Pogoń Szczecin doszła do najlepszej ósemki Fortuna Pucharu Polski dzięki zwycięstwom z klubami z województwa śląskiego. Pierwszym jej przeciwnikiem było Podbeskidzie Bielsko-Biała, a jedyna bramka na miarę zwycięstwa 1:0 padła w ostatniej minucie podstawowego czasu dzięki strzałowi Kamila Grosickiego. We wtorek szczecinianie podjęli z kolei Górnika Zabrze.
Tym razem do wyeliminowania przeciwnika konieczna była dogrywka. Pogoń nie przypilnowała prowadzenia zdobytego strzałem Kamila Grosickiego i zapewniła sobie wygraną 2:1 dopiero uderzeniem w dogrywce Leonardo Borgesa.
- To był bardzo trudny mecz. Kilka dni temu zagraliśmy z Górnikiem w lidze i wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Było trochę presji przed tym pucharowym rewanżem, więc tym bardziej cieszymy się z awansu - mówi Mariusz Malec, cytowany przez oficjalną stronę internetową klubu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!
- Szkoda, że nie udało się zachować zera z tyłu i zakończyć meczu w 90 minutach. Straciliśmy gola po jednej z wrzutek, przez co musieliśmy męczyć się jeszcze w dogrywce. Najważniejsze, że zakończenie było szczęśliwe - dodaje obrońca.
Dogrywka została rozegrana przy gęsto padającym śniegu. Tym samym przypomniał się piątkowy mecz Pogoni z Górnikiem rozegrany przy Roosevelta. Porażka, poniesiona przez szczecinian w Zabrzu, mocno zepsuła samopoczucie w ich szatni.
- Wiedzieliśmy, że w dogrywce Górnik już trochę opadł z sił. Graliśmy mądrze i zdobyliśmy bramkę, po czym kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku. W końcówce było trochę nerwówki, ale dowieźliśmy prowadzenie - wspomina Mariusz Malec.
- Musieliśmy wrócić na zwycięską ścieżkę po ostatnich wynikach. Po awansie kamień spadł nam z serc - podsumowuje piłkarz Pogoni.
Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"