[b]
[/b]
Marek Koźmiński wymienił go na liście osób, które zamierzają ubiegać się o stanowisko prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. W 2016 roku przejął władzę w Łódzkim ZPN, w 2021 został wiceprezesem federacji do spraw piłkarstwa amatorskiego, czy w 2025 roku sięgnie po wszystko?
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Wystartuje pan w wyborach prezesa PZPN?
Adam Kaźmierczak, prezes Łódzkiego ZPN, wiceprezes PZPN: Gdy podejmę decyzję o starcie, dostanę pozew rozwodowy od żony. Mówiąc jednak zupełnie poważnie, traktuję wypowiedź Marka Koźmińskiego jako zaczepkę, próbę zamieszania pomiędzy mną, Wojtkiem Cyganem, Pawłem Wojtalą, których Marek również wskazał, a Cezarym Kuleszą. To chęć pokazania, że prezes ma w bliskim otoczeniu ludzi nie do końca mu przychylnych. Mocno nietrafione.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dwa strzały i za każdym razem okno. Popis piłkarza z Ekstraklasy
Żona zawsze może zmienić zdanie.
Zmienić męża też zawsze może, choć mam nadzieję, że po trzydziestu wspólnych latach nie wpadnie na taki pomysł. Ale znów mówiąc serio, nie chcę wypowiadać się za Wojtka bądź Pawła, ale ja, i sądzę, że również oni, na ten moment nie traktują poważnie tego, co stanie się za ponad półtora roku. Funkcja prezesa PZPN to zwieńczenie kariery działacza piłkarskiego, trzeba jednak zastanowić się nad kilkoma sprawami. Czy dobrze czułbym się w tej roli? Czy mam odpowiednie kompetencje? Nie chciałbym mieć poczucia, że to nie jest do końca miejsce dla mnie. Prezes PZPN ma obowiązki w kraju, ale również reprezentuje polski futbol na arenie międzynarodowej. Język angielski znam słabo. Gdyby rzeczywiście pomysł startu w wyborach przyszedł mi do głowy, byłoby to bez wątpienia dość poważne ograniczenie.
Uzależnia pan swój start od tego czy Kulesza zdecyduje się ubiegać o drugą kadencję?
Tak. Przy czym na pewno nie dojdzie do sytuacji, w której do funkcji prezesa aspirować będę ja i Wojtek Cygan. I mówię to nawet bez zgody żony. Z Wojtkiem dzielimy jeden pokój w siedzibie PZPN, współpracujemy w wielu tematach, dobrze się rozumiemy. Zakresy naszych działań, piłka amatorska i profesjonalna, wzajemnie się przenikają, trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie federacji bez korelacji pomiędzy nami. Prezes Kulesza nie musi się obawiać.
Jest pan zadowolony z tego, jak federacja jest postrzegana za rządów Kuleszy?
Trzeba otwarcie powiedzieć - to jest największy minus tej kadencji. Ja również jako prezes Łódzkiego ZPN zawsze będę postrzegany przez pryzmat miejsca Widzewa i ŁKS, mimo że nie mam wpływu na to, jak kluby funkcjonują pod względem sportowym. Federacja z kolei postrzegana jest przez pryzmat wyników reprezentacji Polski, tymczasem w 2023 roku trudno znaleźć jakikolwiek pozytyw związany z grą drużyny narodowej. Problem zatem był i nie do końca sobie z nim poradziliśmy.
Wyniki kadry to jedno, ale federacja nie tylko za to obrywa.
Jeśli zmierza pan do tematu obecności Stasiaka na pokładzie samolotu do Mołdawii, nigdy nie powinien się tam znaleźć. Koniec, kropka. Oczywiście do tej pory procedur regulujących te kwestie nie było, teraz zostały wdrożone i zakładam, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy. Należało więc powiedzieć: zawiodły procedury, naprawimy je, przepraszamy. Natomiast nie zgadzam się z ocenianiem wszystkich wyjazdów organizowanych przez PZPN przez pryzmat Stasiaka, czy rzekomo lejącego się tam alkoholu. To jest już jak z Yeti - wszyscy o tym mówią, a nikt tego de facto nie widział. Oczywiście zdarza się, iż ktoś przesadzi z alkoholem, nie zamierzam zaprzeczać, natomiast jest to zjawisko pojawiające się także w innych dziedzinach życia i przy okazji wielu innych uroczystości. W żaden sposób tego nie usprawiedliwiam, natomiast sprawę należało przeciąć od razu.
Stasiak, artykuł w "Gazecie Wyborczej", do którego odnosił się Kulesza w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", gdzie przez niemal dwie duże strony tłumaczył czy w określonych sytuacjach był pod wpływem alkoholu, czy nie był, przewiezienie napojów wyskokowych do Kataru, o czym informował serwis meczyki.pl...
Trochę nas te sytuacje przerosły, co mogę więcej powiedzieć?
Kulesza w ogóle powinien ubiegać się o reelekcję?
O kwestie związane z planami prezesa należy pytać jego samego. Innym zagadnieniem są pojawiające się w przestrzeni medialnej sugestie o ewentualnym skróceniu kadencji Czarka. Patrząc z perspektywy statutu PZPN, taka procedura jest bardzo trudna do przeprowadzenia. To jedno. Drugie - o ile wiem, nikomu wewnątrz federacji takie pomysły do głowy nie przychodzą. Zwłaszcza że jestem przekonany, iż reprezentacja Polski wywalczy awans do finałów mistrzostw Europy.
Doprawdy?
Może nie w spektakularnym stylu, ale pojedziemy na turniej do Niemiec. Zresztą, odrzućmy życie w przekonaniu, że jesteśmy piłkarską potęgą, że powinniśmy walczyć o medale na Euro. Nie zamierzam zarzucać braku zaangażowania piłkarzom, nie mówię, że im się nie chce, nie krytykuję Jana Bednarka za słowa, które wypowiedział po spotkaniu w Kiszyniowie o tym, że piłkarze poczuli się jak na wakacjach. Bo w przerwie tego meczu wyszliśmy na papierosa i też mieliśmy przekonanie, że tu nic złego naszej drużyny nie może spotkać, tak ten mecz wyglądał w pierwszej połowie. Tam nie miało prawa nic się wydarzyć.
Ewentualny brak awansu na niemiecki turniej może zaważyć na szansach Kuleszy na drugą kadencję?
Będzie miał kolosalne znaczenie. Pod względem finansowym federacja poradzi sobie i bez awansu, choć zapewne trzeba będzie poszukać ograniczenia wydatków. Kwestia wizerunkowa natomiast, kwestia ewentualnej nieobecności reprezentacji Polski na imprezie, która odbędzie się tuż za naszą granicą - to nie są sprawy wyłącznie PZPN. To stanie się sprawa narodowa.
A co z Michałem Probierzem, w razie braku awansu powinien nadal sprawować funkcję selekcjonera reprezentacji Polski?
Michał jest na tyle charakternym człowiekiem, że bez względu na zapisy w kontrakcie, jeśli nie wywalczy awansu, moim zdaniem nie będzie dłużej trenerem drużyny narodowej.
Że sam zrezygnuje?
Nie sprawdzimy tego, bo jestem przekonany o pozytywnych dla kadry rozstrzygnięciach w meczach barażowych. Ale wprost odpowiadając na pytanie, moim zdaniem - tak.
O ile się nie mylę, publicznie deklarował chęć dalszej pracy bez względu na awans.
Poczekajmy. Michał poczuł już, co to znaczy, że jest selekcjonerem reprezentacji Polski. Wchodząc do federacji jako trener kadry U-21, chciał poustawiać wszystko po swojemu, działać na zasadzie: co to nie on. To się zmieniło. Nabrał pokory. Ale złapał też dobry kontakt z zawodnikami, w odróżnieniu od Fernando Santosa. To może zadecydować o tym, że drużyna narodowa przejdzie przez baraże. Z wielu względów zatem marzec będzie kluczowy dla polskiej piłki.
Gdybyśmy nie awansowali, będzie to odpowiedni moment dla innych kandydatów na ogłoszenie startu?
Jeszcze nie, bo od marca do wyborów pozostanie około 1,5 roku. Polityka się już jednak zacznie. Na razie bowiem w kontekście wyborów mamy do czynienia z pohukiwaniami, niczym więcej. Nie ma na ten moment poważnych kontrkandydatów dla Czarka. Marek Koźmiński też nie do końca powiedział prawdę, bo moim zdaniem bardzo poważnie myśli o ubieganiu się o fotel prezesa PZPN, choć przecież jego wypowiedź w serwisie meczyki.pl miała nieco inny wydźwięk. Inna sprawa, że chęć startu w wyborach wprost i w odpowiednim momencie ujawnią tylko ci, którzy będą policzeni na tyle, że kandydowania nie zakończą kompletną klapą. Facet z fajną karierą piłkarską, sukcesami w biznesie, jak Marek, nie może sobie pozwolić na kolejną tak spektakularną porażkę.
Zbigniew Boniek odegra jakąś rolę w wyborach?
Myślę, że tak. Pytanie, w jakim charakterze. Obiema rękami nie podpisałbym się pod tym, że nie wystartuje. Ustawa o sporcie już mu przecież nie stoi na przeszkodzie.
Nie odnosi pan wrażenia, że obecne władze federacji zbyt często odwołują się do kadencji Bońka?
Nie rozumiem tego. Faktem jest, że widzieliśmy pewne ułomności w zmianach wprowadzanych przez prezesa Bońka, co nie znaczy, że były one w całości złe. Po wyborach w 2021 roku robiąc plan na przyszłość, diagnozując drugą kadencję Zbigniewa Bońka, podczas której byłem już w zarządzie PZPN, nie podobała mi się jednak jedna rzecz - zupełne marginalizowanie związków wojewódzkich.
W jakim znaczeniu?
Niby wsparcie dla związków wojewódzkich było, ale wpływ na podejmowanie decyzji przez federację miały stosunkowo niewielki. Z pewnością wynikało to z osobowości Bońka, to człowiek o charakterze autorytarnym, lubiący podejmować decyzje samodzielnie...
... ale zarząd musiał przegłosowywać te decyzje.
Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której trafiające pod głosowanie zarządu pomysły nie byłyby wcześniej omawiane. Prezes Boniek potrafił przekonywać członków zarządu do swoich idei, natomiast kreowane były one przy ulicy Bitwy Warszawskiej w stolicy, przez wąskie grono ludzi, rola związków wojewódzkich w procesie ich przygotowania była niewielka. Teraz jest inaczej. Różnica polega choćby na tym, że raz w miesiącu prezes spotyka się z wiceprezesami i dyskutujemy o najważniejszych w danym momencie tematach. I niejednokrotnie udaje się przekonać prezesa do pewnych rozwiązań.
Czyli Kulesza wsłuchuje się w głos środowiska.
Odpowiedzialność rozkłada się na szersze grono osób. Niedawno do federacji przyjechał Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego ZPN, człowiek, który był blisko Bońka przez 9 lat jego rządów, i sam stwierdził, że takie rozwiązanie mu się podoba. Nie przypominał sobie też, by w trakcie kadencji prezesa Bońka podobna sytuacja miała miejsce. Nie oznacza to jednak, że współpraca z prezesem Kuleszą w pełni spełnia nasze wyobrażenia. Na pewno tak nie jest. Zakładaliśmy bowiem, że szereg decyzji, które muszą zostać podjęte szybko, również będzie z nami konsultowanych. W kilku przypadkach komunikacja zewnętrzna PZPN nie była omawiana wewnętrznie. Tworzyły się z tego problemy.
Na przykład?
Reakcja na udział pana Stasiaka w wyjeździe do Mołdawii. Zapowiedź złożenia pozwu przeciwko dziennikarzowi Piotrowi Żelaznemu. Można było inaczej z tych sytuacji wybrnąć. Zabrakło konsultacji.
A co z wewnętrznymi sprawami federacji - czy choćby nawiązanie budzącej wątpliwości współpracy z firmą Publicon Sport była konsultowana z wiceprezesami federacji?
Po zmianie prezesa PZPN rozstał się z firmą Sportfive. Furtka do poszukiwania nowego partnera była otwarta, natomiast ja osobiście miałem przekonanie, że federacja jest na tyle silna pod względem organizacyjnym, że firmy zewnętrzne nie były nam potrzebne do pozyskiwania sponsorów. Słowem - w mojej ocenie można było przyjąć inne rozwiązanie w tym zakresie.
Ale czy Kulesza konsultował się z panem w tej sprawie?
Nie powiem, że nie słyszałem o pomyśle związania się z firmą Publicon Sport. Na jednym z posiedzeń zarządu zostaliśmy poinformowani o procedowaniu umowy z tą firmą.
Zmiana władzy w kraju może mieć wpływ na dalszą współpracę PZPN z Publicon Sport?
Należy rozgraniczyć dwie rzeczy - Publicon Sport jako zarejestrowana firma, działająca w zgodzie z prawem i Publicon Sport jako firma w mniejszym lub większym stopniu powiązaną z określoną grupą ludzi. Federacja zawarła umowę, na mocy której jedna i druga strona jest do czegoś zobowiązana.
Przez jaki czas ma obowiązywać umowa?
Nie chciałbym się wypowiadać na temat umowy PZPN z Publicon Sport, bo nie znam zawartych w niej zapisów. Nie czytałem jej, nie uczestniczyłem w negocjacjach warunków, nie wiem więc do kiedy obowiązuje i na jakich zasadach można ją rozwiązać. W tej umowie, jak w każdej innej zawieranej w obrocie gospodarczym, są zapewne zawarte klauzule poufności. Mogę sobie wyobrazić sytuację, w której ewentualne jej wypowiedzenie może wiązać się z koniecznością na przykład wypłaty odszkodowania, bo zapewne pewne profity firma ze współpracy z federacją czerpie. Nikt z nich tak po prostu nie zrezygnuje.
Najświeższa sprawa to decyzja nowego ministra sportu i turystyki, Sławomira Nitrasa, o odmowie współfinansowania przez państwo budowy ośrodka PZPN w Otwocku.
Z perspektywy czasu można dojść do wniosku, że nastąpiło zbyt mocne przechylenie polityczne, co nie jest dla federacji korzystne. PZPN, jak każda inna federacja, po pierwsze musi być apolityczny, a po drugie bez względu na to, kto jest u władzy, powinien potrafić ułożyć sobie z nim właściwe relacje. To w mojej ocenie zostało lekko zachwiane. W pewnym momencie uważałem, że PZPN nie powinien dążyć do podpisania umowy z rządem, co do którego nie było pewności, że utrzyma władzę w kolejnej kadencji. Nie chodzi bowiem o to, żeby umowę podpisać, ale żeby ją zrealizować. Z niektórymi decyzjami nie powinno wykraczać się ponad trwającą kadencję. Podczas meczu Widzewa Łódź z Pogonią Szczecin zamieniłem kilka słów z panem Nitrasem, wstępnie rozmawialiśmy na temat spotkania z zarządem PZPN. Warto sobie bowiem na kilka pytań odpowiedzieć. Nie tylko w kontekście ośrodka w Otwocku, ale też programu certyfikacji akademii, w którą ministerstwo również jest dość poważnie zaangażowane.
Tu też jest zagrożenie?
Jestem przekonany, że nowy rząd nie zaprzestanie funkcjonowania programu. Zwłaszcza że zmiany w zakresie certyfikacji akademii są widoczne. Wcześniej kluby traktowały ten program trochę jako program restrykcyjny, wizytatorzy przyglądali się pracy w akademii zza płotu, szukali elementów, które pozwoliłyby na zabranie statusu akademii gwiazdkowych. Zmieniliśmy nastawienie wizytatorów, musieli zrozumieć, że to oni są dla klubów, a nie odwrotnie. Przecież nie chodzi o to, żeby akademii gwiazdkowych było jak najmniej, ale by było ich jak najwięcej, a co za tym idzie - aby szkolenie według wysokich standardów było możliwie powszechne. Poszerzyliśmy certyfikację o gwiazdkę zieloną. W 2021 roku gwiazdkowych akademii mieliśmy około 300, teraz jest ich blisko 1200. Kolosalna różnica. Cenna jest jednak jeszcze jedna rzecz - nawet jeśli ktoś traci miano akademii z gwiazdką, to często słyszymy, że od pewnych zasad, które certyfikacja narzuca, odchodzić nie zamierza. Przekonano się bowiem, że ten sposób pracy przekłada się na postrzeganie akademii przez rodziców zawodników czy przez władze samorządowe. W dłuższej perspektywie powinno to mieć przełożenie na poziom polskiej piłki.
Jakie jeszcze wyzwania stoją przed panem jako wiceprezesem PZPN do spraw piłki amatorskiej?
Piłka amatorska to ponad 90 procent całej dyscypliny w Polsce. Założenie, żeby dokonać całkowitego podziału między piłkę amatorską a profesjonalną jest jednak nierealne. Te światy przenikają się wzajemnie, nie da się postawić sztywnej granicy, że do tego momentu to jest wyłącznie piłka amatorska, a od tego - tylko profesjonalna. To nie tak, że futbol amatorski to zabawa, której regulamin można zawrzeć na jednej kartce, jak chciałby to zrobić mój serdeczny kolega Henryk Kula. Nie tędy droga, kluby amatorskie pod względem organizacyjnym nie chcą być już w ten sposób traktowane, to już nie tak, że spotka się trzech czy czterech chłopaków i pójdą pokopać piłkę. Coraz więcej młodych ludzi chce i potrafić kluby rozwijać. To widać. Rolą PZPN jest stworzenie warunków, by funkcjonowało się im jak najprościej. I szereg decyzji w tym kierunku podjęliśmy. Nie ma już nadmiernych opłat na rzecz wojewódzkich związków, to była jeszcze inicjatywa podjęta za kadencji prezesa Bońka, zlikwidowane zostały również opłaty za piłkę młodzieżową, w całej Polsce w rozgrywkach do lat 19 praktycznie już nie trzeba płacić za zawodników biorących w nich udział.
Jaka suma została na kontach klubów?
PZPN przekazuje rocznie w sumie 7,5 miliona złotych wojewódzkim związkom - w ramach rekompensaty za nie pobieranie opłat od zrzeszonych w nich klubach. Oczywiście każdy wojewódzki związek otrzymuje inną kwotę, uzależniona jest od liczby klubów. Wszystkie wojewódzkie związki rozliczają także delegacje sędziowskie. To też jest odciążenie dla małych klubów, bo mają z głowy całą papierologię z tym związaną. W regionie łódzkim na 370 klubów 320 rozlicza się w ten właśnie sposób. Z nieznanych mi przyczyn reszta nie chce, nie jest to bowiem obowiązek. Wojewódzkie związki funkcjonują już na niezłym poziomie, dlatego gdy któryś z klubów ma kłopot z wniesieniem opłat, jesteśmy w stanie odroczyć płatność, a koszt pracy sędziów finansować na bieżąco z własnych środków. Udogodnień jest więc sporo, pytanie, które należy zadać, przede wszystkim jednak klubom profesjonalnym, brzmi zatem - jak to możliwe, że u nas 17-latkowie czy nawet 19-latkowie są kandydatami na dobrych piłkarzy, a w niektórych reprezentacjach zawodnicy w tym wieku już w nich grają? Barcelona bierze Victora Roque'a, a u nas grałby w CLJ.
Zmierza pan do tego, że kluby nie stawiają na młodych polskich piłkarzy.
Dyrektor sportowy PZPN, Marcin Dorna, zwrócił uwagę, że na mistrzostwach Europy na Węgrzech dwóch zawodników mogło pochwalić się największą liczbą podań ofensywnych - Lamine Yamal z Barcelony i Karol Borys ze Śląska Wrocław. Turniej się skończył, Yamal gra w Barcelonie, z Borysa Jacek Magiera w Śląsku niemalże nie korzysta.
Magiera, który przecież był trenerem reprezentacji Polski do lat 20...
To jest bardzo niepokojące. Jacek był po drugiej stronie barykady, miał problem z trenerami, którzy nie korzystali z jego zawodników w klubach i musiał jednostki meczowe nadrabiać z nimi w reprezentacji. W meczu Śląska Wrocław z Legią Warszawa, w którym drużyna Jacka prowadziła już 4:0, Borys nie wstał z ławki rezerwowych, a przecież była to idealna okazja do tego, aby dać mu kilka minut na boisku z trudnym rywalem, przy blisko 40-tysięcznej publiczności. To poważny problem w polskiej piłce. Co więcej, zakładam, że w styczniu lub lutym zarząd PZPN podejmie uchwałę, która wyeliminuje przepis o obowiązku gry młodzieżowca w Ekstraklasie, ale liczę, że nie bezboleśnie.
Czyli?
Chodzi o wprowadzenie rozwiązania, które pozwoli polskim piłkarzom na grę. Niech to nie będą na początku nawet młodzi zawodnicy, ale jeżeli w kadrach meczowych na ligę będzie obowiązek określonej liczby Polaków, to będą oni pojawiać się na murawie. Kluby mogłyby mieć zakontraktowanych nawet 50 obcokrajowców, ich sprawa. Nie kolidowałoby to najpewniej z regulacjami Unii Europejskiej.
I kluby się zgodzą na takie rozwiązanie?
Pracujemy nad tym.
A co w takim układzie z I ligą?
Federacja musi wprowadzać przede wszystkim systemowe rozwiązania, które muszą przekładać się na podnoszenie poziomu drużyn narodowych we wszystkich kategoriach wiekowych. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że kluby mają swoje partykularne interesy i trzeba konsultować z nimi kwestie regulaminowe ich dotyczące, ale ostateczne decyzje muszą być nakierunkowane na rozwój piłki. Może warto więc rozważyć wprowadzenie obowiązku gry dwóch młodzieżowców w rozgrywkach pierwszoligowych. Przy czym na początku jeden z młodzieżowców mógłby mieć 22 lata, jak obecnie w Ekstraklasie. Inna sprawa - jeśli ktoś traktuje zawodnika 22-letniego jako młodzieżowca, to ja temu komuś gratuluję. Jest to jednak pewna wypadkowa różnych rozmów. Ten drugi młodzieżowiec mógłby natomiast liczyć maksymalnie 21 lat.
Czego kluby pierwszoligowe ewentualnie oczekują w zamian?
Przede wszystkim kluby nie powinny zapominać o tym, co już zostało im dane. Gdybyśmy bowiem policzyli, nawet bez opłat dla sędziów, a mowa w tym przypadku o milionowych kwotach, kluby są wspierane przez PZPN poważnymi pieniędzmi. Zamiast więc oczekiwać więcej, spróbujmy zastanowić się, w jaki sposób te środki są wydatkowane. Pula w Pro Junior System w I lidze w zeszłym sezonie wynosiła bodaj 12 milionów złotych. Arka Gdynia przewodzi tabeli, a w PJS znajduje się na drugim miejscu po pierwszej części sezonu 2023-24, GKS Tychy jest wiceliderem, a w PJS zajmuje czwartą lokatę.
W ostatnim meczu jesienią Widzewa Łódź, w którym grał z trudnym rywalem, Pogonią Szczecin, w wyjściowym składzie pojawił się debiutant, 17-letni Paweł Kwiatkowski. Na boisku nie widziałem różnicy między nim a dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami. Czyli można. I nie to, że sytuacja kadrowa zmusiła do takiej decyzji trenera Daniela Myśliwca. Uznał, że Kwiatkowski jest gotowy, nie bał się podjąć ryzyka. Dzieciak dał sobie radę, pod względem piłkarskim nie utonął. W dodatku każdy taki debiut napędza pozostałych chłopaków w akademii. Być może więc wskazane jest wprowadzenie administracyjnego rozwiązania, zmuszającego trenerów do stawiania na polskich piłkarzy. Jeśli mamy promować zawodników, na których w przyszłości skorzysta nasza reprezentacja, innej drogi nie widzę.