Gdy Czesław Michniewicz umieścił go w szerokiej kadrze na mundial w Katarze, a kilka miesięcy później Celtic zapłacił za niego Legii Warszawa 5 mln euro, wydawało się, że kariera młodego obrońcy nabiera tempa. W Glasgow jednak wyhamowała.
Pierwsze miesiące w Szkocji okazały się dla Maika Nawrockiego trudnym doświadczeniem. Niedługo po debiucie doznał kontuzja uda, która wykluczyła go z gry na długie tygodnie. Nie został zgłoszony do gry w Lidze Mistrzów. W efekcie przez cztery miesiące, od sierpnia do grudnia, nie pojawił się na boisku ani razu.
Szczęśliwe derby
Sytuacja 23-latka zmieniła się w ostatnich dniach 2023 roku. W derbowym meczu z Rangers FC (2:1) niespodziewanie dostał szansę w podstawowym składzie, pokazał się z pozytywnej strony i po pochwałach od trenera Brendana Rodgersa zaczął występować regularnie. - Od tamtej pory spisuje się naprawdę dobrze - ocenia w rozmowie z WP SpotoweFakty Mark Hendry, dziennikarz portalu footballscotland.co.uk.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie gole można oglądać i oglądać! Ależ to wymyślił
Nawrocki zagrał w pięciu kolejnych meczach ligowych Celticu. Co prawda w żadnym nie dostał możliwości gry przez pełne 90 minut, ale nie było to wynikiem tego co pokazywał. - W tej chwili wydaje się wyglądać na zawodnika odpowiedniego dla tej drużyny - ocenia Hendry.
- Nawrocki podczas większości swoich występów wyglądał na spokojnego i opanowanego. Dobrze czyta grę i radzi sobie z piłką, a tego właśnie potrzebuje zespół z uwagi na zamiłowanie do ofensywnego futbolu. Jego atuty są widoczne zwłaszcza na własnym stadionie, gdy posiadanie jest wyraźnie po stronie gospodarza - zachwala dalej szkocki dziennikarz.
Nieudany start i zakręt w Aberdeen
Na starcie sezonu wydawało się, że Nawrocki przebojowo wejdzie do Celtiku jak swego czasu Artur Boruc czy Maciej Żurawski. Udało mu się bowiem wywalczyć miejsce w podstawowym składzie, a w trzech pierwszych meczach zaliczał pewne występy. - Kłopot w tym, że doznał kontuzji wykluczającej go na kilka tygodni, spadł w hierarchii i musiał czekać na kolejną szansę od trenera - tłumaczy Hendry.
- Na nieszczęście dla siebie Polak znalazł się za Cameronem Carterem-Vickersem, czyli najstarszym i najbardziej wpływowym stoperem drużyny z Glasgow i Liamem Scalesem, który również w perspektywie czasu okazał się kluczowym graczem defensywy. Okazja do powrotu nadarzyła się dopiero kiedy ten pierwszy wypadł z powodu problemów zdrowotnych. Moim zdaniem świetnie ją wykorzystał, choć przydarzył mu się jeden trudny moment - opowiada dalej Szkot.
W meczu Celtiku z Aberdeenem (1:1) Nawrocki wyglądał bardzo niepewnie i został ściągnięty przez Rodgersa w 77. minucie. W pomeczowym studiu telewizji Sky Sports skrytykowała go miejscowa legenda Chris Sutton. - Miał problemy i zarazem szczęście, że nie został wyrzucony z boiska przez sędziego po jednym z fauli. W kolejnym spotkaniu było jednak widać poprawę - ocenia zaś Hendry.
Presja i nadzieja
Po tym meczu Nawrocki stracił miejsce w podstawowym składzie. Jego miejsce zajął wychowanek Stephen Welsh, który pokazał się z dobrej strony w dwóch meczach. Polak nie jest jednak tak daleko od gry jak jesienią. - Czuję, że polski obrońca nadal może dać dużo radości kibicom - prognozuje Hendry.
- Pamiętajmy, że kariera Maika w Glasgow jest jeszcze na wczesnym etapie. Mimo to, już dopasował się do tego zespołu. Szkoda, że nie grał w Lidze Mistrzów, bo ciekawie byłoby zobaczyć, jak radzi sobie na tak wysokim poziomie. Niemniej wszystko przed nim, musi być tylko gotowy na nieco większą presję. Jak na standardy klubu był dość drogim piłkarzem i fani będą go oceniać trochę przez ten pryzmat, a to oznacza wyższe wymagania. Moim zdaniem może im sprostać - kończy nasz rozmówca.
Mocniejsza pozycja Nawrockiego w Celticu to dobra informacja dla Michała Probierza, który lubi dawać reprezentacyjną szansę nowicjuszom. Obrońca był w szerokiej kadrze na MŚ 2022, ale debiutu w drużynie narodowej jeszcze się nie doczekał. Powołania na baraże o awans do Euro 2024 selekcjoner wyśle 14 marca, więc Nawrocki ma jeszcze kilka tygodni na przekonanie do siebie opiekuna Biało-Czerwonych.
Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty