Sprawy potoczyły się bardzo szybko. Bartosz Śpiączka zaczynał rundę wiosenną jako podstawowy napastnik Korony Kielce, ale stracił miejsce w składzie na rzecz Jewgienija Szykawki. Wydawać by się mogło, że to normalna rzecz, jednak cała sytuacja ma też drugie dno.
Trener Kamil Kuzera przed ostatnim ligowym meczem z Lechią Gdańsk mówił: - Bartek jest ambitnym zawodnikiem, a jego przyjście do Korony wiązało się z pewnymi oczekiwaniami. Musi dać sobie trochę spokoju, bo nerwy w tej sytuacji nie pomagają. Miejmy nadzieję, że sobie z tym poradzi.
Ale już po meczu, gdy okazało się, że Śpiączki zabrakło w kadrze meczowej, narracja trochę się zmieniła. - Dostał od nas kilka dni wolnego. Ma czas, żeby przemyśleć pewne rzeczy. W poniedziałek rano jesteśmy umówieni na rozmowę i zobaczymy co będzie dalej - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką wyczynia cuda. Zobacz popisy gwiazdy Barcelony
Sprawę naświetlił portal "Weszlo.com". Jak czytamy, nie chodziło o jeden wybryk, a kilka mniejszych. Najbardziej miał podpaść meczem z Cracovią, gdy wszedł na boisko z ławki i ostentacyjnie pokazywał swoją złość po nieudanych akcjach. Miał zarażać negatywną energią kolegów z drużyny, machał rękami, dyskutował.
Spekulowano, że Śpiączka mógłby przenieść się do Wieczystej Kraków, natomiast finalnie okazuje się, że zostaje w PKO Ekstraklasie. Do końca sezonu został wypożyczony do Wisły Płock, a jeśli się sprawdzi, to zostanie wykupiony przez Nafciarzy, bo takowa klauzula została zawarta w umowie między klubami.
W obecnym sezonie Śpiączka rozegrał 17 meczów ligowych i strzelił cztery gole.
CZYTAJ TAKŻE:
Bilety wykupione. Ogromne zainteresowanie meczem Legii
Jan Biegański ponownie wypożyczony z Lechii do GKS-u Tychy