W obecnej piłkarskiej kadrze narodowej nie ma zasad, panuje kompletna samowolka. Zawodnicy robią, co chcą, i mówią, co chcą. Bez klasy, bez myślenia o konsekwencjach. Po mundialu w Katarze nasi gracze robią szum jedynie głośnymi wywiadami. Mimo że w reprezentacji są gracze z czołowych europejskich drużyn, to kompromitują się w kolejnych meczach, a później mówią nam, że muszą wyciągnąć wnioski, a atmosfera w kadrze jest świetna.
Od dłuższego czasu reprezentacja Polski jest drużyną tylko na papierze. W rzeczywistości to zlepek indywidualności dbających przede wszystkim o własne interesy. Nie dotyczy to wszystkich zawodników, ale ta grupa ludzi przestała grać do jednej bramki. W obecnych eliminacjach Euro 2024 doszło do apogeum. Dom pod nazwą kadra wali się na każdej płaszczyźnie.
Źle jest też, i w federacji i dookoła niej. Sponsorzy tracą zaufanie. Wypada sporo trupów z szafy, niemal ciągle, jak choćby ostatnia wpadka z biletami na mecz dla dzieci z piłkarskich akademii.
ZOBACZ WIDEO: Piłkarzom nie chce się grać w reprezentacji? "Te małe rzeczy pokazują nastawienie drużyny"
A na boisku? Dawno nie widziałem meczu reprezentacji, w którym nasi piłkarze zagraliby na "żyle" - z przejęciem, poświęceniem. Tego mi właśnie najbardziej brakuje - pasji i żywych emocji.
Nie uważam, że naszym piłkarzom nie chce się grać w kadrze - na pewno nadal czują z tego wielką dumę. Ale przegrane mecze z Czechami (1:3), Mołdawią (2:3) i Albanią (0:2) w trwających eliminacjach uwypukliły największe problemy tej kadry.
Pięć zmarnowanych lat
To proste meczowe sprawy. Tam gdzie rywal wpycha nogę, nasz zawodnik kalkuluje, czeka na rozwój wydarzeń. Nikt też nie podejmuje ryzyka. Jasir Asani strzelił nam fenomenalnego gola w Tiranie, ale - co kluczowe - odważył się na taką próbę, wierzył, że atomowym kopnięciem piłki "zerwie pajęczynę". Nasz zespół co najwyżej porywa się na niezłą wrzutkę ze stałego fragmentu, czy daleką piłkę (tzw. lagę) za plecy obrońców.
W ciągu pięciu lat polska kadra miała czterech trenerów. Za każdym razem kozła ofiarnego szuka się w sztabie szkoleniowym. Jerzy Brzęczek grał brzydko, Paulo Sousa eksperymentował, Czesław Michniewicz murował bramkę i tak dalej. Choć akurat Michniewicz jest wyjątkiem, bo to on zrobił w kadrze duży ferment.
Okazało się, że Fernando Santos też połamał sobie zęby na naszej drużynie. Zrobiono z niego "wariata", który brzydko się zestarzał, a to przecież wielka postać w futbolu.
Oczywiście, na końcu on też zawiódł. Dużo obiecywał podczas swojej prezentacji: miał współpracować z trenerami młodzieżówek, odmłodzić drużynę, przekazać polskiej piłce swoje czterdziestoletnie doświadczenie w zawodzie, a ostatecznie nic nie zmienił. Nie wprowadził do kadry nawet jednego debiutanta.
To jednak przede wszystkim drużyna "pękła". Mentalnie Polacy przegrali w Pradze i Kiszyniowie. W Tiranie fala wyrzuciła na boisko wrak: pokiereszowany przez federację, z podtopionymi zawodnikami, których trzeba reanimować.
Wraca okrutna moda
Doszliśmy do absurdalnego momentu, w którym polski kibic czuje obawy przed wyjazdowym meczem z Wyspami Owczymi. To wręcz niemożliwe. Do niedawna Polacy ustępowali głównie drużynom z topu - Włochom, Portugalii, Holandii, Belgii. Ostatnie lata to spektakularny upadek drużyny narodowej i powrót do najgorszych czasów, w których mecze reprezentacji były pożywką dla szyderców.
I powoli znowu największą rozrywką dla kibica jest ubaw, gdy kadrze nie idzie.
To nie jest wina Fernando Santosa, a efekt poprzednich lat - chowania się drużyny za plecami swojego kapitana, wewnętrzna zazdrość o jego pozycję, brak pokory w meczach ze średniakami czy podział w zespole po aferze premiowej w Katarze. Utworzyła się ogromna kula śnieżna i nie da się jej zatrzymać.
Możemy wypominać Santosowi wysoką pensję, ale trener pracował na nią przez lata. Możemy kwestionować jego styl bycia i podejścia do zawodu, ale to dopiero on wygrał z Portugalią trofea, jako pierwszy w historii (Euro 2016 i Ligę Narodów).
To nie Santos oszukał Polaków, tylko my sami siebie oszukujemy, kto jest odpowiedzialny za niepowodzenia reprezentacji.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Nieoficjalnie słychać, co postanowił PZPN. A więc jednak [OPINIA]