Po tym, jak do finału Ligi Mistrzów awansowały Inter i Manchester City, to Holender Danny Makkelie był jednym z faworytów do sędziowania tego spotkania (10 czerwca, Stambuł). W końcu od lat sędziuje najważniejsze mecze w Europie, do tego był na ostatnim mundialu w Katarze. Ostatnim jego sprawdzianem był właśnie czwartkowy, rewanżowy mecz półfinału Ligi Europy Sevilla - Juventus. Makkelie oblał egzamin.
Najpierw pod koniec pierwszej połowy nie dostrzegł faulu Juana Cuadrado. Zawodnik Juventusu kopnął Olivera Torresa w stopę. Mimo interwencji VAR-u sędzia nie przyznał rzutu karnego. A w dogrywce Makkelie pokazał żółtą kartkę Marcosowi Acuni, ale nie wyrzucił go z boiska. Dopiero po protestach jednego z piłkarzy Juventusu Holender wyciągnął czerwoną kartkę.
Bardzo słaby mecz faworyta do sędziowania finału odgrzał dyskusję o szansach Szymona Marciniaka. Polak sędziował w środę półfinał Ligi Mistrzów Manchester City - Real Madryt, a UEFA ma w zwyczaju, by nie wyznaczać do finału arbitrów z półfinału. Jednak pod względem formy Marciniak zostawia resztę stawki w tyle i dlatego federacja może stworzyć precedens. Dotąd taki wyjątek robiła wyłącznie dla sędziów u schyłku kariery.
ZOBACZ WIDEO: Kontrowersja czy skandal? Jakim cudem tu nie było rzutu karnego?!
O formie polskiego arbitra i jego szansach na finał mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Adam Lyczmański, były uznany sędzia międzynarodowy, obecnie ekspert Canal+ Sport.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Czy zgadza się pan, że Marciniak w środę był bezbłędny?
Adam Lyczmański:
Na pewno potwierdził, że jest w ścisłej czołówce. Znamy się od lat, lubimy się czasem poprzekomarzać. Liczyłem, że UEFA wybierze go na finał, ale dlaczego nie? Może federacja stworzy precedens. Mocno w to wierzę i życzę tego Szymonowi z całego serca. Już po jego pierwszym meczu na mundialu w Katarze powiedziałem, że to sędzia na finał. Teraz też chciałbym mieć takiego sędziowskiego nosa.
Czy w środę dostarczył panu kolejnych powodów do przekomarzania się?
Okazji do tego dostarczają nam mecze Ekstraklasy. Oceniając pracę sędziów w Canal+, muszę wykonywać to w zgodzie ze swoim sumieniem. A nigdy nie będzie pełnej zgodności co do oceny występu arbitra i kontrowersyjnych sytuacji. W niektórych sprawach mieliśmy inne zdanie i nie raz tak jeszcze będzie. Co nie zmienia faktu, że Szymon Marciniak to Robert Lewandowski polskiego sędziowania. Zgadzam się z kimś, kto napisał, że Marciniak, Lewandowski i Zbigniew Boniek, a wcześniej też Kazimierz Deyna, to wizytówki polskiej piłki nożnej.
Każdy, kto wyznaczy Marciniaka na mecz, może być spokojny o jakość. Błędy się zdarzają, ale to normalne w pracy sędziego. Sam jako aktywny arbiter oglądałem swoje mecze i łapałem się za głowę, widząc niektóre decyzje. Dziwiłem się, że nie dostrzegałem niektórych sytuacji, choć stałem bardzo blisko.
Pokazuję niektóre sytuacje młodym sędziom na kursach, a oni buńczucznie dziwią się, jak ten arbiter mógł popełnić błąd. Jeśli ktoś myśli, że jest alfą i omegą, to nie zrobi kariery.
Jak ocenia pan błędy sędziego Makkelie w Lidze Europy?
Nie chcę komentować tej sytuacji z możliwym rzutem karnym. A co do drugiej żółtej kartki, to zastanawiam się, jaki czynnik tam zawinił. W telewizji nie zawsze da się zobaczyć wszystko, co dzieje się na boisku. Sam miałem taki przypadek, że stojąc przed drugą połową, nie wiedziałem, jaki jest wynik meczu. Taka była presja i emocje. Trudno to rozumieć ludziom, którzy nigdy nie byli sędziami. Wtedy powiedzą "co on opowiada"!
Był taki jeden, który mocno z panem dyskutował na boisku, a pan mu powiedział, by sam wziął się za sędziowanie. Nazywał się Szymon Marciniak.
Zażartuję, że lepiej sędziuje niż grał. Bardzo się cieszę, że wybrał tę drogę. A tamtą dyskusję pamiętam do dzisiaj. Sędziowanie to nie jest lekki kawałek chleba. Gratuluję Szymonowi, że dźwignął presję i czerpię radość z sędziowania.
Marciniak był jedynym przypadkiem w karierze, który wziął sobie pańską ripostę do serca?
Nie kojarzę, by ktoś też potem poszedł na kursy sędziowskie i prowadził mecze. A takie dyskusje to część pracy. Sędzia musi się szanować, kiedy zawodnik zachowuje się nie w porządku. Trzeba być konsekwentnym i stanowczym. Inaczej nie zbuduje się autorytetu.
Inny były polski sędzia, Marcin Borski, napisał na Twitterze, że "sędziowanie jest w potężnym kryzysie, brak mu osobowości i jakości". Z tego wyłamuje się Marciniak. Zgadza się pan?
Nie czytam jego tweetów, ale zgadzam się, że Szymon Marciniak ma charyzmę i posłuch u piłkarzy. Szymon doszedł na ten poziom dzięki analizom, wytężonej i wnikliwej pracy oraz spotkaniom z zespołem sędziowskim. To krok po kroku doprowadziło go do tego miejsca. Nikt mu tego nie dał w prezencie.
Nawet, gdy popełnia błędy, to nie ma tak dużego poruszenia. To dzięki autorytetowi. Potrafi też rozmawiać o swoich decyzjach, co wyjdzie wszystkim na zdrowie. Trzeba tłumaczyć przepisy i wyjaśniać podjęte ruchy. Sam widzę, że gdybym mówił o tym wyłącznie terminologią z przepisów gry, wielu rzeczy nie zrozumieliby kibice. To książka licząca ponad 200 stron. A przepisy ewaluują co pół roku.
Miałem sytuację na zajęciach z piłki nożnej, kiedy chciałem uderzyć na bramkę bezpośrednio z rozpoczęcia. Nie wyszło, bo piłkarzem byłem dostatecznym. Pan magister zwrócił mi uwagę, że i tak nie uznałby bramki, bo z rozpoczęcia nie wolno strzelić. Ja już byłem trzecioligowym sędzią, nie zgodziłem się. On mi pokazał przepisy gry z 1998 roku. Ja wyciągnąłem te z 2004, które dopuszczały taką możliwość. Przepisy ciągle się zmieniają i trzeba je czytać.
Czy pana zdaniem Marciniak ma szansę na poprowadzenie tegorocznego finału Ligi Mistrzów?
Jest ku temu kilka przesłanek. Odpada Anthony Taylor, bo jako Anglik nie może poprowadzić meczu z udziałem angielskiej drużyny. Ciekawe, jakie notowania ma teraz Francuz Clement Turpin. A Makkelie pewnie nie będzie już brany pod uwagę. Szefom UEFA będzie zależało, żeby po takim meczu nie było dyskusji o sędziach. Szymon to gwarantuje i mam nadzieję, że taki finał zepnie klamrą jego ostatnie fantastyczne miesiące.
rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Kosmiczny mecz. Są też dobre wieści dla Lewandowskiego [OPINIA]
W Anglii nie mieli litości dla Polaka. "Wracaj do kraju, frajerze"