Pekhart o kulisach powrotu do Legii. "Gdyby nie pewne okoliczności, nigdy bym nie odszedł"

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Tomas Pekhart (w środku)
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Tomas Pekhart (w środku)

Po pół roku spędzonym w tureckim Gaziantep Tomas Pekhart wrócił do Legii Warszawa. Pobytu w Turcji nie będzie miło wspominał i to z kilku powodów. Pieniądze, infrastruktura, niesłowni ludzie. Lista zarzutów jest długa.

Po nieudanym sezonie 2021/22 Tomas Pekhart odszedł z Legii Warszawa i podpisał kontrakt z tureckim Gaziantep FK.

- Gdyby nie pewne okoliczności, nigdy bym nie odszedł. Latem nie zgodziliśmy się na nową umowę w Legii. To była dziwna sytuacja. Oni nie chcieli, żebym wyjeżdżał i ja też nie chciałem odchodzić. Po półtora miesiąca skontaktował się ze mną dyrektor sportowy z pytaniem czy mimo wszystko chciałbym wrócić, ale było już za późno. Zaakceptowałbym ten kontrakt, ale byłem już na testach medycznych w Turcji. Dałem słowo Gaziantep i nie było odwrotu - mówi Pekhart w rozmowie z czeskim portalem "gol.cz".

Czech z perspektywy czasu bardzo żałuje przeprowadzki do Turcji. Z kilku powodów. Jednym z nich były aspekty finansowe. - Otrzymałem od nich bardzo interesującą finansowo ofertę. Dowiedziałem się o rzeczach wokół klubu, moralności płatniczej, ale wszystko wydawało się dobrze działać. Niestety po przyjeździe na miejsce rzeczywistość okazała się inna. Szybko dowiedziałem się, że w poprzednim sezonie piłkarze nie otrzymywali wypłat przez cztery miesiące - powiedział Pekhart.

W grudniu Czech rozwiązał umowę z Gaziantep. Skończyło się na trzynastu meczach i dwóch strzelonych golach. - Ustaliliśmy terminy rat przy rozwiązywaniu umowy. Żadna się nie pojawiła na moim koncie, więc skierowałem sprawę do arbitrażu FIFA. Następnie dostałem wiadomość od prawników tego klubu, że sprawa powinna zostać teraz załatwiona - kontynuował.

ZOBACZ WIDEO: Piłkarz o nietypowym... nazwisku zaproponowany Legii. Robiłby furorę w Polsce!

Okazuje się, że nie tylko finanse stanowiły problem. Niektóre były natury - nazwijmy to - infrastrukturalnej, a inne czysto ludzkiej. Gdy Pekhart poszedł oglądać mieszkanie, zabrano go do miejsca, w którym samobójstwo popełnił Frantisek Rajtoral. - Od tego momentu nie chciałem tam zostać. Miało to na mnie nieprzyjemny wpływ. Wtedy turecki etap się dla mnie zakończył - powiedział Pekhart.

Osobną kwestią były warunki do treningów. Te mocno odbiegały od standardów, do których Czech był przyzwyczajony w Polsce. - Powiedziano mi, że budują ośrodek treningowy, który będzie porównywalny z tym, który ma Legia. Po przylocie trener przekazał mi, że jeśli w ogóle taki będzie, to dopiero za kilka lat. Na boisku treningowym niemożliwe okazało się podanie na dwa metry. Było twarde jak beton i następnego dnia rano prawie nie mogłem chodzić. Nigdy wcześniej nie miałem takich problemów - mówił 33-latek.

W końcu jednak wrócił do miejsca, w którym czuje się jak w domu. Podpisał kontrakt do końca sezonu 2023/24. - Od momentu odejścia z Gaziantep Legia była dla mnie priorytetem. Cały czas miałem kontakt z szatnią, ludźmi z klubu i trenerem Runjaiciem. Wszyscy namawiali mnie do powrotu. To najlepsza rzecz, jaka mogła mi się przydarzyć. To jak powrót do domu - przyznał Pekhart.

CZYTAJ TAKŻE:
Turecki piłkarz Lechii nie potrzebuje przerwy. "Koncentruje się na zadaniu"
Trener Pogoni Szczecin nie wyklucza zmian. "Chęć jest większa"

Komentarze (0)