Awans Lecha był o krok. Włosi łapali się za głowę [OPINIA]

Do 78. minuty Lech przeżywał we Florencji piękny sen. Prowadził na wyjeździe 3:0 i miał dogrywkę w garści. Na ziemię sprowadziła go dopiero końcówka.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Radość Afonso Sousy (Lech Poznań) PAP/EPA / CLAUDIO GIOVANNINI / Radość Afonso Sousy (Lech Poznań)
Niech żałują wszyscy ci, którzy po porażce 1:4 w Poznaniu skreślili Lecha i odpuścili sobie oglądanie jego rewanżowego spotkania we Florencji. Po tym, jak Fiorentina rozjechała mistrza Polski w pierwszej odsłonie meczu ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy, pełno było głosów, że różnica klas była aż nadto widoczna, a rywale pokazali nam miejsce w szeregu.

Owszem, do poziomu ligi włoskiej naszym zespołom jeszcze daleko. Ale możemy grać z nimi niezwykle emocjonujące mecze. Takie, że sami Włosi łapali się za głowę.

Pierwszy powód dał im Afonso Sousa. Świetny niedzielny występ z Legią Warszawa, w którym strzelił dwa gole, dodał mu skrzydeł. Później z rzutu karnego nie spękał Kristoffer Velde. Aż w końcu Artur Sobiech pokazał, że potrafi wejść w buty Mikaela Ishaka i perfekcyjnie wykończyć akcję. Do 78. minuty Lech Poznań wygrywał na wyjeździe 3:0 i miał dogrywkę w garści.

Szaleńcem nazwalibyśmy każdego, kto spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń. Do tego momentu mistrz Polski stłamsił przeciwnika, który przez dwa miesiące ciągnął passę spotkań bez zwycięstwa. Nawet zawodzący w Ekstraklasie Velde przeżywał kolejny znakomity czwartek. Radziła sobie też obrona, choć zawieszony jest jej lider, Bartosz Salamon. Do tak sensacyjnego wyniku poznaniacy doszli bez kapitana i najlepszego napastnika, Mikaela Ishaka. Szwed zaczął mecz na ławce.

ZOBACZ WIDEO: Sytuacja Salamona jest przesądzona? "Zaskoczyła mnie reakcja Lecha"

Jednak Fiorentina w brutalny sposób wybudziła Lecha ze snu. Dwa kontaktowe gole - w 78. minucie i w doliczonym czasie - pozbawiły nas złudzeń. Zamiast historycznego wyniku, będzie smutny powrót do domu. Choć w te 78 minut Lech rozbudził nadzieje kibiców jak mało kto w ostatnich latach. I dokonał niezłej rzeczy, bo stał się pierwszym zespołem, który pokonał Fiorentinę w ostatnich dwóch miesiącach.

John van den Brom dokonał niezwykłej rzeczy. Po zaskakującej rezygnacji Macieja Skorży przejął zespół po tym, jak zdobył mistrzostwo. Na drodze do fazy grupowej Ligi Konferencji zaliczył kilka wpadek. Były nimi porażki z Karabachem 1:5 w pierwszej rundzie el. LM czy 0:1 z Vikingurem już w el. LKE. Jednak na końcu Holender triumfuje: awansował do fazy grupowej, w niej pokonał Villarreal 3:0, a potem dotarł do ćwierćfinału.

Triumfują też działacze Lecha, którym w końcu udało się złożyć zgrany zespół. Mecz we Florencji był najcięższą próbą. Po porażce 1:4 łatwo było zwiesić głowy i pojechać do Włoch na ścięcie. Łatwo byłoby też zwolnić trenera po mizernym starcie w lidze i przeczołgiwaniu się przez kolejne fazy eliminacji LKE.

Z takiego wyniku cieszy się też polska piłka. Po występach Lecha w pucharach Polska awansowała na 24. miejsce w rankingu. Zostawiliśmy w tyle m.in. Węgry, Rumunię czy Bułgarię.

289 dni walczył w pucharach Lech Poznań. To było też 289 dni, które dały nam nadzieję, że polska piłka odnalazła swoje miejsce w Europie. Liga Konferencji to idealny twór, by odbudowywać pozycję na piłkarskiej mapie. Oby w końcu były to rozgrywki, w których mistrz Polski będzie mógł zagrzać miejsce na dłużej.

Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też:
Lech Poznań zarobił górę pieniędzy
Eksperci zachwyceni postawą Lecha

Czy Lech Poznań w przyszłym sezonie zagra w fazie grupowej LKE?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×