Tomasz Hajto to były reprezentant Polski w piłce nożnej (62 występy, 5 goli), uczestnik mistrzostw świata w Korei i Japonii w 2002 roku. Hajto był obrońcą i występował w Hutniku Kraków, Górniku Zabrze czy ŁKS-ie Łódź. Przez wiele lat był również zawodnikiem niemieckich klubów: Duisburga, Schalke i FC Nurnberg. Z Schalke zdobył wicemistrzostwo Bundesligi i dwa Puchary Niemiec. W tamtejszej ekstraklasie rozegrał 201 meczów. Występował także w drugiej lidze angielskiej: w Southampton oraz Derby County.
Po karierze był trenerem Jagiellonii Białystok i GKS-u Tychy. Od kilku lat były piłkarz jest kontrowersyjnym ekspertem piłkarskim - współpracuje z telewizją Polsat przy meczach reprezentacji Polski, Ligi Mistrzów i Pucharu Polski.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty: Co pana skłoniło, żeby wejść do klatki MMA?
Tomasz Hajto: Dzwonili do mnie Kawulski i Lewandowski z KSW, z trzy lata temu. Miałem propozycje z Fame MMA, jeszcze z czegoś. Łamałem się, łamałem i w końcu złamałem.
Z jakiegoś konkretnego powodu?
Człowiek szuka motywacji, adrenaliny. Dzisiaj te walki fajnie się "sprzedaje". Mnie to zmotywuje do reżimu treningowego. Mam czas wolny, są wakacje. Ogólnie cały czas się ruszam. Dwa-trzy razy w tygodniu gram w tenisa. W każdy piątek w piłkę nożną. Fajnie będzie się podszkolić w innej dyscyplinie - poćwiczyć w stójce, w parterze. Może znowu złapię bakcyla.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #3. Mistrzyni z przypadku. Anita Włodarczyk odsłania kulisy
Będzie pan walczył z siatkarzem Zbigniewem Bartmanem.
Nie walczę z zawodowym fighterem, bo takiego wyzwania nawet bym się nie podjął. Zbyszek jest profesjonalnym sportowcem, jest w treningu. To silny facet. Ale ja to traktuję bardziej w kategoriach przełamania pewnych barier, nauczenia się czegoś nowego. 2,5 roku temu nie wziąłbym tej walki. Ważyłem 116 kilogramów, ale zrzuciłem piętnaście kilo i dobrze się czuję. Ponad trzy lata temu miałem operację ścięgna Achillesa, ale jest już wszystko OK. Walka zmotywuje mnie do całkowitego odstawienia alkoholu, diety. To zaje...a sprawa.
Byłem menadżerem Sławka Peszki przez kilka lat. Gdy Sławek został twarzą federacji Clout MMA, od razu zapytał, czy się sprawdzę. Mówiłem mu: "Nie chce mi się". Ale po rozmowie ze znajomymi stwierdziłem: "A dobra, jedziemy z tym". Mój przyjaciel Piotrek Świerczewski spróbował, to czemu ja mam odpuścić? Rozmawialiśmy trochę ze "Świrem". Byliśmy przez wiele lat w pokoju na rozmaitych zgrupowaniach, do dziś mega się szanujemy i przyjaźnimy. On do pierwszej walki przygotowywał się bardzo długo, był trochę "zapajęczony". Ja z kolei cały czas coś robię.
Dobrze się pan bije?
Walczyło się kiedyś w szkole, na ulicy, na piłce - w różnych miejscach. W podstawówce i średniej to się człowiek często bił. Jak się mieszkało w Krakowie w starych czasach, to trzeba było sobie radzić. Chodziłem do studenckiego klubu "Pod Jaszczurami" na rynku w Krakowie koło Pewexu i zdarzały się incydenty. Ten temu nie pasował, było trochę alkoholu i coś tam się działo.
Andrzej Fonfara, który walczy z Marcinem Najmanem, powiedział, że dostanie wypłatę na poziomie walki o pas w zawodowym boksie. Pana pensja też zbliży się do stawek w piłce?
Mam taki plan, żeby część swojej gaży przekazać na cele charytatywne. Porozmawiam na ten temat ze Zbyszkiem Bartmanem, żebyśmy dali trochę pieniędzy potrzebującym. Jeżeli nie będzie chciał, sam to zrobię. Kiedyś wybrali mnie piłkarzem meczu Polska - Rosja na Stadionie Śląskim i czek, który dostałem w nagrodę, przekazałem na dzieci niewidome i niedowidzące w Krakowie. W życiu nie o to chodzi, by cały czas zarabiać kasę. Od lat pracuję w Polsacie, nie narzekam. Pytał pan o pensję, ale nie chcę mówić o niej publicznie.
To będzie jedna walka?
Jest tam jakaś propozycja, ale wie pan: ja będę miał w tym roku 51 lat. Muszę zobaczyć, czy to mi się w ogóle spodoba. Do walki mam trzy tygodnie i trzy dni. To jest naprawdę mało czasu. Nawet okres przygotowawczy w piłce był inny. Bicie się na podwórku coś daje, ale to nie to samo. Jednego trenera od boksu już mam, trenował naprawdę dobrych zawodników. Ale potrzebuję jeszcze kogoś od walki w parterze. Muszę sobie ułożyć cały okres przygotowawczy do tej walki, załatwić sprawy organizacyjne. Nie mogę pójść w jakiś niesamowicie mocny trening, bo po prostu "zdechnę" w klatce. Największe kryzysy fizyczne po ostrym treningu przychodzą właśnie po dwóch-trzech tygodniach.
Do tej pory każdy krzyczał i wyzywał się przed wejściem do klatki. Ja nie mam zamiaru nikogo obrażać. Chcę się przygotować i dobrze zawalczyć.
Wróciły dawne emocje?
Kończy człowiek grać w piłkę i się zastanawia, co dalej. Szczerze, nie miałem pojęcia, że poczuję aż taki prąd. Nawet nagrywając wideo na konferencję prasową zapowiadającą walkę, przeszedł mnie dreszczyk. To są emocje jak przed meczem. Brakowało mi tego uczucia.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Henryk Kasperczak opowiada o wypadku. "Ból nie daje mi spać"
PZPN komentuje spór Grzegorza Krychowiaka z lekarzem kadry. "Będziemy reagować"