 2:3 meczu z Polską. Zmarł w 1982 roku, w wieku 48 lat.

Vladislao Cap na okładce magazynu sportowego "El Grafico"
Vladislao Cap na okładce magazynu sportowego "El Grafico"

Przed mistrzostwami świata w 2002 roku, gdy każdy piłkarz prezentujący solidny, europejski poziom był dla naszej reprezentacji na wagę złota, ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz sprawdzał, czy w Biało-Czerwonych barwach mógłby wystąpić napastnik Wolfsburga Diego Klimowicz. Dziadek piłkarza urodził się na terytorium, które przed II Wojną Światową należało do Polski, a po rozpadzie Związku Radzieckiego zostało częścią Ukrainy. Sam piłkarz podkreślał jednak, że jego przodek był Polakiem, a nie Ukraińcem. Zapowiadał, że rozważy grę w biało-czerwonych barwach, ale ostatecznie nigdy nie wystąpił w żadnej drużynie narodowej.

Jednym z najbardziej znanych "polskich" Argentyńczyków w sportach innych niż piłka nożna jest koszykarz Ruben Wolkowyski, mistrz olimpijski z 2004 roku z Aten. Dziadek mierzącego 208 centymetrów olbrzyma, Anatol, urodził się w Warszawie. Do Ameryki Południowej wyjechał przed II Wojną Światową i przez Paragwaj trafił do Argentyny. Jeszcze w latach 70., gdy 49-letni dziś Wolkowyski był dzieckiem, w jego domu mówiło się po polsku. Kiedy w 2007 roku przyjechał grać w klubie z Sopotu, zapowiadał, że musi nauczyć się naszego języka. Raczej nie zdążył, bo po zaledwie kilku miesiącach wyjechał do Włoch.

Arcyciekawą postacią związaną zarówno z Polską, jak i Argentyną, jest szachowy arcymistrz Mieczysław Najdorf. Urodzony w Grodzisku Mazowieckim w 1910 roku, przed wojną reprezentował Polskę w czterech olimpiadach szachowych. Gdy wybuchła II Wojna Światowa, Najdorf był właśnie na jednej z takich olimpiad - w Buenos Aires. To uratowało mu życie. Cała jego rodzina - żona, mała córeczka, rodzice i czwórka rodzeństwa - zostali zamordowani przez hitlerowców.

W Argentynie Najdorf założył nową rodzinę, w 1944 roku przyjął argentyńskie obywatelstwo oraz imię Miguel. Przez wiele lat utrzymywał się w pierwszej dziesiątce najlepszych szachistów świata. Dużego majątku, dającego status jednego z najbogatszych Argentyńczyków, dorobił się jednak nie dzięki szachom, a w branży ubezpieczeniowej. Zmarł w 1997 roku.

"Polacos", ale nie z Polski

Dziś najsławniejszy argentyński "El Polaco" nie pochodzi ze świata sportu. Piosenkarz, kompozytor i aktor Ezequiel Cwirkaluk, znany właśnie pod pseudonimem "Polak", na swoim profilu na Instagramie ma 2,5 miliona obserwujących. Z kolei jego oficjalny kanał na Youtube subskrybuje 265 tysięcy osób, a teledysk do przeboju "Ya No Quiero Verte", nagrany z jeszcze popularniejszą artystką o pseudonimie "La China" ("Chinka", 6,1 miliona obserwujących na Instagramie), w ciągu miesiąca obejrzało 19 milionów internautów.

Co ciekawe, choć Cwirkaluk funkcjonuje w showbiznesie jako "El Polaco", wcale nie ma polskich korzeni. W jednym z wywiadów zdradził, że jest potomkiem emigrantów z Ukrainy w trzecim pokoleniu. - Tylko że tu na osoby jasnowłose nie mówi się "El Ruso" ("Rosjanin") czy "El Ucraino" ("Ukrainiec"). Tutaj mówi się o nich "El Polaco". Mojego ojca nazywano "El Polaco" i ja też nim zostałem - wyjaśnił.

Argentyńczycy "Polakami" nazywają bowiem osoby, które niekoniecznie mają korzenie w naszym kraju. Wyjaśnił to nam Javier Weber, były selekcjoner siatkarskiej reprezentacji "Albicelestes". - Mawiamy tak na osoby wysokie i jasnowłose. Z tego powodu "Polakiem" był słynny piłkarz Hernan Crespo, a kiedy prowadziłem siatkarską reprezentację Argentyny, nazywaliśmy tak Cristiana Poglajena, którego przodkowie nie pochodzili z Polski, a ze Słowenii.

Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Mecz 3. kolejki mistrzostw świata Polska - Argentyna w środę o godz. 20 czasu polskiego. Transmisja w TVP 1, TVP Sport oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.


Czytaj także:
Lewandowski budzi strach w Argentynie! Tak go nazywają
Szpakowski z... Pucharem Świata. Wielkie wyróżnienie od FIFA

Źródło artykułu: WP SportoweFakty