ŁKS Łódź sprzedał latem Mateusza Kowalczyka do duńskiego Broendby IF za milion euro. Utalentowany 19-latek nie wywalczył sobie na razie miejsca w składzie nowego klubu, o czym świadczy fakt, że rozegrał tylko jedno spotkanie na piętnaście możliwych jeśli chodzi o bieżący sezon ligowy.
W związku z tym pojawiły się informacje, że być może Kowalczyk wróci do Polski. I faktycznie: na brak zainteresowania klubów Ekstraklasy nie narzeka. O zdolnego pomocnika pytały Śląsk Wrocław, Raków Częstochowa i… ŁKS.
Z naszych informacji wynika, że łodzianie zwrócili się do Duńczyków z propozycją nieodpłatnego wypożyczenia piłkarza do końca sezonu. Jak można się domyśleć, w Kopenhadze ani myślą o takim rozwiązaniu.
W teorii większe szanse na sprowadzenie Kowalczyka miałyby Śląsk i Raków. Zwłaszcza, że ten drugi klub szuka piłkarza o takim profilu i stać byłoby go nawet na wykup tego zawodnika. Bo, jak informowały WP SportoweFakty, na tego typu transakcje (zawodnik U21, reprezentant kraju) w Częstochowie mogą wydać nawet milion euro.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polak wymiata! Jego triki to prawdziwa maestria
Tyle że… Z informacji WP SportoweFakty wynika, że Kowalczyk do Polski w tym okienku transferowym nie wróci. Zawodnik pojedzie z Broendby na obóz przygotowawczy i będzie walczył o miejsce w drużynie. A gdyby jego sytuacja w klubie nie uległa poprawie, to ma 3-4 inne opcje, wszystkie poza granicami Polski. Dlatego właśnie powrót do Ekstraklasy w tym momencie nie jest brany pod uwagę.
19-letniego Kowalczyka, reprezentanta Polski młodszych kategorii wiekowych, kontrakt z Duńczykami wiąże do lata 2027 roku.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty