Dokładnie 30 lat temu Kazik Staszewski śpiewał na festiwalu w Sopocie: "Wałęsa, oddaj moje 100 milionów". Jeden z bardziej znanych polskich wokalistów chciał w ten sposób zwrócić uwagę na niespełnioną obietnicę Lecha Wałęsy, który startując w wyborach prezydenckich obiecywał każdemu Polakowi po 100 mln zł (jeszcze przed denominacją). Słowa nie dotrzymał. Część Polaków poczuła się oszukana, część zażenowana samą obietnicą. Przecież wiedzieli, że jest ona nierealna. Że to było zagranie "pod publiczkę".
Podobny poziom zażenowania - choć mający nieco inne podłoże - część z nas odczuła dzień po odpadnięciu polskich piłkarzy z mistrzostw świata w Katarze. Jak poinformowali nasi dziennikarze, Dariusz Faron oraz Szymon Jadczak, premier Mateusz Morawiecki miał obiecać naszym zawodnikom specjalną premię za awans z fazy grupowej. 30 mln złotych do podziału! TUTAJ przeczytasz cały artykuł >>.
Na głowę premiera od razu posypały się gromy. Politycy opozycji rządowej (z Donaldem Tuskiem na czele), biznesmeni, dziennikarze, byli sportowcy (TUTAJ znajdziesz mocne słowa Szymona Ziółkowskiego >>), ale także zwykli ludzie - wszyscy skrytykowali Morawieckiego za taką decyzję.
ZOBACZ WIDEO: "Lewandowski krzyczał do Krychowiaka". Wymowna sytuacja w meczu z Francją
Powody? Są dwa główne. Pierwszy - piłkarze w fazie grupowej mundialu pokazali antyfutbol. Cały świat wytykał nas palcami, kpił ze stylu gry (a właściwie jego braku), wyśmiewał i zastanawiał się, jakim cudem znaleźliśmy się na salonach. Taktyka Czesława Michniewicza sprawiła, że byliśmy najgorszym zespołem pierwszej części MŚ.
I za taką destrukcję wizerunku Polski na arenie międzynarodowej Morawiecki zamierza przelać każdemu z piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego po 600 tys. zł (oczywiście nie wiemy, czy podział miał być równy, ale mówimy o grupie 50 osób i premii w wysokości 30 mln zł). I to z naszych, publicznych pieniędzy (no bo jakich innych).
"Po moim trupie" - wrzasnęło wielu z nas. "Morawiecki, dawaj moje 30 milionów" - dorzucam i ja.
Dla przykładu, siatkarze za zdobycie w 2018 roku mistrzostwa świata otrzymali 5 mln zł. Można powiedzieć, że i tak mieli szczęście. Lekkoatleci? Oni dostali milion złotych. Do podziału. A ile jest dyscyplin, które ledwo wiążą koniec z końcem, a od premiera nic nie dostają.
Wiecie, ile rząd przeznacza na certyfikację pięciu tysięcy szkółek piłkarskich? Program, w którym bierze udział w sumie kilkadziesiąt tysięcy młodych zawodników, z których w przyszłości może wyrosną drugi Lewandowski i Szczęsny to 50 mln zł. Bez komentarza.
Jest też drugie tło. Morawiecki obiecuje 30 mln zł piłkarzom w momencie, kiedy na konferencjach prasowych mówi do narodu: idą ciężkie czasy, inflacja, wojna, niepewność, zaciśnijmy pasa, musimy szukać oszczędności.
No to poszukał... Wyborcy mu tego nie zapomną. Wielu z nas decyduje, czy w tym miesiącu opłacić ratę kredytu, rachunek za ciepło czy może kupić dzieciom coś słodkiego, a Morawiecki lekką ręką rzuca na stół takie pieniądze. Na stół wokół którego siedzą bogacze.
Mleko się rozlało. Premier kraju, w którym te 30 mln podniosłoby o przynajmniej dwa piętra wyżej dostępność do leczenia psychiatrycznego dzieci, które jeszcze nie podniosły się po pandemii, a już cierpią z powodu wojny tuż za naszą granicą, szasta pieniędzmi w taki sposób?!
Jeśli te pieniądze faktycznie trafią do piłkarskiej kadry, mam nadzieję, że jej członkowie zachowają się honorowo i przekażą je na jakiś szczytny cel. Będzie to jeden z niewielu momentów tego mundialu, kiedy byłoby za co "naszym" bić brawo.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty