Działacze z prezesem Cezarym Kuleszą na czele w piątek (20.10) obradowali na Walnym Zgromadzeniu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Na spotkaniu pojawili się między innymi delegaci z ramienia FIFA oraz UEFA (światowa i europejska federacje piłkarskie).
Kontrowersje wzbudził fakt, że na obserwatorów zostali wyznaczeni Heidi Beha i Jozef Kliment. Heidi Beha to była zawodniczka (m.in. Eintrachtu Frankfurt), a obecnie zajmuje stanowisko menenedżera ds. rozwoju FIFA na Europę. Kliment? Sekretarz generalny słowackiej federacji piłkarskiej i przedstawiciel UEFA. To on w Warszawie zabrał głos i w samych superlatywach wypowiadał się na temat pracy związku za kadencji Kuleszy.
Zarówno Kliment, jak i Beha wiosną 2023 roku pojawili się w Mińsku i z bliska przyglądali się przebiegowi wyborów w tamtejszej federacji. Oboje chwalili Białorusinów za wybór nowego prezesa w sposób demokratyczny, choć później ujawniono, że w trakcie wyborów co najmniej dwukrotnie naruszono statut związku.
Pochwały dla Białorusinów
- Pełnili rolę obserwatorów w wyborach, które były przeprowadzone tak po... białorusku - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Karol Bochenek, ekspert ds. futbolu we wschodniej Europie. - Stworzono iluzję, że będą sprawiedliwe. Kolportowano informację o dwóch kandydatach, którzy będą starali się o tę posadę. Finalnie kandydat był tylko jeden, wskazany oczywiście przez Aleksandra Łukaszenkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!
- Kliment rzucił się bardzo w oczy, był bardzo szczodry, jeśli chodzi o słowa, które dobierał. Oboje z Behą bardzo mocno chwalili i dziękowali poprzedniemu prezesowi Władimirowi Bażanowi. To była kurtuazja posunięta do najwyższych granic, a przecież białoruska federacja to nie jest wzór do naśladowania - dodaje Bochenek.
- Łukaszenka miał decydujący głos w tym, co działo się w białoruskiej piłce. Mówiąc wprost, była ona nacjonalizowana. Obu obserwatorom z ramienia międzynarodowych struktur to nie przeszkadzało w wygłaszaniu pochwał pod adresem całej federacji - ocenia Bochenek.
Chce powrotu Rosjan do rozgrywek
Ale to nie koniec. W czerwcu 2023 roku (czyli ponad rok po rozpoczęciu przez Rosjan wojny w Ukrainie) Kliment gościł w Moskwie na inauguracji wydarzenia finansowanego przez Gazprom i... UEFA. Cytowany przez rosyjską agencję prasową TASS sekretarz słowackiej federacji piłkarskiej wyraził wtedy nadzieję, że "rosyjskie kluby jak najszybciej zostaną przywrócone do rozgrywek pod egidą UEFA".
Co na to PZPN? - Ocena PZPN w sprawie przywrócenia rosyjskich drużyn do jakichkolwiek rozgrywek jest niezmienna od lutego 2022 roku. Nie zaakceptujemy żadnej takiej decyzji, jeśli ona zapadnie. Żadna z naszych drużyn nie zagra meczu przeciwko rosyjskiej reprezentacji - mówi w rozmowie z naszym serwisem Tomasz Kozłowski, dyrektor departamentu komunikacji i mediów piłkarskiej centrali.
Mieszko Rajkiewicz, ekspert ds. polityki w sporcie z Instytutu Nowej Europy dziwi się, że polscy działacze nie zdołali "zablokować" przyjazdu ludzi, którzy jawnie wspierają zniesienie sankcji wobec krajów, które brutalnie zaatakowały naszych sąsiadów. Przecież - przypomnijmy - PZPN był pierwszą federacją, która po wybuchu wojny oznajmiła, że nie zagra z kadrą Rosji!
- Wyobrażam sobie sytuację, że gdyby PZPN nie miał możliwości zaprotestowania w sprawie wysłania tych osób do obserwacji Walnego Zgromadzenia w Warszawie, to wypadałoby, żeby przynajmniej wystosował publiczną informację oraz zakomunikował UEFA, że standardy są nie do końca utrzymywane - ocenia Rajkiewicz.
Kozłowski, jako przedstawiciel PZPN, odpowiada: - PZPN nie ma wpływu na to, kto przyjeżdża obserwować nasze obrady.
"PZPN mógł takiej sytuacji uniknąć"
- Sądzę, że PZPN jako związek tak świadomy problemu geopolitycznego w naszej części Europy i świata powinien stale monitorować, kto z kim rozmawia, przy jakich okolicznościach, jaki jest nawet kalendarz wizyt niektórych działaczy w Rosji czy Białorusi. Jeśli PZPN miał możliwość nieprzyjęcia tych osób i tego nie zrobił, jest to faux pas - nie ma wątpliwości Rajkiewicz.
- Uważam, że polski związek mógł i powinien takiej sytuacji uniknąć - stwierdza Bochenek. - Chyba że decyzje, kogo UEFA wysyła do konkretnych związków, są nienegocjowalne w żaden sposób, to wtedy rzeczywiście można przyjąć, że federacja miała związane ręce.
Bochenek mówi, że opinia Klimenta o tym, że powinno się zluzować sankcje wobec krajów, które doprowadziły do wojny, nie są w środowisku piłkarskim żadną tajemnicą. - A przynajmniej nie powinny. Dlatego PZPN powinien zareagować - kończy Bochenek.
O to, czy federacja próbowała w jakiś sposób reagować, zapytaliśmy w Departamencie Komunikacji i Mediów PZPN.
- Jeśli chodzi o organizację walnego zebrania, to standardowo uczestniczą w nim obserwatorzy z ramienia UEFA i FIFA. Co roku zaproszenie wysyłane jest do prezydentów obu federacji, a oni jeśli nie mogą uczestniczyć osobiście, delegują swoich przedstawicieli - przekazał nam Tomasz Kozłowski.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Opozycja posłucha Tomaszewskiego? "Nie widzę lepszego kandydata"
Xavi o Lewandowskim. Wskazał możliwą datę powrotu