Po pierwszym meczu w tej rywalizacji było raczej jasne, kto zamelduje się w półfinale tej edycji Ligi Mistrzów. Manchester City wygrał na swoim obiekcie aż 3:0 i do rewanżu podchodził ze względnie spokojną sytuacją. Bayern Monachium potrzebował niemalże cudu.
Tego typu powroty w tych rozgrywkach zdarzały się bardzo rzadko. Dotychczas w historii najbardziej prestiżowego europejskiego pucharu odrobienie minimum trzybramkowej straty z pierwszego meczu udało się zaledwie czterem zespołom. Monachijczycy chcieli być tym piątym, ale ich marzenia zostały zniszczone na początku drugiej połowy.
W 57. minucie Erling Haaland dostał prostopadłe podanie od Kevina De Bruyne, minął Dayota Upamecano i mocnym uderzeniem w górny róg bramki Yanna Sommera umieścił piłkę w siatce. Nie można pominąć tego, że spory udział przy tym trafieniu miał francuski obrońca niemieckiego zespołu.
Upamecano poślizgnął się przy okazji pojedynku 1 na 1 z Haalandem, co znacznie ułatwiło zadanie Norwegowi, który jedynie przełożył sobie piłkę na lewą nogę i oddał strzał. Była to bramka na 4:0 w tym dwumeczu, co niemalże znokautowało zawodników mistrza Niemiec.
Podopieczni Thomasa Tuchela jeszcze próbowali choć raz trafić do bramki Edersona i po wielu próbach dostali rzut karny, który bardzo pewnie na bramkę zamienił Joshua Kimmich. Jednak ostatecznie w rozrachunku całego dwumeczu ten gol niewiele zmienił.
Czytaj też:
To ona miała wpływ na decyzję Papszuna?
Nowy trener Śląska Wrocław już wkrótce?
ZOBACZ WIDEO: Kryzys Lewandowskiego, Lech w Lidze Konferencji i Salamon na dopingu - Z Pierwszej Piłki #35