Polską piłką w ostatnich kilku tygodniach wstrząsnęła afera związana z Mirosławem Stasiakiem. Mężczyzna skazany za korupcję w piłce nożnej znalazł się na pokładzie oficjalnego samolotu PZPN na mecz Polska - Mołdawia. Całą aferę na łamach WP SportoweFakty ujawnił Szymon Jadczak.
Przez kilka dni PZPN nie odpowiadało na pytania, a później wydało oświadczenie, w którym winą obarczyło bliżej nieokreślonego sponsora. Wywołało to spory skandal, a kolejni partnerzy zaczęli się odcinać od sprawy. Wtedy do zaproszenia Stasiaka na pokład samolotu przyznał się Inszury.pl.
Cezary Kulesza skomentował sprawę na łamach Interii. - Dziennikarze zaczęli wysyłać wiadomości do wszystkich sponsorów i po otrzymaniu od nich odpowiedzi skreślali z listy kolejne firmy. Wtedy zadzwonił do mnie szef Inszury.pl i powiedział: "Czarek, nie ma wyjścia, powiemy, jak było". Skoro sami się przyznali, to nie robiłem z tego już tajemnicy - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ petarda! Zrobiła to niczym Messi
Tyle że okazuje się, że te słowa mogą mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. O nieścisłościach w wypowiedziach poinformował dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak.
"Szef Inszury.pl Grzegorz Krupa w rozmowie ze mną 19 lipca o godz. 10.50, na pytanie czy rozmawiał z Cezarym Kuleszą przed opublikowaniem oświadczenia ws. Stasiaka, stwierdził kategorycznie, że nie rozmawiał z panem Kuleszą "bo nawet nie mam numeru do pana Kuleszy". Tyle wart jest wywiad prezesa PZPN." - napisał Szymon Jadczak na Twitterze.
Wynika z tego, że albo prezes Inszury.pl, albo szef PZPN Cezary Kulesza mijają się z prawdą.
Czytaj więcej:
Były reprezentant kraju trafi do więzienia. Aż na siedem lat
Pogoń Szczecin traci piłkarza. Przenosi się do MLS