PZPN i reprezentacja. "Działacze gaszą pożar benzyną" [OPINIA]

W PZPN jest jak w piosence Czesława Niemena: "Płonie stodoła, płonie aż strach. Trzeszczy wszystko dokoła, ściany i dach, gorąco, że hej!". A działacze gaszą pożar benzyną.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Cezary Kulesza i Czesław Michniewicz PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Cezary Kulesza i Czesław Michniewicz
Z Kataru Mateusz Skwierawski

Nie trzeba być specem od rozwiązywania problemów, by przewidzieć kilka oczywistych rzeczy. Jak na przykład fakt, że podczas premierowej konferencji prasowej Czesława Michniewicza pojawi się seria pytań o kontakty selekcjonera z byłym szefem mafii piłkarskiej.

Wystarczyła jedna duża iskra i w federacji zaczęło się dymić. Do tamtej pory PZPN radził sobie PR-owo sprawnie, ale poważnych spraw nie potrafił rozwiązać w łatwy sposób. Kolejne wydarzenia to już kompletna katastrofa.

Gruchnęła kolejna wieść

Konferencję Michniewicza można było ugrać na sto sposobów - merytoryczną dyskusją, indywidualnym wywiadem trenera z grupą osób zainteresowanych przeszłością Michniewicza. Skończyło się jednak grożeniem prokuraturą (przez trenera) i słowami prezesa o "skierowaniu uwagi na misję Katar".

Niedługo później do sztabu reprezentacji trafił nowy ochroniarz - Dominik G. ps. "Grucha". Był to zaufany człowiek prezesa i to właśnie Cezary Kulesza "przyprowadził" go do drużyny narodowej. Niedługo przed mundialem okazało się, że ochroniarz -  pracujący podczas zgrupowań głównie z Robertem Lewandowskim - jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej (śledztwo Szymona Jadczaka). Mimo dużej sympatii do Dominika G. wewnątrz drużyny, nawet pracownicy związku przyznali, że do takiej roli musi być wybrany człowiek bez skazy. "Grucha" po artykule WP został zwolniony.

ZOBACZ WIDEO: Ekspert tłumaczy radość po odpadnięciu z mundialu. "Poprzednie spotkania nas załamały"
Selekcjoner mediów

Nikt z PZPN-u nie postarał się również o to, by selekcjoner nabrał nieco reprezentacyjnej ogłady w kontaktach z mediami. Czerwona lampka powinna zapalić się w związku po barażowym meczu o mundial ze Szwecją (2:0). Michniewicz najpierw nieelegancko potraktował cenionego reportera TVP, a następnie w ostrzejszych słowach już dla innego medium przejechał się po innych dziennikarzach.

Natomiast podczas mundialu w Katarze dziennikarze mogliby stworzyć listę pytań, których nie można kierować w stronę selekcjonera. Tematu przeszłości, wiadomo jakiej, lepiej nie poruszać, bo to było dawno. O teraźniejszości też trochę niewygodnie mówić. Na przykład o stylu gry drużyny lub wypowiedziach czołowych zawodników reprezentacji odnośnie taktyki. Z kolei wątek dotyczący dalszej współpracy trenera z federacją najlepiej odłożyć na później.

To jedynie kilka przykładów. Były gorsze sytuacje. Na przykład, gdy trener jedno powiedział przed kilkoma kamerami i kilkunastoma włączonymi dyktafonami, a na drugi dzień zarzucał mediom złą interpretację i manipulację. Można też wyliczyć całą masę złośliwości selekcjonera do przedstawicieli mediów - choćby te o oglądaniu meczów plecami.

Trener zapomniał chyba, że jest selekcjonerem kadry a nie mediów.

Nie kupimy kitu

Im dalej w las, tym jeszcze gorzej. Trwa zakulisowa przepychanka pomiędzy prezesem związku a selekcjonerem w sprawie przyszłości Michniewicza. W stylu lat 90.

Cezary Kulesza przyznaje, publicznie (!), że on to w sumie nie jest pewny zapisów w umowie, bo ich nie sprawdził. I nie wie, czy kontrakt selekcjonera został przedłużony automatycznie po wejściu do 1/8 finału.

A za chwilę okazuje się, że trener prawdopodobnie dogadał się z premierem kraju na dużą premię (w wysokości 30-50 mln złotych) za wyjście z grupy na mundialu.

Gdy to wyszło na jaw, sytuacja odwróciła się do góry nogami i miliony złotych premii nie trafią ostatecznie do piłkarzy, którzy przywieźli w końcu "wielki sukces" z Kataru, a na szkolenie młodzieży. A na koniec wychodzi, że kasy jednak w ogóle nie będzie, dla nikogo! Dobrze, że nikt tego bałaganu nie sprząta, bo gołym okiem widać farsę i desperackie próby ratowania twarzy osób z federacji i rządu.

Znowu możemy poczuć się jak na początku ery kapitalizmu. W Katarze zabrakło chyba tylko tego, by któryś z pracowników związku handlował walutą na miejskim straganie.

Na rozmowy za zimno

W PZPN jest jak w piosence Czesława Niemena: "Płonie stodoła, płonie aż strach. Trzeszczy wszystko dokoła, ściany i dach, gorąco, że hej!"

Dawno nasz związek nie miał tak czarnej serii, jak w ciągu ostatniego roku. Pożar wybuchł już w styczniu - po ucieczce Sousy i nominacji Michniewicza. Gdy ogień znów wzniósł się na poziom kilku pięter, w federacji postanowiono w końcu coś z tym zrobić. Pomylono tylko hydrant z dystrybutorem paliwa. I w PZPN gaszą pożar benzyną.

Epilog: jest zimno

Piłkarze, trenerzy i pracownicy federacji mogli załagodzić sytuację w poniedziałek późnym wieczorem po przylocie z Doha do Warszawy. Mieli prawie sześć godzin w samolocie, by ustalić wspólną wersję albo sposób działania. Żaden reprezentant, ani członek sztabu kadry nie zatrzymał się jednak, by cokolwiek powiedzieć mediom.

Rzecznik kadry poinformował, że selekcjoner był do dyspozycji dziennikarzy podczas konferencji prasowej po przegranym meczu z Francją, a teraz drużyna nie będzie rozmawiać, bo na lotnisku jest zimno.

Wstydu nie było. Tylko co zrobić z Czesławem Michniewiczem? (Opinia)
Czas na pożegnanie z kadrą. "Nie chcemy archaicznej gry"

Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy jesteś dumny/a z postawy polskiej kadry na mundialu w Katarze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×