Łukasz Sosin cztery razy zdobywał koronę króla strzelców cypryjskiej ekstraklasy. Dwa razy był mistrzem tamtejszej ligi. Piłkarz trafił na Cypr z Odry Wodzisław w 2001 roku po trzech sezonach gry w polskiej lidze i wywalczonym tytule mistrza kraju z Wisłą Kraków.
Sosin w tamtym czasie uchodził za jednego z najskuteczniejszych polskich zawodników grających za granicą. Liga cypryjska nie była jednak poważnie traktowana przez środowisko piłkarskie.
To jednak Sosin występujący dla Anorthosisu Famagusta wywalczył awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Przez ponad dziesięć lat były reprezentant Polski występował dla Apollonu Limassol, Anorthosisu i Arisu. Jak twierdzi nasz rozmówca - miał też zapytania z tamtejszej federacji w sprawie gry dla kadry Cypru.
ZOBACZ WIDEO: Polskie kluby walczą w Europie, zamieszanie z PZPN i "Lewy" gotowy do startu ligi? - Z Pierwszej Piłki #43
Sosin opowiada o swoich początkach w nowym kraju i mówi o szansach Rakowa Częstochowa w starciu z Arisem Limassol w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Pierwsze spotkanie już we wtorek 8 sierpnia w Częstochowie (godz. 20.00). Transmisja w TVP Sport, relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Na Cypr wyjechał pan z Wodzisławia. To była duża przepaść?
Łukasz Sosin, były gracz m.in. Hutnika Kraków, Cracovii, Wisły Kraków, Apollonu Limassol, Anorthosisu Famagusta, AO Kavala i Arisu Limassol: Na początku inaczej opisywano mi tamtejszą ligę. Miało być łatwo, "wakacyjnie". Do Limassol wyjeżdżałem w 2001 roku, były to wówczas rozgrywki półzawodowe. Niektórzy koledzy z mojej drużyny pracowali w urzędach, jeden dorabiał na poczcie, drugi w banku. Wyniki mieli robić gracze z zagranicy. My zarabialiśmy dużo większe pieniądze niż miejscowi. Ja dostałem dwukrotność pensji, którą otrzymywałem w Wiśle Kraków.
Co pan zastał na miejscu?
Zobaczyłem palmy, plaże, słoneczko cały czas świeciło. Pomyślałem: raj na ziemi. Ale z czasem chodzenie na plażę stało się dla mnie czymś zupełnie naturalnym. Wtedy Limassol może nie był "dziurą", ale na pewno wiele się od tamtego czasu zmieniło w tym mieście. Teraz to taki mały Dubaj - są drapacze chmur, piękne wybrzeże. Wówczas był to raczej kurort z plażą, ale nie tak nowocześnie rozbudowany.
Jaki był poziom ligi cypryjskiej dwadzieścia lat temu?
Po pierwszym meczu byłem w szoku. Po trzech sezonach gry w ekstraklasie nie spodziewałem się, że na Cyprze czeka mnie taka różnica pod kątem przygotowania fizycznego. Po prostu człowiek łapał zadyszkę od tej duchoty. Zakładałem, że wrócę do kraju po trzech latach, bo na tyle podpisałem kontrakt z Apollonem. Zostałem dłużej - jedenaście lat grałem w piłkę, a następne cztery pracowałem jako trener i dyrektor sportowy.
Strzelał pan gole jak maszyna, choć w Polsce nie był aż tak skuteczny.
Na początku może i było to wydarzenie, bo Polak strzelał poza krajem. Później trochę to ludziom zobojętniało, bo robiłem to regularnie, a poza tym - w Polsce raczej nie dało się obejrzeć spotkań tamtejszej ligi.
Na jednym skrzydle miałem Savio z Realu Madryt, na drugim Paulo Costę z Interu Mediolan i trochę ułatwiali mi robotę (razem grali w Anorthosisie - przyp. red.). W jednym meczu strzeliłem pięć goli głową. Apetyt rósł, człowiek się nakręcał. Często napastnicy myślą o dużych rzeczach - pressingu, przesuwaniu się, a na koniec są rozliczani z goli. Ja się wściekałem, gdy nie podawali mi piłki na treningach.
Poza tym - czuliśmy się z rodziną bardzo dobrze na Cyprze. Miałem stabilizację, byłem szanowany. Przez ponad dziesięć lat otrzymałem kilka ciekawych ofert z dobrych lig, ale żal było wyjeżdżać. Odezwali się z Sunderlandu, z Preston. Zgłosiło się St. Pauli. Byłem w Holandii na testach w dwóch drużynach ze środka tabeli. Stale pojawiały się oferty z Polski i raz zgłosił się klub z USA. Z tamtejszej federacji pytali mnie, czy nie chciałbym występować w reprezentacji Cypru, ale nie brałem takiej możliwości pod uwagę. Czekałem na powołanie z polskiej kadry.
I się pan doczekał.
Debiutowałem z Arabią Saudyjską, strzeliłem dwa gole. Łącznie zagrałem w polskiej kadrze cztery razy. Trafiłem tam za późno, jakieś 2-3 lata po swoim najlepszym okresie na Cyprze, ale zdawałem sobie sprawę, jaką ligę wybrałem. W tamtym czasie mocno niedocenianą w naszym kraju.
Dlaczego odszedł pan z Wisły Kraków? Na wypożyczeniu w Odrze Wodzisław spisywał się pan bardzo dobrze (Sosin strzelił 12 goli), miał pan długoletni kontrakt.
Znalazłem się na czarnej liście klubu przez jedną sytuację. Strzeliłem Wiśle gola z rzutu karnego grając dla Odry. Mecz zakończył się remisem 1:1, a Wisła nie zdobyła mistrzostwa (punkt więcej miała Legia - przyp. red.). Zdzisław Kapka, ówczesny dyrektor sportowy, powiedział mi zaraz po spotkaniu, że za tego gola już więcej w Wiśle nie zagram. Apollon był jednym z nielicznych zespołów, który chciał mnie wtedy wykupić, a nie wypożyczyć.
Ale gdy odchodził pan z Apollonu do Anorthossisu, to zrobiło się gorąco.
Po pięciu latach Apollon trochę nieprofesjonalnie podszedł do mojej osoby - że tak powiem: inne drużyny bardziej mnie doceniały, dlatego odszedłem. Kibice Apollonu się zezłościli. Znalazłem kilka kamieni na balkonie swojego domu, ale dziś nie ma już takich emocji. W zasadzie za każdym razem ktoś zaczepi mnie na Cyprze, miło rozmawiamy i to z kibicami wielu drużyn. Z rodziną zapuściliśmy tam korzenie - mamy dom i regularnie odwiedzamy Cypr. Może i na mecz z Rakowem też się wybiorę.
Z Anorthossisem zagrał pan w Lidze Mistrzów.
To są chyba najbardziej silne emocje, które wspominam. Statuetki za króla strzelców stoją w domu w Krakowie. Przechodząc obok nich, czasem się zatrzymam, spojrzę.
Z Anorthossisem wywalczyliśmy awans do LM jako pierwsza cypryjska drużyna w historii. Pamiętam swojego gola z Olympiakosem Pireus w kwalifikacjach. Wygraliśmy u siebie 3:0 i czuliśmy, że oni w rewanżu nie dadzą rady. Cały mecz krył mnie Michał Żewłakow. Mówiłem mu na początku spotkania, że po kwadransie odczuje warunki pogodowe. Nie dowierzał. Twierdził, że to ten sam klimat, co w Grecji. Po piętnastu minutach prowadziliśmy 2:0, a Michał przyznał mi rację. Fajnie wspominam ten mecz. Michał krył mnie bardzo twardo, ale fair. Nie zabrakło też żartów.
Wiem, że później rozmawiał na mój temat z selekcjonerem Leo Beenhakkerem. Polecił, by sprawdzić mnie w reprezentacji i tak się stało.
Wspomnienia z Ligi Mistrzów mam słodko-gorzkie. Zagrałem tylko w trzech meczach w grupie, ale spotkanie z Interem Mediolan prowadzonym przez Jose Mourinho było dużym przeżyciem. Zobaczyłem stopę Zlatana Ibrahimovicia i zastanawiałem się, dlaczego nie wybrał pływania. Gość o niesamowitych warunkach fizycznych. Życzę Rakowowi, by znalazł się w tym piłkarskim raju.
Kto jest faworytem?
Raków. Aris nie ma takiego doświadczenia w pucharach. Dobrze, że gracze Rakowa mieli przetarcie w Azerbejdżanie, bo pod względem pogody i ciepła - sierpień jest na Cyprze wymagający. Jeżeli Raków nie wypracuje przewagi na własnym boisku, to na Cyprze będzie im trudno prowadzić grę. Aris to mały klub jak na Cypr, ich mistrzostwo było niespodzianką. Można powiedzieć, że Liga Mistrzów jest dla nich życiową szansą. Rozmawiałem na temat Rakowa z kolegami z Cypru. Twierdzą, że na tym poziomie nie ma już łatwych przeciwników, ale widzą swoją szansę.
W czym?
Atutem Arisu jest gra ofensywna, strzelają sporo goli. Widziałem jednak ostatnie mecze Rakowa i moim zdaniem są lepiej przygotowani jako zespół.
Polscy gracze Arisu, czyli Karol Struski i Mariusz Stępiński, są cenieni na Cyprze?
Zdobyli mistrzostwo i superpuchar i na pewno zostanie to im zapamiętane. Aris powalczył o Stępińskiego, miał przecież wracać do Włoch, ale zatrzymali go.
Kluby z Cypru od lat dobrze radzą sobie w europejskich pucharach. Co zmieniło się w tamtejszej piłce?
Nic. Nie wprowadzili systemu szkolenia, nie wdrożyli radykalnych zmian. Cała Europa szuka młodych zawodników, na których później można zarobić, a Cypr wykorzystuje lukę. Przychodzą tam piłkarze w wieku 30-35 lat, których najlepsze kluby już nie chcą, ale ci zawodnicy dalej potrafią grać w piłkę. Prosta rzecz. I to doświadczenie procentuje później w pucharach. Piłkarze mogą dobrze zarobić, mają też fajną pogodę, a przy tym prezentują wysokie umiejętności.
W Polsce jeszcze nie do końca traktuje się tamtejsze kluby poważnie.
Tego nie zmienimy, na pewno Cypr dalej kojarzony jest z wakacjami, ale wyniki pokazują, jak jest naprawdę. Jak choćby niedawno, gdy Omonia eliminowała Legię z pucharów (2020 rok - przyp. red.).
Pan kończył karierę w Arisie awansując z nim do cypryjskiej ekstraklasy.
Od 2012 roku sporo się w klubie zmieniło. Aris gra na nowym stadionie, ma bogatego sponsora. Drugi raz w swojej historii występuje w europejskich pucharach. Drużyna nie posiada wielu kibiców, ale na mecz z Rakowem przyjdą też fani innych lokalnych zespołów: Apollonu i AEL-u i pomogą w dopingu.
Pan został przy piłce.
Dwa lata byłem dyrektorem w Apollonie, później rok w Pafos. Miałem pod sobą ponad dwudziestu trenerów. W Hutniku Kraków trenowałem zespół do lat 17 z Centralnej Ligi Juniorów. Teraz jestem asystentem w kadrze U-19 Marcina Brosza - niedawno graliśmy w mistrzostwach Europy. Ćwiczę głównie z napastnikami, chcę iść w tę specjalizację.
Na Cyprze pana zaczepiają, a w Polsce?
Grałem w Wiśle, Cracovii, w Hutniku i w Odrze Wodzisław. Jestem kojarzony w Małopolsce i okolicach, ale nie tylko. Kiedyś poznał mnie konduktor w pociągu na trasie Warszawa - Kraków. Wszedł do przedziału, nawet nie musiałem pokazywać dowodu, od razu mnie przywitał. Takie sytuacje się zdarzają i jest to naprawdę miłe.
rozmawiał Mateusz Skwierawski
Poznajesz? Gwiazdor sprzed 20 lat usłyszał "wyrok śmierci"
Miły powiew, ale schody dopiero się zaczęły [OPINIA]