Choć czwartkowy mecz pomiędzy FC Barceloną, a Realem Madryt nie obył się bez kontrowersji (między innymi z powodu wątpliwej decyzji sędziego o braku karnego za rękę David Alaby w polu karnym gości na początku spotkania), ostatecznie kibice "Blaugrany" nie mogą go określić inaczej jak blamaż. Po wygranej w pierwszym meczu półfinału 1:0, Barca poległa u siebie aż 0:4.
- Szukaliśmy odpowiedzi na pytanie "dlaczego?". Przeanalizowaliśmy ten mecz i nie zasłużyliśmy na 0:1 po pierwszej połowie. Przeciwko Realowi nie można jednak marnować sytuacji, bo później się za to płaci. Już przewróciliśmy kartkę i skupiamy się na lidze. Chcemy ją wygrać, to nasz priorytet - mówił Xavi po zakończeniu spotkania.
Historia zatoczyła koło
Katalończycy nie przywykli przegrywać u siebie z odwiecznym rywalem 0:4., toteż 5 kwietnia 2023 roku będzie dla nich niechlubną datą. Królewscy nawiązali do bardzo dawnych czasów, gdyż ostatni raz FC Barcelona przegrała u siebie z Realem w takim stosunku w 1963 roku, a trzykrotnie do siatki trafił wtedy legendarny Ferenc Puskas.
ZOBACZ WIDEO: Nowy lider obrony? "Pokazał, że jest szefem"
Najstarsi kibice mogli przeżywać przykre deja vu. Wprawdzie tym razem wynik był nieco inny, bo 60 lat wcześniej było 1:5, ale rozmiary porażki są już identyczne, a w rolę Puskasa wcielił się tym razem Karim Benzema, który skompletował hat-tricka.
Do odpadnięcia Blaugrany z Pucharu Króla doszło w najgorszych możliwych okolicznościach i z pewnością boli podwójnie zważywszy na to, kto znalazł się po drugiej stronie barykady, Kwietniowa klęska nie oznacza jednak, że sezon należy spisać na straty.
W lidze są najlepsi
Trudno sobie wyobrazić, żeby FC Barcelona nie wygrała ligowych rozgrywek, bo jej przewaga nad Realem wynosi 12 punktów, a do końca pozostało osiem kolejek. Mało tego, Katalończycy staną przed szansą, by zwiększyć o ją o kolejne trzy punkty, bo zespół z Madrytu uległ na Santiago Bernabeu Villareal (2:3).
Coraz częściej i głośniej mówi się również o wielkim, jeśli nie największym powrocie w historii Barcy. Leo Messi już dawno przestał wierzyć w paryski projekt i ma zamiar opuścić stolicę Francji. Zarząd Barcelony potwierdza zainteresowanie Argentyńczykiem, a każdy kolejny tydzień przynosi nowe wieści, łącznie z potencjalną wartością kontaktu.
Taki ruch, z punktu widzenia sportowego i marketingowego, to z pewnością strzał w dziesiątkę. Aktualny mistrz świata wciąż potrafi grać na wysokim poziomie i jest w stanie na powrót stać się gwiazdą klubu, który dał mu wszystko, bo kwestia tego, że wróci do domu jako ulubieniec miejscowych fanów, w ogóle nie podlega dyskusji.
Jeśli nie Messi na ratunek, to kto?
Podkreślić przy tym należy, że wizerunek FC Barcelony wcale nie ma się teraz dobrze. Można nawet powiedzieć, że ośrodek został owiany złą sławą po tym, jak wybuchła afera dotycząca niejasnej współpracy klubu z ówczesnym wiceszefem hiszpańskich sędziów. Oczywiście obie strony mają rozbieżne zdania na ten temat, ale natychmiast rozpoczęła się debata o możliwych konsekwencjach, gdyby najgorsze dla Katalończyków się potwierdziło.
A te mogą być surowe. Mówi się o dużej karze finansowej i wykluczeniu z europejskich pucharów. Nie trzeba tłumaczyć, że taki obrót sprawy byłby ogromnym ciosem i klub borykałby się z jego konsekwencjami przez wiele sezonów.
To nie może się wydarzyć
Delikatnie mówiąc, topowi zawodnicy byliby sceptyczni wobec ofert ze stemplem klubu z Barcelony, które trafiałyby na biurka ich menedżerów. Liga Mistrzów to doskonała okazja, by zaistnieć na arenie międzynarodowej, a jej brak odstręczałby potencjalne gwiazdy, mogące przywrócić Blaugranie nie tak dawne lata świetności. Z werdyktami należy się jednak wstrzymać, bo sprawa zapewne nieprędko znajdzie swój finał, zważywszy że młyny sprawiedliwości mielą powoli.
Mówiąc o wizerunku, nie najlepiej wiedzie się także Robertowi Lewandowskiemu. Wychowanek Znicza Pruszków przyszedł z Bayernu Monachium, by być największą gwiazdą i robić różnicę w ważnych meczach. Częściowo mu się to udało, bo reprezentant Polski jest przecież najlepszym strzelcem w hiszpańskiej lidze i prowadzi Katalończyków do tytułu.
Uwypuklono jego wady
Ale częściowo nie, mówiąc już o drugiej kwestii. Na jednym z najlepszych graczy w historii Bundesligi media nie zostawiły suchej nitki po nieudanym klasyku, obwiniając właśnie jego za wstydliwą porażkę z Realem Madryt.
W dużej mierze przyczynił się do tego naturalny rywal Polaka, bezwzględnie wykorzystujący wszystkie sytuacje Benzema, ale faktycznie Lewandowskiemu było trudno rozwinąć skrzydła w tamtym spotkaniu. A Hiszpania to specyficzne miejsce, w którym media z dnia na dzień potrafią zamienić piłkarza od bohatera do zera i z powrotem.
Bardzo często kibice i dziennikarze idą w myśl idiomu "jesteś tak dobry, jak zagrałeś w poprzednim meczu". To, że napastnik popisał się znakomitą asystą drugiego stopnia w pierwszym półfinałowym spotkaniu na wyjeździe i dwukrotnie trafił do siatki w ligowym starciu z Elche CF (dodatkowo raz asystował) zeszło na drugi plan.
Reasumując, Lewandowskiemu mocno oberwało się za jedną z największych klęsk Blaugrany w historii El Clasico. Czy to sprawiedliwy osąd? Zapewne niezupełnie, bo w drugiej połowie nie istniał właściwie cały zespół, a sytuacje z pierwszej mimo wszystko stuprocentowe nie były. Polak jednak nie zagrał dobrego meczu.
Fundamenty? Oczywiście, że są
Gdyby nie coraz bardziej realny triumf w La Liga i wizja powrotu Messiego, w Katalonii mówiliby o katastrofie. Szybkie odpadnięcie z Ligi Europy z Manchesterem United, fiasko w Pucharze Króla i jeszcze brak mistrzostwa kraju? To byłoby nie do przełknięcia i pewnie Lewandowski znów dostałby potężnym rykoszetem. Zatem póki co sympatycy Dumy Katalonii mogą mieć mieszane uczucia i duże obawy ze względu na oskarżenia wobec klubu, ale i nadzieję na lepsze jutro.
FC Barcelona cały czas przechodzi gruntowną przebudowę. Pojawiają się błyskotliwi wychowankowie, z Pedrim i Gavim na czele, z którymi już zaczynają utożsamiać się kibice, największa legenda może wrócić do domu, a w klubie nie brakuje gwiazd światowego kalibru.
Do potęgi jeszcze daleko, ale fotel lidera w lidze świadczy o tym, że klub nadal jest wielki. A przecież jeszcze niedawno mierzył się z gigantycznymi problemami finansowymi. Mistrzostwo w takich okolicznościach? Pewnie niektórzy braliby w ciemno.
W następnym spotkaniu La Liga FC Barcelona zmierzy się z Gironą. Początek spotkania o godzinie 21:00. Transmisja w WP Pilot. Relacja tekstowa LIVE na WP SportoweFakty.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Polski napastnik ma problemy. Bez przełamania od listopada
- Gigant potwierdza rozmowy. To może być transferowy hit tego roku