Na niebieskim dywanie, rozłożonym przed Pałacem Kultury i Nauki, roiło się od gwiazd. W związku z premierą filmu dokumentalnego o życiu Roberta Lewandowskiego, wyprodukowanego przez Amazon Prime Video, już w przedsionku Kinoteki stężenie znanych postaci na metr kwadratowy kilkukrotnie przekroczyło normę.
Na zaproszenie "Lewego" w Warszawie zameldowała się bardzo mocna ekipa, której nikomu w świecie piłki nie trzeba przedstawiać. Od prezydenta Barcelony Joana Laporty i dyrektora klubu ds. futbolu, Mateu Alemany'ego, po agenta kapitana reprezentacji Polski, Piniego Zahaviego.
"Szewa" zaskoczył dziennikarzy
Niespodzianką było pojawienie się na ściance byłej gwiazdy m.in. Milanu, Andrija Szewczenki. "Szewa", który we wrześniu ubiegłego roku dziękował "Lewemu" na PGE Narodowym za wspieranie Ukrainy, wytłumaczył w rozmowie z WP SportoweFakty, skąd jego obecność na pokazie.
- Lewandowski to w sporcie wielka osobowość. Poprzez swoje zdecydowane działania i jednoznaczne słowa wyraził wsparcie dla Ukrainy. Pokazał, co ma w sercu. Pokazał, jaki jest prawdziwy Robert Lewandowski. Dla mnie to bardzo ważne, by zrozumieć go nie tylko jako piłkarza, ale też jako człowieka. Bycie częścią tak ważnego dla Roberta wydarzenia jest wielką przyjemnością. Zawsze będę mu życzył wszystkiego najlepszego - powiedział nam legendarny napastnik.
ZOBACZ WIDEO: Oceniamy reprezentację Polski pod Santosem. Wymownie o Lewandowskim - Z Pierwszej Piłki #35
I przyznał, że jest pod wrażeniem występów "Lewego" w jego pierwszym sezonie na Camp Nou.
- W jego wieku zmiana klubu zawsze jest trudną decyzją, zwłaszcza że grał w Bayernie bardzo długo i odnosił tam sukcesy. W Barcelonie udowadnia jednak, że wiek dla niego nie istnieje. Jest regularny, trafia do siatki, został jednym z liderów Barcelony, która otwiera tabelę La Liga. To naprawdę imponujące - mówił.
Prezydent Barcy w formie
W międzyczasie Laporta błyszczał na salonach.
Ci, którzy myśleli, że ze względu na napięty grafik prezydent Barcelony zjawi się na pięć minut i wyjdzie tylnymi drzwiami, grubo się pomylili. Natura showmana dała o sobie znać, Laporty wszędzie było pełno. Udzielał krótkich wywiadów, pozował do zdjęć, by po chwili ciepło witać się na schodach z Anną Lewandowską. - Robert przywrócił w Barcelonie radość - mówił ze swoim charakterystycznym, lekko szelmowskim uśmiechem.
Bohater wieczoru kilkukrotnie powtarzał natomiast, że to dla niego wyjątkowa noc.
Na pewno jedyna, podczas której bawili się razem wspomniani Laporta, Szewczenko, ale też Bartosz Zmarzlik, Andrzej Wrona, Krzysztof Hołowczyc, Quebonafide, Natalia Szroeder czy Sanah. Flesze błyskały z taką częstotliwością, że nawet gdyby wyłączono prąd, i tak pewnie byłoby widno.
A potem, już w sali kinowej, na niespełna dwie godziny zapadła ciemność.
Zamknąć piwniczkę z winami
We wtorkowy wieczór Lewandowski zabrał swoich najbliższych i gości na mały roller-coaster. Bo gdy razem z Anią opowiadał na ekranie o utracie dziecka, albo wspominał śmierć ojca, szepty na zatłoczonej sali momentalnie ucichły.
Ale dało się też słyszeć podczas projekcji salwy śmiechu.
Wywołał je m.in. młodziutki Lewandowski, tańczący w piżamie na archiwalnym nagraniu rodzinnym. Albo Jurgen Klopp, tłumaczący, że specjalnie dla "Lewego" nauczył się po polsku zwrotu "rusz dupę!".
Był śmiech. Był ból. Przede wszystkim były emocje.
Sam Lewandowski nie krył ich, gdy tuż po pokazie wszedł na scenę. - Te emocje jeszcze nie opadły. Dziękuję za wsparcie moim bliskim. Jest to dla mnie wielkie wydarzenie. Cieszę się, że tu jesteście - powiedział nieco wzruszony piłkarz, wywołując burzę braw.
Show skradł znakomity przed laty siatkarz i przyjaciel "Lewego", Łukasz Kadziewicz, który wcielił się w rolę prowadzącego. Medalista mistrzostw świata z 2006 roku od razu zapowiedział, że nie będzie się trzymał scenariusza, bo ma za dużo historii do opowiedzenia. Zaczął z grubej rury.
- Poznaliśmy się z Robertem kilkanaście lat temu, kiedy on jadł jeszcze biały chleb ze smalcem, a ja pilnowałem grilla!
Gdy "Lewy" tłumaczył, że dopiero po karierze usiądzie z lampką w dłoni i powspomina, "Kadziu" polecił Annie Lewandowskiej, żeby czym prędzej zaryglowała piwniczkę z winem, by kariera jej męża potrwała jak najdłużej.
Lewandowski opowiadał z kolei:
- Zawsze miałem ambicję, że jak już wejdę na szczyt, chcę się na nim utrzymać. Jako jeden z nielicznych zawodników miałem szczęście pracować z wielu znakomitymi trenerami. Juergen Klopp pokazał mi, jak ważna jest wiara w siebie. Guardiola zmienił moje postrzeganie taktyczne piłki nożnej. Carlo Ancelotti dał mi pewność siebie. Hansi Flick pokazał, że warto pokazywać w tym sporcie najlepsze, co się ma jako człowiek.
Robota do wykonania
Lewandowski sam wie najlepiej, że choć film dokumentalny zamyka pewien etap w jego karierze, za wcześnie na podsumowania. Po wyjątkowej nocy wraca w środę do Barcelony, bo - jak tłumaczył nam Laporta - "do końca ligi jeszcze trzy miesiące, a jest robota do wykonania".
Smoking znów trzeba schować do szafy.
Najprawdopodobniej już w maju "Lewego" czeka jedna z głównych ról w scenach pokazujących odzyskanie przez Barcę mistrzostwa Hiszpanii. Życie to nie film, ale patrząc na tabelę La Liga, trudno uwierzyć w inny scenariusz.
Wbrew temu, co zobaczyliśmy we wtorkowy wieczór w Kinotece, w tej historii jeszcze nie czas na napisy końcowe.
Zobacz także:
Falstart Niemców. Pachniało katastrofą
Niespodzianka w meczu Hiszpanii