Odcięty od świata. Lewandowski na bezludnej wyspie (OPINIA)

Getty Images / NurPhoto / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / NurPhoto / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Sobotni wieczór zdominował temat przyszłości Xaviego jako trenera Barcelony, ale dalsza niemoc Roberta Lewandowskiego nie może przejść niezauważona. "Lewy" nie strzelił gola w lidze od blisko 8 godzin. Niepokojące jest jednak coś innego.

W tym artykule dowiesz się o:

48 dni, 5 rozegranych meczów i 463 spędzonych na boisku minut - tyle minęło, odkąd Robert Lewandowski po raz ostatni cieszył się z gola w La Lidze. Licznik jego ligowych trafień zatrzymał się 10 grudnia ubiegłego roku w spotkaniu z Gironą (2:4).

Nie potrafił pokonać w lidze bramkarzy Valencii (1:1), Almerii (3:2), Las Palmas (2:1), Realu Betis (4:2) i teraz Villarrealu (5:3), a to w komplecie zespoły notowane niżej od Barcy - drużyny środka tabeli albo ciągnące się w jej ogonie.

463 minuty bez gola to jego najdłuższa strzelecka niemoc w lidze od początku sezonu 2016/17, czyli od 7,5 roku. Wtedy między 17 września a 29 października 2016 roku nie potrafił strzelić gola przez 480 minut w pięciu kolejnych spotkaniach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne sceny tuż przed meczem. Trudno się nie wzruszyć

A w całej karierze, licząc najwyższe klasy rozgrywkowe, dłużej na bramkę czekał jeszcze tylko dwa razy: 476 (2013/14) i 561 (2010/11). Niechlubny osobisty rekord "Lewego" pochodzi zatem z samych jego początków w wielkiej piłce. Niewiele brakuje mu zatem do tego, by wrócił do punktu wyjścia i (nie)skuteczności, przez którą był obiektem drwin niemieckiej prasy. Więcej TUTAJ.

Lewandowski zaciął się na blisko 8 godzin, ale najbardziej niepokoi jednak coś innego. Jesienią można było narzekać na to, jak wykańcza akcje kolegów. Na koniec roku jego parametr xG (ang. expected goals, czyli tzw. gole oczekiwane - określane algorytmem prawdopodobieństwo zdobycia bramki w danej sytuacji) wskazywał 11,66, podczas gdy na koncie miał tylko osiem goli - teoretycznie trzy mniej niż powinien.

Tymczasem w trzech tegorocznych meczach w La Lidze nie tylko nie zdobył bramki, ale też nie oddał w nich ani jednego celnego uderzenia. Jego parametr xG ze spotkań z Las Palmas (0,17), Realem Betis (0) i Villarrealem (0,04) łącznie to wstydliwe 0,21.

Oznacza to, w dużym uproszczeniu, że dopiero teraz "Lewy" może naprawdę narzekać na "serwis" i brak wsparcia od kolegów. Ktoś powie, że między tymi ligowymi spotkaniami Polak strzelił gole w Pucharze Króla i Superpucharze Hiszpanii. Prawda, ale jakie to były gole?

Z UD Barbastro trafił z rzutu karnego, z Realem Madryt dopadł do bezpańskiej piłki (zobacz TUTAJ), a z Athletikiem to rywal strzelił nim gola, trafiając w niego piłką przy próbie jej wybicia sprzed swojej bramki (zobacz TUTAJ). Jedynie z Osasuną trafił po podaniu kolegi. I był to jego pierwszy taki gol do września (więcej TUTAJ)

Wrażenie, że Lewandowski staje się ciałem obcym w Barcelonie, potęguje inna statystyka. W meczach z Las Palmas, Realem Betis i Villarrealem Polak miał zdecydowanie najmniej kontaktów z piłką spośród graczy pierwszej "11" Barcy. Kolejno: 21, 15, 22.

35-latek stał się dla kolegów piłkarzem-widmo. Jest jak rozbitek na bezludnej wyspie. Jak w "Cast away. Poza światem". A nawet gorzej, bo Tom Hanks miał w trakcie filmu więcej kontaktów z Wilsonem niż ostatnio "Lewy" ma z Pumą Orbita.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty