Awans reprezentacji Polski na Euro 2024 wisi na włosku. Na każdym kroku Biało-Czerwoni gubią punkty w eliminacjach i w niedzielny wieczór zaliczyli wstydliwe potknięcie na PGE Narodowym. Rewanżowe spotkanie z Mołdawią zakończyło się remisem 1:1.
Okazało się, że blamaż w Kiszyniowie nie był tylko wypadkiem przy pracy. Tomasz Kłos uważa, że podopieczni Michała Probierza zagrali zbyt chaotycznie, by myśleć o korzystnym rozstrzygnięciu. Pomimo asysty przy trafieniu Karola Świderskiego, na krytykę zasłużył Piotr Zieliński.
- Nie zlekceważyli rywali, ale byli sparaliżowani. Pierwsza połowa pokazała, że nie byliśmy tą reprezentacją, jakiej się spodziewaliśmy. Przegrywaliśmy długie piłki. Był jakiś paraliż Piotra Zielińskiego. Miał kilka takich momentów, gdy stracił piłkę i rozkładał ręce. To jest do niego absolutnie niepodobne. Irytował mnie takim zachowaniem. Przed meczem mówiłem, że stałe fragmenty gry są naszą bolączką i tak straciliśmy bramkę. W pierwszej połowie mieliśmy trzy sytuacje ku temu, żeby zdobyć bramki. Druga połowa była oczywiście zupełnie inna, musieliśmy ruszyć do przodu - podsumował uczestnik MŚ 2002 w rozmowie z WP SportoweFakty.
Zawodnicy Probierza stwarzali sobie sytuacje bramkowe, natomiast brakowało im skuteczności w polu karnym rywali. Według naszego rozmówcy, Świderski był jedynym piłkarzem, przy którego nazwisku można postawić plusa.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski zabrał głos ws. kontuzji. Wróci na hit z Realem?
- Mołdawianie podwajali krycie i asekurację, u nas tego nie było widać. W pierwszej połowie nie było widać, kto ma rozgrywać piłkę. Dziczek był troszeczkę ociężały, zresztą jak większość drużyny. Po przerwie Mołdawianie musieli się cofnąć i zdobyliśmy tylko jedną bramkę. Powiem szczerze, że dla mnie jedyną osobą, która naprawdę nie może mieć sobie nic do zarzucenia jest Karol Świderski. To jest skromny chłopak, który nie gra dla siebie, tylko przede wszystkim dla drużyny. Bramka, jaką zdobył, pokazała jego klasę. Mogliśmy strzelić więcej. Możemy mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie - kontynuował.
Drużyna Probierza plasuje się na trzecim miejscu w grupie E i ma do rozegrania jedynie spotkanie z Czechami (17 listopada). Polacy muszą więc oglądać się za siebie. 69-krotny reprezentant kraju nie ukrywał, że jest mocno zaniepokojony sytuacją w tabeli.
- Wynik 1:1 tak naprawdę nam nic nie daje. Remis zadowala Czechów i Mołdawian. Patrząc na nasz kalendarz do końca eliminacji, to mamy tylko Czechów. Mołdawianie grają z Albanią u siebie i to będzie dla nich mecz o wszystko, a później jadą do Czech. W drużynie Czechów jest duży problem. Nie wiadomo nawet, czy nie zostanie zmieniony selekcjoner przed meczem z Polską. Jeżeli wygramy z nimi, będziemy musieli czekać na wyniki innych spotkań. Może się zdarzyć, że będziemy na czwartym miejscu. To jest bardzo złe, niepokojące i frustrujące - powiedział ekspert.
Polska kolejny raz nie wywiązała się z roli faworyta. Przed końcową fazą eliminacji bardzo trudno o optymistyczne prognozy. Zdaniem Tomasza Kłosa, trener Probierz ma mnóstwo pracy mając w perspektywie domowe spotkanie z Czechami.
- Po meczu z Wyspami Owczymi wchodziliśmy w zbyt duży optymizm. Już wtedy bardzo ciężko. Wygraliśmy ten mecz, choć też nam się nie układało. W eliminacjach okazuje się, że drużyny teoretyczni faworycie wcale nie mają łatwo. Nie wiem, co wydarzy się w listopadzie, ale zapowiada się niezła uczta. Nikt nie spodziewałby się takich wyników w meczach październikowych. Wszystko może się zdarzyć. Jeżeli my nie będziemy konsekwentni w tym, co robimy, a oprócz tego nie poprawimy gry w defensywie, w szczególności przy stałych fragmentach gry, to nie łudźmy się, że cokolwiek zdobędziemy - zakończył.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Koszmar! Już nie wszystko zależy od Polaków! Zobacz tabelę
Ogromne rozczarowanie w Warszawie. Polacy znowu zawodzą