Na to narzekał Santos. Kulesza ujawnia

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Cezary Kulesza
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Cezary Kulesza

- To była zdaniem trenera główna przyczyna tej porażki - mówi Cezary Kulesza. Prezes PZPN w rozmowie z WP SportoweFakty mówi o rozmowach z selekcjonerem po kompromitującej porażce z Mołdawią oraz ostatnich kryzysach w federacji.

To jak dotąd najburzliwszy okres w kadencji obecnego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezarego Kuleszy. W czerwcu reprezentacja zaliczyła blamaż w wyjazdowym starciu z Mołdawią, przegrała 2:3 w meczu eliminacji Euro, a potem wyszło też na jaw, dzięki tekstowi  Szymona Jadczaka, dziennikarza WP, że z kadrą poleciał do Kiszyniowa Mirosław Stasiak, człowiek skazany za korupcję i zawieszony przez PZPN. To ruszyło lawinę.

Po publikacji Jadczaka związek zwlekał z odpowiedzią, aż w końcu wydał feralne oświadczenie, w którym przekazał, że Stasiak poleciał do Mołdawii "na zaproszenie jednego z partnerów". Kolejni sponsorzy zaczęli odcinać się od czarnej owcy, niektórzy wprost skrytykowali PZPN. Efektem były ujawnione przez firmy Tarczyński i Car4share wątpliwości co do chęci przedłużenia trwających umów.

Do zaproszenia Stasiaka na pokład samolotu przyznała się porównywarka ubezpieczeń Inszury.pl. Wtedy okazało się, że ten sponsor boryka się z poważnymi problemami finansowymi (więcej TUTAJ), na co związek też musiał zareagować.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Stanął przy Messim i się rozpłakał. To syn wielkiej gwiazdy

W rozmowie z WP SportoweFakty Kulesza opowiada o relacjach ze sponsorami po aferze Stasiaka, zawiłych relacjach z Inszury.pl oraz reakcjach trenera i piłkarzy na porażkę z Mołdawią.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Czy lubi pan sobie nucić w wolnych chwilach?

Cezary Kulesza, prezes PZPN: Nie jestem muzykalny. Nie robię tego.

A "Za zu zi zi zu za" nie zostało w głowie po wyjeździe do Kiszyniowa? Tak w końcu śpiewał na kolacji przed meczem z Mołdawią Mirosław Stasiak, człowiek skazany za korupcję, który pojawił się w waszej delegacji.

Nie. Ta sytuacja została zbyt wyolbrzymiona. Z waszej perspektywy najlepiej pewnie by było, by ktoś nakręcił teraz o Mirosławie Stasiaku film albo napisał książkę.

Mocno was poturbował ten kryzys. Po tym, jak ujawniono, że w delegacji do Kiszyniowa był Stasiak, ruszyła lawina ostrych komentarzy, a dwóch sponsorów zapowiedziało zakończenie współpracy po zakończeniu dotychczasowych kontraktów.

Na pewno. Ale czy mocno? Nie użyłbym takiego określenia. Przyjęliśmy tę sytuację z pokorą, obiecujemy poprawę, a by to zrobić, musimy mieć plan. Wdrażamy go, by takie sytuacje nie miały więcej miejsca.

Czy Stasiak, zdyskwalifikowany za korupcję w waszych strukturach, nie pojawi się zatem już nigdy na wyjeździe z delegacją PZPN ani w loży VIP na domowych meczach?

Na tej loży, do której zapraszam ja albo ktoś z PZPN, na pewno nie. To samo dotyczy oficjalnych wyjazdów organizowanych przez federację.

Jak długo pan się z nim znał?

Pierwszy raz widziałem go 31 maja na finale Ligi Europy w Budapeszcie. Ale gdyby nie afera z jego obecnością na meczu w Mołdawii, to nawet bym sobie tego nie przypomniał i nadal nie wiedział, kim jest i co zrobił. Na Węgrzech podszedł do mnie tak, jak robi to wielu kibiców piłki nożnej, chciał się tylko przywitać i porozmawiać. Akurat byłem wtedy ze Zbigniewem Bońkiem i Łukaszem Wachowskim (sekretarz generalny PZPN - przyp. red.). Stasiak przyszedł z Tomaszem Hajtą, którego dobrze znam. Przywitał się, powiedział, że się pewnie znamy z boiska. Chwilę się pokręcił przy nas i zaprosił na kolację. Odmówiliśmy, bo mieliśmy kolację z przedstawicielami UEFA. Tyle było z mojej znajomości ze Stasiakiem.

Nie było między wami nigdy biznesowych relacji?

Nie. Może pan to sprawdzić. Nigdy do niego nie jeździłem, nigdy nie graliśmy razem w golfa ani w piłkę. Nie prowadziliśmy wspólnych interesów.

Nie było rozmów dotyczących sponsorowania przez jego firmę Centralnej Ligi Juniorów?

Gdyby było coś na rzeczy, to dostałbym najpierw informację o tym od naszego partnera, firmy Publicon Sport, która jest odpowiedzialna za tę sferę. Nigdy mi tego nie zgłosili.

Ludzie z Ceramiki Opoczno, którą sponsorował Stasiak, mówią, że zniszczył on piłkę. Pan się z nimi zgadza?

Nie przeglądałem akt Stasiaka. Nie wiem, co dokładnie robił w Opocznie. Trudno mi oceniać kogoś, kogo nie znam i rzeczy, które go obciążają.

To człowiek skazany za 43 czyny dotyczące ustawienia lub próby ustawienia meczów…

To wiem.

Czy takich właśnie ludzi chcecie w swoim towarzystwie?

Nie chcemy. Dlatego właśnie tworzymy m.in. procedury, które pomogą zapobiec takim sytuacjom w przyszłości.

Do zabrania Stasiaka z delegacją reprezentacji przyznała się firma Inszury.pl. Równolegle pojawiły się informacje o ich problemach finansowych. Czy z ręką na sercu może pan powiedzieć, że ten sponsor nie zalega wam z pieniędzmi, a ich przyznanie się do zabrania Stasiaka nie jest formą rozliczenia?

Jak miałoby to wyglądać? Miałbym im kazać? Bardzo pokrętna teoria, jak jedna z wielu pojawiających się ostatnio w mediach. Co do rozliczeń, to żadnych informacji na temat szczegółów umowy nie mogę przekazywać publicznie, obowiązuje nas pełna poufność. Mówiłem już, że umowa jest realizowana zgodnie z zapisami, i to potwierdzam.

Kto z Inszury.pl zadzwonił do pana i przyznał się do zabrania Stasiaka do Kiszyniowa? W rozmowie z Interią powiedział pan, że to był szef firmy. Wcześniej Grzegorz Krupa w rozmowie z dziennikarzem WP Szymonem Jadczakiem temu zaprzeczył.

Nie rozmawiałem z panem Krupą (prezesem Polskie Media Ubezpieczeniowe sp. z o.o., właścicielem i administratorem serwisu Inszury.pl - przyp. red.), tylko z szefem. To różnica.

Kto jest tym szefem?

Nie będę podawał nazwisk. Sam prowadzę działalność, wiem, jak czasem wyglądają struktury w firmach. Z tego, co wiem, w Inszury.pl jest trzech współwłaścicieli.

Czy był to w takim razie Tomasz Olszewski, który przedstawiał się jako wiceprezes PMU, kiedy w listopadzie ogłaszaliście początek współpracy?

Jeśli podam konkretne nazwisko, to po naszym wywiadzie rzucą się na tę osobę wszyscy dziennikarze, a ja nie chcę już rozdrapywać tej sprawy. Nie ujawniałem tego na początku tej sprawy, bo sponsorzy pomyśleliby o mnie: „ten prezes od razu wszystko wygada”.

Zamiast tego PZPN połączył Stasiaka ze wszystkimi sponsorami na raz, gdy wydał oświadczenie, że zaprosił go jeden z partnerów związku. Gdyby miał pan jeszcze raz podjąć decyzję, czy opublikowałby pan te oświadczenie?

Nie. Od razu wziąłbym odpowiedzialność za tę sprawę na siebie. Teraz wiem, że tak właśnie powinienem był zrobić. Tak czasami jest, że choć czegoś się nie zrobiło, to trzeba to po prostu wziąć na siebie. Tak jak trenerzy, którzy odpowiadają za wynik, choć ich piłkarze nie wykorzystują sytuacji.

Czy wśród osób, które odwiodły pana od opublikowania przeprosin, byli przedstawiciele waszego partnera z firmy Publicon Sport?

Przedstawiciele firmy Publicon Sport odpowiadają za kontakty ze sponsorami. Komunikacja związku nie należy do ich obowiązków.

Szymon Sikorski, szef Publicon Sport, potwierdził w rozmowie z Frontstory.pl, że prowadził negocjacje, by Kuchnia Vikinga została sponsorem PZPN. Wiceszef tej firmy jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Nie zawstydza pana, że Publicon Sport chciał wam ściągnąć takiego partnera?

Nie wiem, w jakim stadium rozmów byli z Kuchnią Vikinga. To firma z potężnymi obrotami i znana w świecie sportu, bo współpracowała przecież z innymi podmiotami. Zakładam więc, że mogła sama zgłosić się do Publiconu. Najwidoczniej nie przeszli pozytywnie weryfikacji. To, że ktoś się zgłosił, to nic złego. Do żadnych wiążących ustaleń nie doszło.

A ze współpracy z Publiconem pan jest zadowolony?

To firma, która ma swoje zadania. Realizują je, a z efektów są rozliczani przez związek.

Jak układają się relacje PZPN z Rafałem Brzoską, prezesem InPostu, czyli strategicznego sponsora reprezentacji? On pierwszy zareagował na wasze oświadczenie po ujawnieniu obecności Stasiaka w Kiszyniowie i nazwał to "skandalicznym nadużyciem". Pierwszy też pochwalił się zaproszeniem do Rady Sponsorów i Partnerów PZPN.

Bardzo dobrze. Kilka razy rozmawialiśmy i wszystko jest między nami w porządku.

Na kiedy zaplanowana jest data pierwszego spotkania Rady Sponsorów i Partnerów PZPN, która ma poprawić relacje ze sponsorami po aferze Stasiaka?

Jesteśmy w okresie urlopowym, pracujemy nad dogodnym dla wszystkich terminem.

Czy przewidujecie dla Brzoski strategiczną pozycję w tej radzie?

Na razie nie rozmawialiśmy na ten temat. Ustalamy teraz reguły współpracy w radzie.

Czy wszyscy pozytywnie przyjęli pomysł stworzenia tego gremium?

Zdecydowana większość.

Ilu sponsorów i partnerów odmówiło bądź nie określiło się w tej sprawie?

Panie redaktorze, zdecydowana większość pozytywnie przyjęła naszą propozycję. Jeśli będzie przestrzeń do przekazania większej liczby szczegółów w tej sprawie, to na pewnie je przekażę ja lub ktoś ze związku.

Jak ocenia pan szanse na przedłużenie umów sponsorskich z Tarczyńskim i Car4share, które po aferze ze Stasiakiem zapowiedziały zakończenie współpracy po wygaśnięciu umowy?

Obecne umowy obowiązują bez zmian. A to, czy podpiszemy nowe umowy, będzie zależeć od wielu czynników.

Ale czy prowadzicie z nimi rozmowy, by ich utrzymać? Po feralnym oświadczeniu do Polski przyjechał prezes Car4share Konstantinos Nikas. Czy podobne rozmowy prowadzicie z Tarczyńskim?

Za to jest odpowiedzialny Publicon Sport. Pytania w tym zakresie proszę skierować do nich.

Według naszych informacji firma, która wynajmuje auta dla Car4share, unieruchomiła cztery SUV-y przekazane PZPN-owi. Jak pan na to zareagował?

W styczniu 2023 PZPN podpisał umowę z Car4share. Na jej mocy firma dostarcza nam flotę samochodów. Według naszej wiedzy Car4share nie jest właścicielem tych pojazdów. Możemy potwierdzić, że przed kilkoma dniami pojawiły się problemy techniczne, które uniemożliwiły przez krótki czas korzystanie z tych pojazdów. Po zgłoszeniu tych problemów, zostały one usunięte przez dostawcę pojazdów.

Czy wie pan, co było przyczyną tych problemów?

Nie jestem mechanikiem! Poprosiliśmy partnera o wyjaśnienia.

Mocny był kac po przegranym przez Polskę 2:3 meczu z Mołdawią?

Tak, choć z czasem złość wygasała. Nie chcemy tego rozpamiętywać, ale wynik tego meczu niestety zapisał się w historii meczów naszej reprezentacji. Nie powinien był się nigdy wydarzyć, ale czasu nie da się cofnąć.

Po powrocie do Polski spotkał się pan w biurze z selekcjonerem Fernando Santosem. Jak się tłumaczył z tej porażki?

Trener narzekał, że u piłkarzy zawiódł mental. To była jego zdaniem główna przyczyna tej porażki. Ja wierzę w naszych piłkarzy i wiem, że chcieli wygrać. Tego dnia zabrakło nam jednak szczęścia. Być może pierwsza połowa uśpiła zawodników. Mogliśmy wygrywać 4:0 do przerwy, druga część meczu nie była najlepsza, ale nadal przy wyniku 2:1 mieliśmy okazję na wygraną. Długo myślałem o tym, jak to się stało, że nie zwyciężyliśmy. Piłka jest czasem bardzo nieprzewidywalna.

Jaki preferuje pan model współpracy z trenerem? Często rozmawiacie?

Ma w budynku PZPN biuro dla siebie i całego sztabu. Kiedy tylko jest w Polsce, to spotykamy się i rozmawiamy.

A nie za rzadko jest w Polsce?

To kwestia indywidualnego podejścia każdego selekcjonera. Był na meczu o Superpuchar, zarówno on jak i jego sztab regularnie pojawiają się też na spotkaniach Ekstraklasy. Reprezentanci i kandydaci do powołania są monitorowani na bieżąco. Trener wie, co dzieje się w naszej piłce.

Czy Santos zawsze odbiera telefony, kiedy dzwonicie?

Wiem do czego pan nawiązuje. Kiedy pojawiły się plotki o zainteresowaniu nim z Arabii Saudyjskiej, on wracał z wakacji i był na lotnisku. W naszym kraju ruszyły spekulacje, które nie były niczym potwierdzone. Nikt w związku nie wierzył, że to może być prawda. Trener Santos ma z nami umowę i chce dalej z nami pracować. Wracając do pana pytania, przyznam szczerze, że byłem zaskoczony wypowiedzią rzecznika związku Kuby Kwiatkowskiego, bo nie konsultował jej z nami. A prawda jest taka, że kiedy z trenerem skontaktował się sekretarz Wachowski, to na początku trener nie zrozumiał pytania o dalszą współpracę. Przez chwilę nawet pomyślał, że to my chcemy się z nim rozstać.

Trener zostanie z kadrą do końca eliminacji?

Tak, to dobry fachowiec i niech dokończy to, co zaczął.

Jest pan w kontakcie z Robertem Lewandowskim?

Rozmawiamy regularnie, ale nie poruszamy tematu Mołdawii. Zresztą i na niego wylała się krytyka, na którą nie zasługuje. Ciągnie zespół przez wiele lat, jest jej najlepszym piłkarzem, strzela dużo goli i dał dużo radości kibicom. Czasami zdarzą się gorsze dni. To nie jest maszynka, którą się nakręci i przez cały czas będzie równo grała.

Tematu Mołdawii nie poruszacie, ale czy rozmawiał pan z kapitanem kadry o ostatnich zawirowaniach wokół PZPN oraz trenera Santosa?

Każdy odpowiada za swoją sferę. Sprawy dotyczące PZPN są na mojej głowie, Robert jako kapitan reprezentacji skupia się na kwestiach sportowych. Teraz wspólnie pracujemy na zwycięstwa w najbliższych meczach drużyny narodowej.

Czy zajmuje pana kwestia bojkotu kibiców zapowiedzianego na mecz z Wyspami Owczymi na Stadionie Narodowym?

O jakim bojkocie mówimy? Sprzedaliśmy już 19 tysięcy biletów, a jest środek wakacji.

O bojkocie grupy Ultras Polska ’23.

Ta grupa za pośrednictwem social mediów wyszła z inicjatywą ogłoszenia bojkotu meczów na Stadionie Narodowym. Natomiast liczba sprzedanych biletów nie wskazuje na to, aby takowy bojkot miał miejsce w rzeczywistości.

Jak ocenia pan swoją politykę personalną?

Nie chcę siebie oceniać. Większość osób zatrudnionych w PZPN pracowało w federacji jeszcze przed rozpoczęciem mojej kadencji.

Jednak pojawił się spory chaos związany z problemami komunikacyjnymi związku.

Zgadza się.

Dyrektor departamentu komunikacji Aleksandra Rosiak-Kostrzewska nie zabiera głosu w mediach. Coraz rzadziej pojawia się też rzecznik związku Jakub Kwiatkowski. Częściej w tej roli pojawia się sekretarz Łukasz Wachowski, o którym mówi się, że pracuje na trzy etaty.

Skąd teza o tym, że sekretarz generalny pracuje na trzy etaty, skoro ma dwóch zastępców? Nie wiem, skąd wzięło się takie stwierdzenie.

Z tego, że często bierze na siebie występy w mediach, jakby był też rzecznikiem prasowym.

On po prostu reprezentuje związek ze względu na swoją funkcję.

Czy Jakub Kwiatkowski pozostanie rzecznikiem PZPN i reprezentacji?

Cały czas jest zatrudniony w tej roli.

A czy był pan niezadowolony z prowadzonej przez niego komunikacji z mediami, kiedy Polska zastanawiała się, co dalej z trenerem Santosem?

Tak jak powiedziałem wcześniej, popełniliśmy jako PZPN kilka błędów komunikacyjnych, z których wyciągamy odpowiednie wnioski. Nie będę nikogo z moich pracowników rozliczał publicznie.

Jak ocenia pan pracę z kolegami z zarządu i z terenu?

Bardzo dobrze. Ostatnio rozmawiałem z każdym członkiem zarządu. Czuję ich pełne wsparcie. Uważają tak jak ja, że ostatnie wydarzenia są wyolbrzymione medialnie. A z naszej strony zabrakło na część doniesień reakcji.

W 2021 roku ujawniono, że w pańskim gabinecie były założone podsłuchy. W kwietniu 2022 roku umorzono śledztwo, ale policja zaznaczyła, że może być wznowione, gdyby pojawiły się nowe informacje. Czy one się pojawiły?

Wtedy nic nie wykryto, ale fakt jest taki, że te podsłuchy były. Wiele osób odwiedza mnie w gabinecie, ktoś z nich mógł zamontować te urządzenia, by słuchać, o czym rozmawiam. Pewnie miało to służyć temu, by odwołać w przyszłości cały zarząd. Na pewno nikt nie podłożył tego w dobrych intencjach.

Czy pan się tym przejął?

Tak. Wiedzieliśmy, że nie możemy spać spokojnie i będą nam rzucane kłody pod nogi. Od tamtego momentu mamy procedury, dzięki którym ryzyko wystąpienia podobnych sytuacji jest minimalne.

Czy chce pan ubiegać się o drugą kadencje?

Nie chcę tu niczego deklarować. Jestem na półmetku kadencji. Wiemy, jakie popełniliśmy błędy. Będziemy je naprawiać i dbać o to, by się nie powtarzały. Nie da się ich wyeliminować do zera. Tak naprawdę te błędy często przykrywają sukcesy sportowe, których było dużo. Awans na mistrzostwa świata i wyjście z grupy, świetny występ reprezentacji U-17 czy ostatnie decyzje o przyznaniu nam organizacji finału Ligi Konferencji oraz Mistrzostw Europy U-19 kobiet. Na końcu to środowisko piłkarskie oceni za dwa lata efekty naszej pracy.

rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też:
Ustawił dziesiątki meczów. PZPN zaprosił go na wyjazdowy mecz kadry
Działacz piłkarski kłamcą lustracyjnym. Jest decyzja PZPN

Źródło artykułu: WP SportoweFakty