Pomógł w odbudowie Piątka. "Można było poczuć ciarki po naszej pracy"

Krzysztof Piątek to dziś czołowy napastnik tureckiej Super Lig. Jednak jeszcze 4 miesiące temu nic nie wskazywało na to, że znów stanie się seryjnym łowcą bramek. Wszystko odmieniło się po wizycie w Stambule Jakuba B. Bączka.

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Krzysztof Piątek Getty Images / Ahmad Mora / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek
12 goli i 5. miejsce na liście najskuteczniejszych napastników w Turcji. Krzysztof Piątek to dziś bez wątpienia jedna z najjaśniejszych gwiazd tamtejszej ligi. To jednak nie tak, że 28-latek wszedł do ligi z drzwiami i z futryną. Na pierwsze ligowe trafienie czekał bowiem aż do 11. kolejki. Gdy jednak zaczął strzelać, to  robi to seriami. Jego obecny status w drużynie Basaksehiru najlepiej oddaje fakt, że w styczniu sięgnął po nagrodę piłkarza miesiąca w klubie. Po raz trzeci z rzędu.

Piątek od listopada zamienił się bowiem w prawdziwą bestię pola karnego, nawiązując do najlepszych czasów w Genoi. Swoją cegiełkę do tego dołożył Jakub B. Bączek, trener mentalny gwiazd i sportowców, który może pochwalić się m.in. złotym medalem mistrzostw świata w siatkówce, który zdobył z naszą kadrą w 2014 roku.

Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty: W listopadzie udał się Pan do Stambułu, by móc na miejscu pracować z Krzysztofem Piątkiem. Jak w ogóle do tego doszło?

Jakub B. Bączek, trener mentalny gwiazd i sportowców: Byliśmy po dwóch, albo trzech sesjach na Whatsappie. To był jego początkowy okres w Turcji, w trakcie którego Krzysiek nie miał na koncie żadnej bramki. Dla napastnika oznacza to narastający stres, coraz większą presję, włączają się też głosy krytyki ze świata zewnętrznego.

Po tych dwóch sesjach na kamerce nie miałem poczucia, że jest to wystarczające. Wpadłem wówczas na spontaniczny pomysł, by udać się do Stambułu. Trochę postawiłem Krzyśka przed faktem dokonanym: “przylatuję do Ciebie i robimy sesję”.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy

Jaka była jego reakcja na ten “fakt dokonany”?

Początkowo myślał, że żartuję. No bo jak to, tak po prostu przylecę? Powiedziałem, że dokładnie tak, zresztą jestem przyzwyczajony do licznych spotkań z klientami za granicą.

Co ważne jednak, wiedziałem, że Krzysiek gra wówczas mecz domowy, więc na 99 procent będzie na miejscu. Pamiętam też pierwszą reakcję jego żony Pauliny. Była bardzo zaskoczona. Stwierdziła, że jest to “małe szaleństwo, ale bardzo jej się to podoba”.

Trzeba tu przyznać, że chwilę po Pana wizycie u Piątka, ten zaczął znów zdobywać bramki.

Po moim przybyciu, Krzyśkowi udało się zorganizować nieco czasu. Odbyliśmy sesję w jego mieszkaniu. Ta sesja była dużo głębsza, zupełnie inna, można było wręcz poczuć przysłowiowe ciarki po tej pracy. I faktycznie, jak wróciłem do domu, to po kilku dniach zaczęły do mnie docierać głosy, że Krzysiek znowu strzela. To jest dla mnie super satysfakcja jako dla trenera. Należy jednak podkreślić, że zawsze 99 procent pracy wykonuje piłkarz. To on chodzi na treningi, to on czyta te hejty, to on sobie musi z tym wszystkim poradzić.

To nie pierwszy raz, gdy współpracuje Pan z Krzysztofem Piątkiem. Pomagał mu Pan także kiedy grał we Włoszech. Czy dziś praca z nim skupia się głównie na odtworzeniu ówczesnych schematów, czy to zupełnie inny człowiek, zawodnik?

To jest jedna z technik pracy trenera mentalnego. Prosi się zawodnika, by przypomniał sobie swój najlepszy występ. Skoczka narciarskiego, by przy zamkniętych oczach wyobraził sobie swój najlepszy skok, siatkarza by wyobraził sobie mecz, w którym został MVP… Ta technika jest lubiana przez sportowców.

W ten sposób staramy się ustalić jaki był wówczas układ psychiki, czy też jak my to nazywamy, obraz mentalny. Czyli jaka była pewność siebie, poziom motywacji do treningu, humor, jaki był sposób rozmowy z dziennikarzami… I im więcej sobie sportowiec zdoła przypomnieć, tym większa szansa, że wróci później do swojej najlepszej rutyny startowej.

Oczywiście nie jest to jedyna technika. Trzeba tu włożyć dużo więcej wysiłku, także intelektualnego, by sportowcowi na tak wysokim poziomie skutecznie pomóc. Jednak wspomniana technika jest na pewno bardzo ceniona przez sportowców. Wówczas bowiem dociera do nich, że to nie jest tak, że oni “nie potrafią”. Po prostu nie mają dobrego momentu. Krzysiek musiał sobie o tym po prostu przypomnieć. Że nic nie jest jeszcze stracone, że 10 meczów bez gola nie zamyka sezonu.

A czy widzi Pan w Piątku jakieś zmiany, które zaszły w nim na przestrzeni tych lat?

Przede wszystkim ma dziś większy dystans. To jest bardzo ambitny zawodnik i on bardzo dużo od siebie wymaga. W psychologii jest jednak taki punkt, w którym presja wywierana na samego siebie już nie motywuje do większego wysiłku, tylko wręcz zaczyna wyniszczać. Po przekroczeniu tego punktu, nakładanie jeszcze większej presji naprawdę nie pomaga. Z tego trzeba się wycofać. Krzysiek to złapał. On wie, że w niektórych momentach trzeba nabrać dystansu i cierpliwości, że to nie jeden mecz decyduje o jego wartości.

Piątek trafił do Basaksehiru, czyli klubu, który w Turcji… w zasadzie nikogo nie obchodzi. Czy fakt, że znalazł się w środowisku bez rzeszy kibiców, z mniejszą presją, mógł wpłynąć na jego odbudowę?

Na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony mniejsze oczekiwania kibiców, działaczy, dziennikarzy… To oczywiście może służyć odbudowie. Z drugiej strony jednak moje doświadczenie jest takie, że jak się trafi do wielkiego środowiska, które walczy o najwyższe cele, to człowiek się też do tego dostraja. Być może Piątek strzelałby jeszcze więcej goli, gdyby miał kolegów na jeszcze wyższym poziomie.

Osobiście staram się jednak za wiele nad tym nie rozwodzić. Zawodnik ma sytuację jaką ma i biorę ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy. Z minusami musimy sobie jakoś poradzić, a plusy wzmacniać.

Dziś jednak wciąż nie wszyscy w Polsce są przekonani do pracy psychologów, do takich rzeczy jak trening mentalny.

Przede wszystkim należy zawsze podkreślić, że trening fizyczny to podstawa, że da dużo więcej. Jeśli ktoś mówi, że dany zawodnik potrzebuje więcej treningu z piłką, niż gadania z psychologiem to ma rację. To zdecydowanie nawyki i automatyzmy wypracowane na treningu fizycznym mają największe znaczenie. Ja się z takimi głosami w pełni zgadzam. Przychodzi jednak taki moment, gdy na tym topowym poziomie, każdy z zawodników jest równie dobrze wytrenowany motorycznie, technicznie i taktycznie.

Przykładem może być chociaż moja praca z reprezentacją siatkarzy, którzy zdobyli mistrzostwo świata. Po drugiej stronie mieliśmy Brazylijczyków. Zarówno my jak i oni świetnie graliśmy siatkówkę. Robota fizyczna była wykonana po obu stronach. I wówczas pojawia się pytanie kto wygra, gdy obie strony są na bardzo podobnym poziomie, jeśli chodzi o fizykę? Wówczas najczęściej wygrywa ten, który ma silniejszą głowę. Tak więc ja sugeruję, by trening mentalny włączali ci, którzy są na bardzo wysokim poziomie i z takimi sportowcami pracuję, bo na tym poziomie to może mieć kluczowe znaczenie.

Natomiast gdybyśmy mieli mówić o treningu mentalnym w 2. lidze, to moim zdaniem jak mniej takiego treningu, a jak najwięcej treningu fizycznego. Tak, aby przede wszystkim zwiększyć swoje umiejętności i z tej 2. ligi wyjść.

Wspomina Pan swoją pracę z siatkarzami. W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że PZPN mógłby brać przykład z PZPS-u, jeżeli chodzi o zaangażowanie trenera mentalnego. Czy jednak sami piłkarze również podchodzą do takich rozwiązań z dystansem?

Nie miałem wówczas na celu krytykować PZPN-u, że ktoś coś robi źle. Chodziło mi jedynie o to, że czasami lepiej działają zmiany wprowadzone systemowo. Dajmy możliwość każdemu reprezentantowi, na każdym zgrupowaniu, by miał szansę pracy z trenerem mentalnym. Niech to jest dobrowolne, niech chodzi ten kto ma ochotę, ale niech ktoś za to odpowiada. Takie rozwiązania bardzo dobrze sprawdzają się w wielu miejscach, jednak z jakiegoś powodu PZPN, być może zrażony jedną z wcześniejszych współprac, podchodzi do tego z rezerwą. Wierzę jednak, że to kwestia czasu.

Oddolnie bowiem piłkarze dzwonią do mnie prywatnie i z wieloma z nich dziś współpracuję. Natomiast byłoby super, gdy docelowo było to rozwiązane systemowo.

Pan jednak w ostatnim czasie znalazł zatrudnienie w polskiej piłce reprezentacyjnej.

Tak, mam już podpisany kontrakt na pracę na cały ten rok z kadrą narodową piłkarek. To może być dobrym sygnałem. W tym przypadku PZPN postawił na to rozwiązanie systemowe. Wierzę, że wiele osób dostrzeże w tym dodatkową wartość.

W Polsce często zwraca się uwagę, że piłkarze grający dobrze w klubach, w kadrze nagle "zapominają" swoich umiejętności. Jak duże znaczenia ma ta przysłowiowa “waga” reprezentacyjnej koszulki?

Zdecydowanie ma to znaczenie. Nie powinno to jednak dziwić. Zawodnik gra w dużej mierze tak, jak stworzone jest środowisko wokół niego. Klub to jedno środowisko, kadra to drugie. Są inni ludzie, inne zwyczaje, inne nawyki, inna presja. Podobnie pewnie byłoby z nami, gdyby panu zmieniono redakcję, czy mi kraj, w którym muszę pracować. Też potrzebowaliśmy czasu, by się zaadaptować. Kłopot jest jednak taki, że nie wspiera się tych chłopaków w tym, by w kadrze poczuli się jak w domu, jak w rodzinie.

Nie wystarczy krzyknąć w szatni “Jesteśmy rodziną, wszyscy za jednego, jeden za wszystkich”. Tu potrzeba szeregu zachowań, jakichś zasad, metodyki pracy, wizji. Rozumiem, że trenerzy nie mają na to czasu. Tym bardziej sensownym rozwiązaniem jest zatrudnienie człowieka, który odpowiada za budowanie tej atmosfery. I gwarantuję, że jak będzie lepsza atmosfera, to ten piłkarz trafiający z klubu do kadry będzie grał dużo lepiej.

Czytaj także:
Maciej Skorża wróci na ławkę trenerską?
Lewandowski wbił szpilę dziennikarzowi

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×