[b]
[/b]Już w poniedziałek dziennikarze WP ujawnili, że tuż przed wylotem do Kataru premier Mateusz Morawiecki obiecał polskim piłkarzom gigantyczną premię za wyjście z grupy (co najmniej 30 milionów złotych). Nagroda okazała się ogromnym obciążeniem wizerunkowym, z którym nikt w otoczeniu drużyny narodowej nie może sobie poradzić. Problemów po mistrzostwach jest jednak znacznie więcej, a to może spowodować, że od związku odwrócą się najważniejsi sponsorzy, a fani nie będą darzyć drużyny sympatią.
Dopiero trzy dni od skandalu sprawę postanowił skomentować prezes PZPN Cezary Kulesza.
Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Polacy odpadli z mistrzostw świata w 1/8 finału, a w Polsce najwięcej mówi się o kolejnych problemach kadry. Dlaczego tak się stało?
Jędrzej Hugo-Bader, ekspert od marketingu sportowego pracujący dla agencji VMLY&R: Faktycznie sytuacja rozwija się w absurdalnych kierunkach. Władze PZPN milczały, bo liczyły, że w ten sposób przeczekają najgorszy okres, ale niestety efekt jest odwrotny do zamierzonego. Z każdym dniem pokazują się nowe informacje, które rzutują już nie tylko na wizerunek PZPN, ale także polskiego rządu, reprezentacji i każdego z piłkarzy. Nie będzie tego łatwo naprawić.
Kto jest winny, że praktycznie w ogóle nie mówi się o wyczynie sportowym drużyny Michniewicza, a zamiast tego debatę zdominowały negatywne informacje?
W takiej instytucji jak PZPN, trzeba się zawsze liczyć z ryzykiem występowania kryzysów wizerunkowych. Poważny problem pojawia się wtedy, kiedy nie ma pomysłu, jak na nie odpowiedzieć. Nie było i wciąż nie ma żadnej strategii komunikacji, a reakcja na kryzys jest kluczowa. Milczenie w takich przypadkach nie jest dobre, bo odbierane jest to zwykle jako dowód na to, że najważniejsze osoby albo nie wiedzą, co się dzieje, albo najzwyczajniej w świecie lekceważą odbiorców. Co więcej, zła atmosfera może mieć wpływ na pojawianie się kolejnych kryzysów i tak jest w przypadku naszej drużyny narodowej. Pojawił się efekt domina.
Czy te problemy mogą mieć wpływ na sytuację PZPN w przyszłości?
Kibice raczej nie odwrócą się od drużyny i gdy za kilka miesięcy Polacy będą grali w eliminacjach mistrzostw Europy, te kwestie znów zejdą na boczny plan, a fani ruszą na stadiony. Ale największym problemem dla PZPN może być zrażenie do siebie bardzo ważnych odbiorców z punktu widzenia funkcjonowania związku, czyli sponsorów. Oni dokładnie analizują emocje pojawiające się wokół kadry, a to przecież sponsorzy są kluczowym źródłem przychodów PZPN.
ZOBACZ WIDEO: "Za wyjście z grupy i jedno zwycięstwo mamy dawać takie pieniądze?". Gorąca dyskusja o premii dla piłkarzy
Ale przecież ktoś za to wszystko musi odpowiadać. To wszystko wina konfrontacyjnych wypowiedzi Czesława Michniewicza, czy może bezczynności prezesa PZPN Cezarego Kuleszy?
Najłatwiej byłoby zrzucić wszystko na jedną osobę, ale to tak nie działa. Pojawiają się kolejne problematyczne tematy, a żaden nie zostaje odpowiednio wyjaśniony. Do tego deklaracja premiera w sprawie gigantycznej premii za wyjście z grupy. To oczywiście odbija się na wizerunku rządu, ale jednocześnie wymaga reakcji ze strony PZPN, a nawet poszczególnych piłkarzy.
Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, pierwsze reakcje PZPN były dość zachowawcze, ale natychmiast bardzo zdecydowany głos zabrali piłkarze, a Robert Lewandowski czy Wojciech Szczęsny wprost zadeklarowali, że nie będą grać z Rosjanami. Tym razem ich wypowiedź w sprawie 30 milionów mogłaby bardzo pomóc. Pamiętajmy jednak, że piłkarze zostali wplątani w tę aferę i być może z tego wynikał brak reakcji.
No właśnie. Wszyscy zastanawiają się, dlaczego piłkarze jako pierwsi nie przecięli spekulacji o premii i nie zakończyli afery, gdy jeszcze można byłoby wyjść z tego z twarzą.
Wyobraźmy sobie, że tuż po publikacji informacji o premii i natychmiastowym druzgocącym odbiorze tej wiadomości przez opinię publiczną, jeden z liderów kadry w swoich mediach społecznościowych zamieszcza odpowiedź, że on tych pieniędzy nie potrzebuje, więc albo rząd od razu przekaże je na inne cele, albo wypłaci zespołowi, a ten wpłaci na zadeklarowany cel charytatywny. Od razu stałby się bohaterem narodowym. Nikt jednak się na to nie zdobył.
Dlaczego?
Komentarz w tej sprawie mógłby zostać potraktowany jako wytoczenie wojny rządowi, a to byłoby włożeniem kija w mrowisko i opowiedzenie się po jednej ze stron konfliktu politycznego. Choć przedstawiciele popkultury robią to regularnie, to proszę zwrócić uwagę, że piłkarze unikają zdecydowanego angażowania się w kwestie polityczne.
Obiecując gigantyczne premie dla piłkarzy, premier liczył zapewne na pozytywny odbiór społeczny. Jak to możliwe, że aż tak bardzo się pomylił?
Niestety w Polsce na każdym szczeblu polityki mamy do czynienia z kuriozalnym dotowaniem zawodowego sportu z państwowych czy samorządowych pieniędzy. Ta patologia od wielu lat powoduje, że zamiast skupiać się na wspieraniu sportu dzieci i młodzieży czy budowaniu infrastruktury, politycy przeznaczają miliony na profesjonalnych sportowców, aby pogrzać się w ich blasku i poprawić sobie notowania. To patologia, a w tym przypadku mówimy o jej kwintesencji.
W ciągu dwóch dni przedstawiciele rządu kilkukrotnie zmieniali wersję wydarzeń dotyczącą premii, co chyba jeszcze bardziej zdenerwowało kibiców.
Nie mogę powiedzieć, że byłem zdziwiony, gdy wczoraj usłyszałem poranny komunikat premiera Morawieckiego o tym, że piłkarzom należy się premia, bo grali całkiem nieźle i osiągnęli sukces. Nie zdziwiłem się, bo absurdalne wypowiedzi nie wywołują już u mnie zdziwienia. Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe, że osoby na takich stanowiskach, które powinny otaczać się gronem kompetentnych doradców, mogą aż tak bardzo strzelać sobie w stopę.
Kolejny problem to kwestia powrotu reprezentacji do Polski i ucieknięcia przed kibicami i dziennikarzami bocznym wyjazdem z lotniska. To już nie pierwsza taka sytuacja. Dlaczego nikt nie zareagował?
Sam jestem kibicem reprezentacji i od kilku dni kłócę się ze sobą wewnętrznie, czy cieszyć się z wyniku reprezentacji, czy jednak smucić fatalnym stylem. Piłkarze mogą narzekać na taktykę, ale to oni byli na boisku. W poniedziałek nie wykorzystali idealnej okazji, by pokazać ludzką twarz i ocieplić swój wizerunek. Nawet w obecnej sytuacji, wyjście do kibiców i przybicie piątek z czekającymi dziećmi zdecydowanie pomogłoby im wizerunkowo.
Poza doskonałą grą, na tym mundialu Wojciech Szczęsny zostanie zapamiętany z obrazka po meczu z Argentyną, kiedy przytulał swojego syna i ocierał mu łzy z policzków. Te obrazki chwytały za serce, poszły na cały świat, a Szczęsny zostanie zapamiętany jako ten, który najpierw wybronił niesamowite sytuacje na boisku, a poza nim skruszył serca fanów.
Z pana słów wynika, że w polskiej piłce nikt nie potrafi odpowiednio zareagować na kryzys i wziąć na siebie odpowiedzialności.
Efekt jest taki, że kadra w sensie metaforycznym i dosłownym odwraca się od kibica. Nawet jeśli ktoś czuł radość z powodu wyjścia z grupy, to dziś może odczuwać niesmak. Pierwszym problemem była postawa na boisku, ale to dałoby się obronić, bo w końcu osiągnęliśmy cel sportowy. Stało się jednak tak, że trudno mówić o polskiej piłce z sympatią. Jest to o tyle dziwne, że chyba nikt nie ma wątpliwości, że zawodnicy na boisku dali z siebie wszystko byśmy mieli powody do satysfakcji. Brak komunikacji i strategii doprowadził jednak do miejsca, w którym obecnie jesteśmy. Nasi wracają do Polski w ciszy i z podkulonymi ogonami, a przecież obiektywnie nie zasłużyli na coś takiego. Doprowadziła jednak do tego kumulacja różnych zdarzeń.
Myśli pan, że cała afera skończy się tak, że jedynym kozłem ofiarnym będzie Czesław Michniewicz, który pożegna się z reprezentacją?
Nie wykluczam, że właśnie tak się stanie. Ale to nie jest żadne rozwiązanie. Nie wiem, czy w związku nie ma osoby odpowiedzialnej za komunikację, czy może po prostu nie słucha się takiej osoby. Potencjał marketingowy reprezentacji wciąż jest gigantyczny, mamy jednego z najlepszych piłkarzy świata i grono piłkarzy grających w topowych klubach. Jesteśmy dużym krajem kochającym piłkę nożną i po prostu zasługujemy na to, by czuć dumę z gry reprezentacji na najwyższym poziomie.
Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Co dalej ze Szpakowskim na MŚ?
Premier wezwał prezesa PZPN