"Sponsorzy? (...) Robią dramę czy dalej budują wizerunek krystalicznie czystych kosztem piłki? Typowa gównoburza... i patrzą, aby maxa wyciągnąć, jak zwykle bazarowe hieny" - w ten sposób użytkownik twitterowego konta o nazwie @roberttask odniósł się do oświadczenia biznesmena Rafała Brzoski, oburzonego faktem, że Polski Związek Piłki Nożnej zrzucił winę za zabranie na mecz do Mołdawii skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka na firmy wspierające kadrę.
Na nazwaniu największych firm wspierających polskich piłkarzy "bazarowymi hienami" się nie skończyło. W jednym z kolejnych wpisów @roberttask zasugerował, że majątek biznesmenów wspierających polską piłkę pochodzi... z przestępstwa. "Ojojo biedni sponsorzy. Ciekawe gdzie byli, jak była korupcja w piłce. Jak to było w którymś w filmie cyt. 'pierwszy 1 mln trzeba ...' – pisał.
Autor wpisu nie odważył się dokończyć znanego powiedzenia, że "pierwszy milion trzeba ukraść", przez lata błędnie przypisywanego byłemu premierowi Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu.
I można byłoby te wpisy pominąć, jako przejaw wszechobecnego w sieci hejtu, gdyby nie osoba, która za nimi stoi. A jest to zaufany człowiek prezesa PZPN Cezarego Kuleszy.
W ubiegłym tygodniu WP SportoweFakty ujawniły, że na czerwcowy mecz Mołdawia - Polska z ekipą PZPN do Kiszyniowa poleciał Mirosław Stasiak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: siła plus precyzja! Cudowny gol 19-latka
To człowiek, który został skazany prawomocnie przez sąd za ustawienie 43 meczów piłkarskich drużyn, których był właścicielem: Ceramiki Opoczno, Stasiak Opoczno, Stasiak KSZO Ostrowiec. PZPN nałożył za to na niego dodatkowo zakaz działalności w piłce do 2026 r.
Po naszej publikacji wybuchł skandal, ale PZPN wciąż lekceważył pytania o zabranie skompromitowanego działacza na mecz. Dopiero w czwartek wieczorem, 20 dni po wysłaniu przez redakcję Wirtualnej Polski pytań o udział Stasiaka w wyjeździe, PZPN wydał oświadczenie. Ale zamiast wyjaśnić sprawę, działacze związku tylko dolali oliwy do ognia. Stwierdzili, że człowieka skazanego za korupcję zabrał do Mołdawii jeden z partnerów biznesowych związku - rzucając cień na wszystkich sponsorów.
W piątek od rana sponsorzy kolejno ogłaszali, że nie mają nic wspólnego ze Stasiakiem i odcinają się od komunikatu piłkarskiej centrali. W efekcie Cezary Kulesza musiał przepraszać firmy wspierające polską piłkę, a winę za zaproszenie Stasiaka wzięła na siebie bliżej nieznana firma Inszury.pl.
Atak na media, wyśmiewanie afery
W tym samym czasie na Twitterze mocno zaktywizowało się konto pod nazwą @roberttask. Od wybuchu afery ze Stasiakiem opublikowano za jego pośrednictwem kilkadziesiąt wpisów, ale idących raczej pod prąd opinii ogółu kibiców, krytykujących PZPN i prezesa Cezarego Kuleszę.
14 lipca konto podało dalej wpis o treści: "Kanał Sportowy, Weszło.com i inne ściekowe media nakręcają i mocno nagłaśniają temat afery Stasiakowej, atakując tym samym Kuleszę. Tylko dlaczego te media nie są w stanie albo boją się poinformować dlaczego Zbigniew Boniek od mundialu w Katarze nie może przyjechać do Polski".
Za chwilę sam próbował zrzucić winę z PZPN: "Gówno burza kwiatu polskiego dziennikarstwa. Pan Stasiak skazany za korupcję zaproszony przez partnera PZPN (nie przez PZPN) ten sam podmiot jest partnerem Kanału Sportowego… A kwiat polskiego dziennikarstwa nadal nie może uwierzyć, że winny nie jest PZPN więc prosi o donosy".
Z kolei jednemu z dziennikarzy opisujących aferę @roberttask zarzucił korupcję: "Kto zamówił artykuł? No bądź odważny 'dziennikarzu' za ile nie musisz pisać, ale pryncypała przedstaw" - atakował w kolejnym wpisie.
Gdy nikt nie reagował na zaczepki, próbował wyśmiewać całą aferę. "Propozycja dla panów dziennikarzy... Czy ktoś może sprawdzi załogę lotu do Mołdawii tj. pilota i stewardesy, które leciały z rep. Polski? Może mają coś ,'na sumieniu'. No bo o czym będziecie pisać po weekendzie?".
W niedzielę Tomasz Włodarczyk z portalu Meczyki.pl ujawnił, że Mirosław Stasiak był już w marcu 2022 r. gościem sponsora kadry, firmy STS, na meczu Szwecja - Polska. Tej samej, która skrytykowała PZPN za zaproszenie Stasiak. Bukmacherska firma tłumaczyła, że Stasiak został wytypowany przez pracownika, który go nie rozpoznał i nie miał wiedzy, że to człowiek skazany za korupcję.
To znów pobudziło osobę występującą na Twitterze jako @roberttask. "Ha ha ha. Co za obłuda? Wygrał konkurs na typowanie wyników. No z takim doświadczeniem. Ale jakie oburzenie było. Najlepiej walić w PZPN, który tylko przekazał według umowy zaproszenia dla sponsorów i to oni decydowali, kogo zapraszają" - pisał @roberttask.
To jeden z kilkunastu wpisów, w których próbował w niekorzystnym świetle przedstawić sponsora kadry - firmę STS.
Kto za tym stoi? Człowiek Kuleszy
Ponieważ na koncie @roberttask pojawiały się też wpisy sugerujące zażyłą znajomość z Cezarym Kuleszą, postanowiliśmy sprawdzić, kto za nim stoi.
Po analizie zebranych w sieci informacji, rozmów z osobami z Białegostoku oraz ze środowiska piłkarskiego wynikało, że za opisywanym kontem stoi Robert Kiełczewski. To postać doskonale znana w środowisku muzyki disco polo. Kiełczewski jest dyrektorem w firmie Green Star Kulesza, należącej do Cezarego Kuleszy, uznawanej swego czasu za największą wytwórnię muzyczną promująca muzykę discopolo.
Kiełczewski był też menedżerem zespołów m.in. Top Girls. "Jeśli chodzi o wolne terminy koncertów dla topowych zespołów, to jest bardzo ciężko. Top Girls zagrało w tamtym roku 278 koncertów" - chwalił się kilka lat temu w rozmowie z "Faktem".
W rozmowie z Onetem Kiełczewski opowiadał, że osobiście negocjował występy swoich zespołów na Sylwestrach Polsatu i TVP. O jego pozycji świadczyć może to, że gdy np. z zespołu Boys odchodził Konrad Dobrzyński – tancerz występujący pod pseudonimem Tulipan - za współpracę dziękował Kuleszy i właśnie Kiełczewskiemu.
Dlaczego dyrektor wytwórni muzycznej i zaufany człowiek Cezarego Kuleszy atakował w sieci ludzi wspierających finansowo PZPN, któremu Kulesza szefuje?
Zadzwoniliśmy w poniedziałek do Kiełczewskiego, żeby o to zapytać (przekierowano nas z centrali firmy Green Star). Rozmowa nie była łatwa.
Mężczyzna początkowo nie potwierdzał, że to on stoi za kontem @roberttask i próbował przekomarzać się z dziennikarzem. W końcu przyznał, że to on prowadzi to konto. "Dlaczego Task? W młodości tak na mnie mówiono" - tłumaczył, gdy zapytaliśmy skąd wzięła się nazwa twitterowego konta.
Na pytanie o treść wpisów odpowiadał: "jakie to ma znaczenie?". Gdy zapytaliśmy, czy konsultował ich treść z Cezarym Kuleszą, odparł: "chyba pan żartuje". I dodał, żeby nie robić z niego niepełnosprawnego, bo nie musi nic konsultować. Kilkukrotnie zaznaczył, że wpisy to jego prywatne opinie. Gdy zapytaliśmy, dlaczego atakuje we wpisach sponsorów PZPN i dziennikarzy opisujących aferę ze Stasiakiem, odparł, że nam się wydaje, że jego wpisy są lekceważące. Pytany, czy nie obawia się, że jego wpisy mogą zaszkodzić prezesowi Kuleszy, stwierdził, że ma prawo skomentować i napisać co myśli.
Dodał też, że "czuje się napastowany" przez dziennikarza Wirtualnej Polski. Ale zaraz po rozmowie pochwalił się telefonem od reportera na Twitterze (na koncie @roberttask): "Proszę sobie wyobrazić, że dziś zadzwonił do mnie pan dziennikarz śledczy i zadawał mi pytania, dlaczego komentuje wydarzenia, które są w przestrzeni publicznej i dotyczą PZPN czy sponsorów". Wpis kończy uśmiechnięta buźka.
Zapytaliśmy o opinię na temat wpisów pracownika Cezarego Kuleszy firmę STS. "Mamy nadzieję, że PZPN, ani nikt pośrednio lub bezpośrednio związany z osobami zarządzającymi PZPN, nie prowadzi aktywności polegającej na atakowaniu, ośmieszaniu lub podważaniu wiarygodności któregokolwiek ze sponsorów. Jeżeli jednak jest to prawda, to jest to naganne i liczymy na wyciągnięcie konsekwencji" - napisało STS w przesłanym nam oświadczeniu.
Poprosiliśmy też o komentarz prezesa PZPN Cezarego Kuleszę. Niestety ponownie nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt do autora: szymon.jadczak@grupawp.pl
Jóźwiak pójdzie do sądu! Szef FEN wydał oświadczenie >>
Nawołują do bojkotu. PGE Narodowy będzie pusty? >>