Pogoń Szczecin nie wykorzystała meczu na własnym stadionie ze Stalą Mielec do zbliżenia się do najlepszych w PKO Ekstraklasie. Runda jesienna w wykonaniu tegorocznego uczestnika eliminacji Ligi Konferencji Europy wygląda bardzo przeciętnie. W sobotę w zespole Jensa Gustafssona powróciły największe błędy z początku sezonu.
Pierwsza połowa była jeszcze obiecująca dla Pogoni. Choć gospodarze wcześnie stracili gola, to zasłużenie odwrócili wynik na 2:1 i mieli szanse na powiększenie przewagi.
- Zaczęliśmy ten mecz bardzo dobrze i z dużą energią. Stadion czuł to, my również to czuliśmy. Pierwszy strzał na naszą bramkę skończył się golem, a mimo to kontynuowaliśmy naszą grę i stworzyliśmy sobie dużo sytuacji podbramkowych - wspomina Benedikt Zech, obrońca Pogoni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!
- Zeszliśmy na przerwę z wynikiem 2:1 i w szatni powiedzieliśmy sobie: zabijmy ten mecz, nie wracajmy na boisko rozleniwieni i aroganccy. Później wszystko potoczyło się dokładnie odwrotnie niż zakładaliśmy - dodaje Austriak.
Obrona Pogoni zagrała karygodnie, a największy problem sprawił jej Ilja Szkurin. Po przerwie napastnik Stali Mielec skompletował hat-tricka i zapewnił zespołowi z Podkarpacia zwycięstwo 3:2. Szkurin dwa razy zakończył szybkie ataki Stali, a na zakończenie swojego popisu główkował po przedłużonym dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
- To był rollercoaster. Pokonaliśmy sami siebie. Nie możemy tracić trzech goli. To jest niedopuszczalne w meczu na naszym stadionie ze Stalą Mielec. W ostatnich tygodniach wyglądaliśmy lepiej, biorąc pod uwagę wyniki i to, że traciliśmy mniej goli - mówi Benedikt Zech.
Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"