Kiwior: Arsenal okazał się o wiele większy niż myślałem. Zwłaszcza jedno mnie zszokowało

Getty Images / DeFodi Images / Na zdjęciu: Jakub Kiwior
Getty Images / DeFodi Images / Na zdjęciu: Jakub Kiwior

Jakub Kiwior nie może przeboleć porażki z Mołdawią. W rozmowie z WP gracz Arsenalu wskazuje na decydujący moment tego meczu, ale opowiada też o wyjątkowych emocjach, jakie towarzyszyły mu przy transferze do legendarnego klubu.

To były szalone dni Jakuba Kiwiora. Najpierw (10 czerwca) ślub w rodzinnych Tychach, niedługo później mecz z Niemcami i zwycięski gol, a następnie występ w Mołdawii, który zakończył się sensacyjnym zwycięstwem gospodarzy (3:2).

Co się stało w Kiszyniowie? Jakie wnioski można wyciągnąć z tej zawstydzającej lekcji? Jak 23-letni obecnie Kiwior wspomina kulisy transferu (za 25 mln euro) do Arsenalu? O kim bardzo ciepło myślał przy okazji zamiany Spezii na "Kanonierów"?

O tym wszystkim jeden z najdroższych piłkarzy w historii polskiego futbolu (najdroższy obrońca, a piąty bez podziału na pozycje, za Krychowiakiem, Milikiem, Piątkiem i Lewandowskim) opowiedział w specjalnym wywiadzie dla WP SportoweFakty.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Rozmawiałem z trenerem Mołdawii, Siergiejem Kleszczenką, który powiedział, że to Polska pomogła im wygrać. Zgadzasz się z tym?

Jakub Kiwior, piłkarz Arsenalu i reprezentacji Polski, uczestnik mundialu w Katarze, 13 meczów - 1 gol dla Polski: Niestety tak. W jakimś sensie sami strzelaliśmy sobie te gole. Nie jest mi do śmiechu, choć po raz kolejny okazało się, że faktycznie 2:0 to niebezpieczny wynik. Szkoda, strasznie szkoda tego meczu. Przecież w pierwszej połowie wyglądało to super z naszej strony. My nawet auty wykonywaliśmy wtedy tak szybko, jakbyśmy to my przegrywali i trzeba było się spieszyć.

No to co się stało w przerwie, a raczej po przerwie? Mołdawianie was zaskoczyli?

Nie, że zaskoczyli... Choć wciąż ciężko to wytłumaczyć, do końca zrozumieć. Nie wiem, jak to nazwać. Chyba w pewnym momencie zabrakło nam koncentracji. Stanęliśmy, a oni mocno ruszyli. I już nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Choć przecież okazje były. Nawet gdy strzelili pierwszą bramkę, to powinniśmy ich naciskać, szukać trzeciego gola. Którego zresztą byliśmy blisko. Niestety, nie udało się.

Który moment meczu uważasz za kluczowy? Jesteś w stanie podać konkretny?

Myślę, że to była faza meczu, gdy wynik wskazywał 2:1 dla nas. Wtedy właśnie mieliśmy doskonałą okazję na 3:1, która zamknęłaby mecz. Nie wykorzystaliśmy jej i niedługo potem było już 2:2. Ciężko się pogodzić z tym, że tak się to potoczyło. Powiem szczerze: nie pamiętam występu naszej kadry, żeby w jednym meczu, z gry na tak wysokim poziomie jak w pierwszej połowie, zejść na tak niski poziom w drugiej. OK, w Czechach też nam nie wyszło, ale to był początek.

ZOBACZ WIDEO: Co on zrobił?! Bramkarz kompletnie się tego nie spodziewał

Z każdej lekcji trzeba wyciągnąć wnioski. Jakie można wyciągnąć z tej mołdawskiej?

Że nie masz prawa tracić koncentracji nawet na krótki czas. Nawet gdy wygrywasz 2:0. Nawet gdy za tobą świetna pierwsza połowa.

Krytyka jest po tym meczu uprawniona. Z drugiej strony przecież ta reprezentacja nie jest tak słaba jak jej druga połowa w Mołdawii. Na czym opierać optymizm, że jednak awansujemy na EURO?

Ja po prostu wierzę w ten zespół. W to, że jesteśmy w stanie wygrać wszystkie pozostałe mecze, a wtedy powinno być dobrze. We mnie wiara się nie załamała. Choć ta porażka bardzo boli.

To przejdźmy do bardziej przyjemnych spraw. Kiedy po raz pierwszy dotarło do ciebie, że transfer do Arsenalu to nie musi być nieosiągalne marzenie, a coś, co naprawdę może się wydarzyć?

Wtedy, gdy moi menedżerowie zadzwonili do mnie, będąc w Spezii, i powiedzieli, żebym przyjechał jutro do ich hotelu, bo będziemy mieli wideo rozmowę z trenerem Arsenalu, Mikelem Artetą. Wtedy dotarło do mnie, że to się naprawdę dzieje.

Owszem, wcześniej też wspominali mi o Arsenalu. I nie to, żebym nie wierzył, wręcz przeciwnie, ale dobrze pamiętam właśnie ten moment, tę zapowiedź wideo rozmowy z Artetą. Zresztą, wypracowaliśmy z agentami takie podejście, że dają mi znać dopiero wtedy, gdy faktycznie coś jest mocno na rzeczy… Zatem, gdy mi przekazali te wieści, wiedziałem, że ten etap musi już być konkretny.

Jakub Kiwior przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki reprezentacji Polski
Jakub Kiwior przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki reprezentacji Polski

Droga do "Kanonierów" była w twoim przypadku dość kręta. Najpierw wyjazd za młodu do Anderlechtu, potem Słowacja, a następnie włoska Spezia. Co poczułeś, gdy dopięto ten transfer do Anglii? Młodego chłopaka z Polski, za 25 milionów euro.

Poczułem dumę i wielką radość, bo to liga, do której zawsze chciałem trafić. Ale żeby takie marzenie się ziściło, zrobiłem bardzo dużo. Trenowałem praktycznie od czwartego roku życia. Poświęciłem sporą część dzieciństwa, futbol był najważniejszy. Pomyślałem wtedy o tacie, który był ze mną w Belgii. W każdym przypadku mogłem na niego liczyć, a gdy nawet coś mnie kusiło, bo przecież to był wiek dorastania, to tata zawsze był na posterunku. "Gdzie idziesz?", "O której wrócisz?". To mnie trzymało w ryzach cały czas.

I zawsze wracałeś o ustalonej godzinie?

Tak, zawsze. Jeśli miała być 21:00, to byłem w domu o 21:00. Natomiast skoro mówimy o rodzinie - tata bardzo mi pomógł, ale nie mogę zapomnieć o mamie i bracie. Bo gdy my wyjechaliśmy z tatą do Belgii, to oni zostali w Polsce. A rozłąka zawsze powoduje tęsknotę. Bo przecież w moim przypadku dochodziły do tego jeszcze zgrupowania i mecze w kadrach juniorskich. Dlatego w tym wyjątkowym momencie, gdy moje przejście do Arsenalu stało się faktem, myślałem dużo o najbliższych.

A sam Arsenal? Okazał się klubem takim, jaki był w twoich wyobrażeniach?

Nie! Okazał się dużo większy niż sobie wyobrażałem. I to pod wieloma względami, takim dosłownym również. Gdy zobaczyłem nasz ośrodek, to wszystko, co mamy do dyspozycji, z czego możemy korzystać, całą naszą infrastrukturę. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Po prostu szok. Co więcej, jestem już w klubie trochę czasu, a jeszcze nie wszędzie byłem, nie do wszystkich naszych zakamarków zdążyłem zajrzeć.

Widzieliśmy, że do klubu wprowadził cię w pewnym sensie Ołeksandr Zinczenko, zapraszając do szatni Arsenalu jeszcze zanim podpisałeś kontrakt. To twój najbliższy kompan, również ze względu na szczególne relacje Polski i Ukrainy?

Prawdą jest, że w jakimś sensie mnie wprowadził, natomiast nie wiążę tego z tym, o czym wspomniałeś. Nie pytam go zresztą o kwestie wojny, bo wiem, że to dla niego trudny temat. Ale mam z nim bardzo dobre relacje, podobnie jak z innymi kolegami z drużyny.

Do Arsenalu przyszedłeś w styczniu, do końca sezonu udało ci się zagrać w ośmiu meczach, strzeliłeś też pierwszego gola w Premier League. Jak oceniasz te początki?

Co do mnie, to bardzo dobrze. Natomiast wiadomo, że klub walczył o tytuł. Ostatecznie się nie udało, Manchester City okazał się poza zasięgiem. Ale jeszcze raz: jeśli chodzi o moje odczucia, to jestem zadowolony. Bo nie tylko udawało mi się wychodzić na boisko, ale to były też niezłe mecze w moim wykonaniu.

Wyznaczasz sobie jakieś kolejne cele w Arsenalu?

Nie. Bo co by to miało być? Dopiero zaczynam karierę w tym klubie, dopiero się w nim zakorzeniam. To nie moment na to, żeby mówić o tym, że chcę osiągnąć to czy to. Będę szedł krok po kroku. To najlepsze podejście.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Wszystko jasne. Znana jest przyszłość Milika
Portugalskie media bez litości dla Santosa

Źródło artykułu: WP SportoweFakty