Świeża jest jeszcze pamięć o czasach, w których "Lewy" z tygodnia na tydzień pobijał rekordy. Teraz w tym tempie przeżywa kolejne rozczarowania. Większe bądź mniejsze, ale ostatnio jego kariera dostarcza więcej materiału memiarzom niż autorom peanów.
Rany po upokorzeniach w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na Sportowca Roku (więcej TUTAJ) i FIFA FIFPro World IX (więcej TUTAJ) jeszcze nie zdążyły się zabliźnić, a już rozdrapał je kolejny werdykt. Piłkarzem Roku według "Sportu" uznano Piotra Zielińskiego, a Robert Lewandowski znalazł się za podium. Napastnik Barcelony otrzymał mniej głosów nie tylko od Zielińskiego, ale też od Wojciecha Szczęsnego i Marcina Bułki, a tyle samo co... Kamil Grosicki. "Potwarz!" - krzyknąłby Jan Paweł Adamczewski z "1670".
Skupmy się jednak na porównaniu tylko Zielińskiego i Lewandowskiego. Czy pomocnik Napoli dokonał w ubiegłym roku więcej od "Lewego"? Nie. Obaj zostali mistrzami swoich lig i byli kluczowymi postaciami swoich zespołów, ale napastnik zgarnął jeszcze Trofeo Pichichi dla najlepszego strzelca La Ligi.
O tym, że to spektakularny dublet jak na debiutanta w hiszpańskiej ekstraklasie, pisaliśmy wielokrotnie (m.in. TUTAJ). Krytykujmy Lewandowskiego za aktualną formę, ale potrafmy docenić to, czego dokonał w nieodległej przecież przeszłości.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jaki ojciec, taki syn. Niesamowity gol Cristiano Ronaldo juniora
Można rozmawiać o tym, kto zawiódł mniej w reprezentacji, ale tak naprawdę od obu można wymagać zdecydowanie więcej. Może regres we wkładzie "Lewego" w grę kadry był bardziej widoczny, bo po prostu kiedyś dźwigał drużynę na własnych barkach, tymczasem na Zielińskiego koszulka reprezentacji zwykle działała jak kryptonit na Supermana?
Skąd zatem te zawstydzające Lewandowskiego wyniki? Czemu oddawanie na niego głosów jest odbierane w złym guście? Zjawisko to wyjaśnił w rozmowie z WP SportoweFakty Grzegorz Kita (TUTAJ). "Lewy" działał ostatnio jak tytułowy bohater powieści (i później filmu) "Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi". Wyjście z tego kryzysu wizerunkowego to karkołomne zadanie.
Tymczasem na boisku sobie nie pomaga. Sprawy zaszły tak daleko, że nawet Xavi marginalizuje jego rolę w Barcelonie. Jak inaczej bowiem odczytać decyzje trenera mistrza Hiszpanii? W dwóch ostatnich ligowych meczach zdjął "Lewego" z boiska w sytuacji, gdy wynik nie był korzystny dla Barcy.
Najpierw z Las Palmas (2:1) zmienił Polaka przy stanie 1:1, a w niedzielnym spotkaniu z Betisem (4:2) zrobił to tuż po tym, jak rywal wyrównał na 2:2. W obu przypadkach Barcelona bez "Lewego" na boisku wyszarpała zwycięstwa w doliczonym czasie gry. Trudno jednak dziwić się ruchom Xaviego, skoro w obu tych meczach Lewandowski był dla Barcy kulą u nogi. Ani razu nie zatrudnił bramkarzy rywali.
Bohaterem Barcelony w Sewilli był Ferran Torres, który pierwszy raz w karierze strzelił trzy gole w jednym meczu. To też znamienne, uświadamiające upływ czasu, że ktoś w drużynie Lewandowskiego kompletuje hat-trick, a Polak patrzy na to z ławki rezerwowych.
"Lewy" ma na koncie 34 takie zdobycze (w tym także cztero- i pięciopaki) - zdecydowanie najwięcej spośród polskich piłkarzy. 31 z nich ustrzelił już po wyjeździe z Polski: w Bundeslidze, Pucharze i Superpucharze Niemiec, Lidze Mistrzów i reprezentacji.
Ma najwięcej wielopaków w historii Biało-Czerwonych (6), najwięcej spośród obcokrajowców w dziejach Bundesligi (16), a w Lidze Mistrzów (6) pod tym względem wyprzedzają go tylko Leo Messi i Cristiano Ronaldo (po 8). Jest też jedynym w historii Champions League piłkarzem, który strzelał po trzy gole w barwach trzech różnych klubów.
Tymczasem w La Lidze wciąż nie zdobył jeszcze trzech bramek w jednym meczu. Jedyny hat-trick jako gracz Barcy upolował w Lidze Mistrzów. 7 września 2022 roku w meczu z Viktorią Pilzno. 502 dni i 68 występów temu. Pod tym względem jest w cieniu nawet Arkadiusza Milika czy Szymona Żurkowskiego, którzy popisali się hat-trickami w ostatnich dniach.
Odkąd w 2010 roku ruszył na podbój wielkiego świata futbolu, nigdy tak długo nie czekał na to, by pokazać dłonią "trzy strzeliłem!". Najdłuższy dotąd (375 dni) przestój miał między 12 sierpnia 2018 a 24 sierpnia 2019 roku. Teraz czeka na hat-trick ponad cztery miesiące dłużej. Wymowne.
Jednak 35-latek przestał strzelać gole nie tylko hurtem, ale - jak na swoje standardy - niemal w ogóle. W tym sezonie trafił do siatki tylko w 10 z 27 meczów. 17 występów bez bramki to więcej niż w dwóch ostatnich sezonach w Bayernie (10, 14), ale wtedy rozegrał po 46 spotkań.
W tym sezonie Lewandowski strzela gola tylko w co trzecim meczu. W poprzednim, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki regresu formy, trafiał do siatki rywali w co drugim występie. A w porównaniu z ostatnimi sezonami w Bayernie mówimy o totalnej zapaści pod tym względem. Pierwszy raz od wielu, wielu lat "Lewy" częściej nie strzela, niż strzela.
Występy bez gola Roberta Lewandowskiego w pięciu ostatnich sezonach:
Sezon | Występy bez gola | Występy ogółem | % pustych przebiegów |
---|---|---|---|
2019/20 | 9 | 47 | 19 % |
2020/21 | 10 | 40 | 25 % |
2021/22 | 14 | 46 | 30 % |
2022/23 | 23 | 46 | 50 % |
2023/24 | 17 | 27 | 63 % |
Duma Katalonii zainwestowała w Polaka już blisko 100 mln euro, bo miał być gwarancją goli, tymczasem w tej roli z miesiąca na miesiąc sprawdza się coraz słabiej. Czy to zwiastun tego, że rozgrywa ostatnie mecze w barwach granatowo-bordowych barwach, a w najbliższych miesiącach będziemy widzami spektaklu o wypychaniu "Lewego" z klubu?
Barcelona potrafi to bezwzględnie reżyserować, a nie trzeba być biegłym w Excelu, by dostrzec, że 32 mln euro rocznie, ile ma zarabiać Polak od sezonu 2024/25, dla tak grającego 35-latka to działanie na szkodę klubu. Bolesna prawda jest taka, że Lewandowski bez torby wypchanej golami na ramieniu nie ma dla swoich drużyn dużej wartości. A po niedzielnym hat-tricku taki Torres (11) niemal zrównał się z "Lewym" (12) pod względem zdobytych bramek.
Dla samego Lewandowskiego natomiast Barcelona miała być miejscem, w którym jego pomnik stanie się trwalszy niż ze spiżu. Tymczasem w świetle jupiterów widać na nim każdą, najdrobniejszą rysę. A tych, niestety, przybywa w zastraszającym tempie. W Arabii Saudyjskiej czy MLS byłyby zdecydowanie mniej widoczne...
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty