Bramkarz Puszczy zabrał głos ws. pobicia. Oto jego wersja wydarzeń

Getty Images / Grzegorz Wajda/SOPA Images/LightRocket / Na zdjęciu: Kewin Komar
Getty Images / Grzegorz Wajda/SOPA Images/LightRocket / Na zdjęciu: Kewin Komar

Kewin Komar długo milczał, ale w końcu zabrał głos ws. sobotniego pobicia. W wywiadzie dla portalu meczyki.pl dokładnie opisał, co wydarzyło się tamtego wieczora podczas festynu we wsi Wiśnicz Mały.

26 sierpnia Kewin Komar został pobity podczas festynu, który odbył się w Wiśniczu Małym.

Próbowaliśmy ustalić, jaki przebieg miało zdarzenie. Pojawiły się wątpliwości, kto był sprawcą. Nasze źródła podały, że bramkarza pobili pseudokibice Wisły Kraków, o czym napisaliśmy, jednak ostatecznie nie udało nam się tego potwierdzić. Za to przeprosiliśmy Wisłę i kibiców Białej Gwiazdy.

Teraz do całej sytuacji odniósł się sam Komar, który udzielił wywiadu dla meczyki.pl - jak sam stwierdził, jedynego na ten temat. W nim opowiedział o przebiegu wydarzeń z sobotniego wieczoru.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć

Na pytanie, czy cała akcja miała podłoże kibicowskie, czy też chodziło o dziewczynę, odparł:

- Nie jestem w stanie tego określić. Dostałem od niego (jednego z mężczyzn - przyp. red.) cios z prawej ręki i obaj zaczęli mnie atakować. Wstałem i zacząłem się bronić, zasłaniając twarz. Trwało to może kilkanaście-kilkadziesiąt sekund. Zacząłem wymachiwać lewą i prawą ręką, żeby ich odgonić. Wtedy reszta tej grupki, z której oni przyszli przyglądała się temu wszystkiemu - powiedział bramkarz Puszczy, twierdząc, że zaatakowali go: były chłopak jego dziewczyny wraz z kolegą.

Komar relacjonuje, że na festynie przebywała grupka ludzi, która intonowała przyśpiewki Wisły Kraków. Później w ich repertuarze pojawiły się kolejne, wyzywające zarówno Puszczę, jak i Cracovię. Jedna z osób wybrała się do Komara, ale początkowo nie doszło do rękoczynów.

Jak opowiada, zmieniło się to później, kiedy owa grupa ostatecznie zdecydowała się ruszyć na golkipera. - Nagle nastąpiła mobilizacja w tamtej grupce, bo usłyszałem: "Dobra k***a dawaj, jazda z nim". No i wszyscy ruszyli na mnie - wyznał Komar w rozmowie z meczyki.pl.

W pogoń za bramkarzem Puszczy, jak twierdzi, ruszyło 20 osób, które go biły i kopały. Gdy 20-latek przewrócił się na ławkę, do akcji wkroczyli funkcjonariusze straży. Ich interwencja sprawiła, że młody golkiper mógł opuścić miejsce zdarzenia. Jak zaznacza, wówczas jedna z kobiet przebywająca na festynie poinformowała, że wyżywali się nad nim kibole krakowskiej Wisły.

To jednak nie był koniec. Komar wraz z dziewczyną udali się na SOR. Sportowiec doznał urazu dłoni, miał przemieszczony kciuk. Na miejscu spotkał... jednego z napastników. Obaj mężczyźni zmierzyli się wzrokiem, ale to miało wystarczyć, by 20-latek otrzymał groźbę.

- Odwrócił się do mnie i pokazał mi gest poderżnięcia gardła i jak do mnie dwa razy strzela z pistoletu - powiedział bramkarz Puszczy.

Komar i jego dziewczyna udali się do domu, ale ich koszmar się nie skończył. Gdy para układała się do snu, nagle bramkarz zobaczył, że pod pokój podchodzą jakieś osoby. Miał usłyszeć ich rozmowę. Ktoś krzyknął:  "Dobra ku**a, wjeżdżamy mu na chatę".

Jego przytomna reakcja - obudzenie wszystkich mieszkańców i zapalenie świateł - sprawiła, że intruzi uciekli. Matka dziewczyny piłkarza zawiadomiła następnie policję.

Przeczytaj także:
Zaskakujące ustalenia policji ws. pobitego piłkarza
To dlatego Glik wrócił do Polski. Wcale nie chodzi o reprezentację

Źródło artykułu: WP SportoweFakty