Po trzymiesięcznej przerwie obie drużyny z pewnością były głodne gry. Ełkaesiacy przystępowali do wiosennej części sezonu jako lider Fortuna I Ligi. Tyszanie zaś - jako jedenasta drużyna tabeli, która nadal ma nadzieje na przynajmniej miejsce barażowe, do którego przed rozpoczęciem 19. kolejki miała tylko pięć punktów straty.
- Jestem podbudowany tym, jak zawodnicy byli zaangażowani w trakcie zajęć zimowych. Mamy dużą wiarę w to, co chcemy robić. Celem jest oczywiście awans do Ekstraklasy, ale zwróćmy uwagę na drogę, jaką przyjęliśmy na przykład patrząc na transfery. Przychodzą do nas piłkarze, którzy także chcą rosnąć razem z klubem - podkreślał na przedmeczowej konferencji prasowej trener GKS-u Dominik Nowak, nomen omen łodzianin.
ŁKS od pierwszych minut dążył do zdobycia bramki, a bardzo aktywny był w tej kwestii Bartosz Szeliga, który przychodził do klubu jako obrońca, a teraz robił szum pod bramką rywala jako gracz ofensywny, podwieszony pod Stipe Juricia. To on w 30. minucie miał najlepszą okazję ku temu, by biało-czerwono-biali objęli prowadzenie, ale jego strzał z kilku metrów nie poleciał nawet w światło bramki. Niemal równie dobrą szansę miał po próbie z dystansu Kamil Dankowski w minucie 13., ale piłka zakleszczyła się między obrońcami GKS-u.
ZOBACZ WIDEO: Ponad 20 milionów wyświetleń! Świat oszalał na punkcie bramki z Ekstraklasy!
Goście pierwszą naprawdę groźną okazję stworzyli na sześć minut przed przerwą po rzucie rożnym. Na uderzenie z linii pola karnego zdecydował się Mateusz Czyżycki, ale z tym strzałem poradził sobie Aleksander Bobek.
Pierwsza połowa zatem na remis ze wskazaniem na ŁKS, ale w drugiej więcej konkretów było po stronie tyszan. Na finiszu pierwszego kwadransa drugiej części gry po zamieszaniu w polu karnym gospodarzy świetną okazję zmarnował Patryk Mikita, który dobijał próbę Kacpra Skibickiego. Odpowiedział na to 180 sekund później Michał Mokrzycki, który dostał świetne podanie od świeżo wprowadzonego z ławki Pirulo, ale piłka poleciała minimalnie nad poprzeczką.
Gole w końcu w meczu padły, ale dopiero po rzutach karnych. W 70. minucie sędzia Grzegorz Kawałko długo sprawdzał na wideo sytuację, w której Nacho Monsalve nadepnął na stopę Marcina Koziny. Ostatecznie arbiter jedenastkę podyktował, a wykorzystał ją Krzysztof Wołkowicz.
Jeszcze dłużej na VARze sędzia przyglądał się sytuacji, w której Nemanja Nedić trącał barkiem Pirulo we własnej szesnastce. Miało to miejsce w 76. minucie. Ostatecznie rzut karny dla ŁKSu został podyktowany w minucie 83., a na bramkę zamienił go Pirulo.
Do samego końca jedni i drudzy walczyli jeszcze o to, by zgarnąć w niedzielne popołudnie trzy punkty, ale musieli obejść się smakiem. Kibice obu klubów, dla których to było spotkanie przyjaźni, też mieli prawo wychodzić ze Stadionu Miejskiego im. Władysława Króla w Łodzi z niedosytem.
Nic nie dały gospodarzom rzuty rożne w końcówce, które jeszcze mogły przechylić szalę wygranej na korzyść biało-czerwono-białych. A tej radości mogło nie być, bo ósmej minucie doliczonego czasu gry przyjezdni mogli zdobyć bramkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego na głowę Daniela Rumina, ale strzał świetnie obronił Aleksander Bobek, który wykazał się refleksem.
ŁKS Łódź - GKS Tychy 1:1 (0:0)
0:1 - Krzysztof Wołkowicz 73' - z karnego
1:1 - Pirulo 83' - z karnego
ŁKS: Aleksander Bobek - Kamil Dankowski, Nacho Monsalve, Adam Marciniak, Oskar Koprowski - Michał Mokrzycki, Mateusz Kowalczyk, Bartosz Biel (61' Pirulo), Michał Trąbka - Bartosz Szeliga (90' Piotr Janczukowicz), Stipe Jurić (61' Nelson Balongo).
GKS: Konrad Jałocha - Krzysztof Machowski, Nemanja Nedić, Petr Buchta, Krzysztof Wołkowicz - Wiktor Żytek - Antonio Dominguez (84' Mateusz Radecki), Mateusz Czyżycki (84' Jakub Tecław) - Kacper Skibicki (90+2' Natan Dzięgielewski), Matryk Mikita, Marcin Kozina (74' Daniel Rumin).
Sędziował: Grzegorz Kawałko (Wyszowate).
Żółte kartki: Monsalve (ŁKS) - Żytek, Machowski, Czyżycki, Skibicki, Jałocha, Mikita (GKS).
Widzów: 8 655.
Czytaj też: Trener Ruchu Chorzów zaskoczony. "Przestrzegano nas"