Miesiące mijają, a City z Liverpoolem wciąż najlepiej w piłkę grają

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Chris Brunskill/Fantasista / Na zdjęciu: Kevin De Bruyne (z lewej) i Fabinho
Getty Images / Chris Brunskill/Fantasista / Na zdjęciu: Kevin De Bruyne (z lewej) i Fabinho
zdjęcie autora artykułu

Zaraz po mundialu kibice mieli okazję oglądać jeden z hitowych pojedynków w całej Europie. Manchester City pokonał 3:2 Liverpool w meczu 1/8 finału Carabao Cup. Oba zespoły zapewniły naprawdę dobre show.

Ktoś może mówić, że jest fanem piłki hiszpańskiej i dla niego El Clasico jest najważniejszym meczem półrocza. Inna osoba powie, że najbardziej ceni niemiecki Der Klasiker. Fakt jest jednak taki, że w ostatnich latach nie ma lepszych (bardziej powtarzalnych) pojedynków niż te pomiędzy Pepem Guardiolą i Juergenem Kloppem.

Od czasu, gdy Manchester City i Liverpool FC prowadzone są przez Hiszpana oraz Niemca, mecze rozgrywane między tymi drużynami weszły na inny poziom. Nawet po wyczerpującym dla piłkarzy mundialu w mało znaczącym Carabao Cup zobaczyliśmy kawał dobrej piłki.

- Futbol klubowy jest po prostu na innym poziomie niż futbol reprezentacyjny, kraje jednoczą się, widzieliśmy sceny w Argentynie po zwycięstwie. Ale jakość, zwłaszcza gdy te dwa kluby mierzą się na boisku, jest nieporównywalna - powiedział Jamie Carragher w telewizji Sky po meczu.

ZOBACZ WIDEO: Szef sędziów FIFA zachwycony Marciniakiem. Jego słowa Polak zapamięta na zawsze

Różnicę stanowi napastnik

Erling Haaland do meczu 1/8 finału Carabao Cup podchodził głodny gry i goli. Dotychczas jego występy przeciwko Liverpoolowi nie były najlepsze. Do czwartkowego wieczoru nie wygrał żadnego meczu przeciwko zespołowi Kloppa.

Co więcej, w barwach "Obywateli" nie udało mu się przeciwko Liverpoolowi strzelić gola. To już jednak jest jakieś wydarzenie, patrząc na liczbę bramek, jaką seryjnie potrafi zdobywać norweski napastnik z Manchesteru.

Trzecie podejście zakończyło się sukcesem w obu tych statystykach. Już w 10. minucie Haaland pierwszy raz w barwach City odnalazł drogę do bramki Liverpoolu. Wcześniej przy próbie przelobowania bramkarza fatalnie spudłował z 20 metrów, w bardzo dogodnej okazji. Generalnie jednak piłkarsko nie wyglądał powalająco.

Być może nawet lepiej patrzyło się na Darwina Nuneza. Napastnik Liverpoolu doskonale wychodził do prostopadłych piłek i uczestniczył w grze swojego zespołu. Widać było po nim, że tego wieczoru bardzo mu się chce.

Niestety dla niego jednak na tym się kończyło. Urugwajczyk oddał cztery strzały, trzy były niecelne. Właściwie w tej sytuacji mówimy o bliźniaczych próbach, każda z piłek przeszła obok słupka o zaledwie kilkanaście centymetrów. To właśnie te centymetry stanowią różnicę, dzięki której wielką przewagę mają obecnie mistrzowie Anglii.

Kevin de Bruyne i Rodri obudzili się po mundialu 

Kevin De Bruyne na mistrzostwach świata w Katarze nie przypominał samego siebie. Pomocnik Manchesteru City był z pewnością jednym z największych rozczarowań turnieju o puchar świata.

Powrót do Manchesteru okazał się być jednak dla niego zbawieniem. Belg, który kilkanaście dni wcześniej wyglądał na murawie, jak cień piłkarza, pokazał pełne spektrum swojego bardzo szerokiego piłkarskiego repertuaru.

- Na zawsze zostanie zapamiętany jako jeden z największych, największych, największych piłkarzy wszech czasów tego klubu - powiedział na konferencji prasowej po spotkaniu Pep Guardiola.

De Bruyne zakończył to spotkanie z dwoma asystami. Dodatkowo wykreował dwie wielkie szanse, zanotował także pięć kluczowych podań. Zobaczyliśmy piłkarza, o którym mówi się, że kiedyś może wygrać Złotą Piłkę.

Dodatkowo w środku pola wspierał go także Rodri, który po mundialu wrócił na swoją nominalną pozycję. Tam wyglądał doskonale i kolejny raz udowodnił, że z pewnością jest jednym z najlepszych defensywnych pomocników na świecie.

"Rodri absolutnie znęcał się nad Liverpoolem zeszłej nocy. Ogromny. Zawsze czułem, że jest przyszłym kapitanem City. To tylko kwestia czasu" - napisał na swoim Twitterze po spotkaniu StevenMcinerney z programu TalkingManCity.

Liverpool potrzebuje wzmocnień drugiej linii 

Wicemistrzowie Anglii latem obudzili się z ręką w nocniku. Gdy zorientowano się bowiem, że potrzebny jest nowy pomocnik, nie było już czasu na poszukiwania. Celem numer jeden był Aurelien Tchouameni, który jednak wybrał Real Madryt. Realnej opcji B nie było.

Do klubu na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu trafił Arthur Melo, który jednak nie przekonał do siebie trenera. Działacze nie byli w stanie zapewnić Kloppowi nikogo innego. Szkoleniowiec musiał więc spojrzeć do szkółki.

W niej znalazł kilku piłkarzy, którym chce dać szansę. Jednym z nich był Stefan Bajcetić. To właśnie on wyszedł na pozycji środkowego pomocnika defensywnego w miejsce Fabinho. Po 45 minutach jednak zakończył się dla niego udział w tym meczu. Na początku jednak zestawienie drugiej linii "The Reds" wyglądało następująco: Eliot - Bajcetić - Thiago Alcantara.

Jasne, do gry nie wrócił jeszcze Jordan Henderson, który był na mistrzostwach świata w Katarze, ale wciąż brakuje tu bardzo dużo jakości. Pomysł ze sprowadzeniem Jude'a Bellinghama lub też Enzo Fernandeza z pewnością bardzo mocno się broni. Pomocnik powinien być celem numer jeden w letnim, a być może zimowym okienku transferowym. W tej formacji przewaga City jest piorunująca.

Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty 

Czytaj także: Największa trauma Roberta Lewandowskiego. "To wciąż boli" Absurd na MŚ. Szef FIFA wystawił Katarowi laurkę

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)