Przed rozpoczęciem spotkania Barcelony z Betisem (4:0) kapitan reprezentacji Polski mógł mieć do siebie pretensje. Przez serię meczów bez gola w La Liga pojawiło się ryzyko, że wypuści z rąk jedenasty tytuł najlepszego strzelca w karierze.
Robert Lewandowski długo miał pewną przewagę w tej klasyfikacji na hiszpańskim podwórku. Nawet ostatni kryzys strzelecki kapitana reprezentacji Polski niewiele zmieniał w tym zestawieniu. Polak do meczu z Betisem zdobył w tym roku pięć bramek w La Liga, ale dalej miał ich na swoim koncie 18 i przewaga czterech trafień nad Karimem Benzemą wydawała się bezpieczna.
Ale Francuz zdobył w sobotę hat tricka z Almerią (wygrana Realu 4:2) i wyzwał Lewandowskiego na pojedynek. Do "Lewego" tracił już tylko gola, a mając w pamięci ostatnią posuchę naszego gracza, zaczęło to pachnieć "remontadą" Benzemy.
ZOBACZ WIDEO: Niespodzianka na finiszu sezonu. "To nie wchodzi w grę"
Może właśnie taki bodziec był potrzebny Lewandowskiemu, by zostawić zły okres za sobą? Wcześniej nawet mimo braku goli Polaka, Barcelona konsekwentnie gromadziła punkty. Jej przewaga w lidze nie malała nawet po remisach z Gironą (0:0) i Getafe (0:0) czy porażce z Rayo Vallecano (1:2). Indywidualnie Lewandowskiego też to nie dotykało.
Nasz napastnik po mundialu najpierw był nieskuteczny, później doszła do tego ogólna słaba dyspozycja piłkarza. Proste błędy techniczne i to takie, które zawodnik już dawno wyeliminował - jak choćby problemy z przyjęciem piłki. Można się zastanawiać, co było przyczyną: zmęczenie po mistrzostwach świata, problemy zdrowotne czy po prostu ostry zjazd formy?
Ale już mecz z Atletico Madryt (1:0) w zeszłą niedzielę pokazał, że Lewandowski "wraca do gry". Kibicom staje przed oczami sytuacja, gdy "Lewy" nie podał Raphinhi na pustą bramkę, jednak oprócz tego, Polak bardzo dobrze pracował dla drużyny. Brakowało tylko gola.
Bramki w końcu jednak przyszły. Ta z Rayo w poprzedniej kolejce był wyjątkowej urody. Z Betisem też sytuacja nie była prosta - Lewandowski musiał wykończyć mocne dośrodkowanie w pełnym biegu na mokrej od ulewy murawie. W tym roku Polak psuł znacznie łatwiejsze akcje.
Widocznie Robert Lewandowski potrzebował bata nad głową, by znowu strzelić gola w lidze. Być może pod prąd podłączył go dopiero skuteczny Karim Benzema. Nagroda "Pichichi" na pewno jest dla Polaka ważna, mimo że jak podkreślał: liczy się tylko dobro drużyny. Mistrzostwo Hiszpanii i korona króla strzelców to byłoby coś dla Lewandowskiego w pierwszym sezonie w Barcelonie. Tym bardziej, że ten dublet jest na wyciągnięcie ręki.
Wcześniej "Lewy" sięgał po tytuł najlepszego strzelca trzykrotnie w Polsce (w III i II lidze oraz ekstraklasie), a także w Bundeslidze (siedmiokrotnie).
Przełamanie nastąpiło w idealnym momencie - gdy rozstrzelał się snajper Realu Madryt. Z Betisem widzieliśmy mieszankę Lewandowskiego z obecnych rozgrywek. Fragmentami "starego" pewnego siebie napastnika: dryblującego, grającego piętą, uderzającego efektownie - zewnętrzną częścią stopy. Ale także takiego, który znowu marnuje stuprocentowe sytuacje (między innymi uderzenie w słupek).
Polak mozolnie zbiera gole w 2023 roku. We wszystkich rozgrywkach strzelił ich jedenaście, więc źle to nie wygląda - ale w lidze tylko sześć. "Lewy" dalej korzysta ze świetnej formy z początku sezonu, czyli trzynastu goli w dwunastu kolejkach La Liga.
To pozwoliło Lewandowskiemu odjechać stawce w klasyfikacji strzelców, ale też dało mu spokój w okresie, gdy zawodził. Teraz jest na dobrej drodze, by wrócić do biznesu w swoim stylu. On wręcz potrzebował, by ktoś taki jak Karim Benzema wszedł mu na ambicję.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Kolejny krok Barcelony do mistrzostwa. Lewandowski odpowiedział Benzemie