Barcelony nie było wśród ośmiu najlepszych drużyn Ligi Mistrzów przez cztery lata. Dla Dumy Katalonii to cała wieczność. Dość powiedzieć, że w liczonej od 1992 roku "erze Champions League" tylko raz czekała dłużej na awans do ćwierćfinału (1995-2000).
Dla czterokrotnego triumfatora tych najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych w Europie to nie tylko kwestia prestiżu. Dla pogrążonego w kryzysie ekonomicznym klubu awans do 1/4 finału był sprawą z kategorii "życia i śmierci".
Barcelona od lat zakłada w budżecie wpływ od UEFA za awans co najmniej do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Tymczasem po raz ostatni dotarła tam w sezonie 2019/20, a w dwóch poprzednich w ogóle żegnała się z rozgrywkami już po fazie grupowej.
ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki
To sprawiło, że na klubowym koncie zabrakło ponad 50 mln euro. Odpadnięcie z Napoli oznaczałoby, że Barcelona miałaby ogromny problem z dopięciem budżetu, w którym i tak brakuje już - jak wyliczył Ferran Correas ze "Sportu" - blisko 30 mln euro.
Barcelonie groziła finansowa katastrofa, co podkreślali w rozmowie z WP SportoweFakty katalońscy dziennikarze Arnau Blanch (TUTAJ) i Pablo Carretero (TUTAJ). Ten drugi stwierdził, że brak awansu do ćwierćfinału "obudziłby demony przeszłości".
Piłkarze Barcy zdołali jednak je odgonić, a jednym z głównych pogromców duchów był Robert Lewandowski. "Lewy" miał udział przy każdym z czterech goli strzelonych przez mistrza Hiszpanii w rywalizacji z mistrzem Włoch. Trzy tygodnie temu w Neapolu (1:1) zdobył jedynego gola dla Barcy.
We wtorkowym rewanżu (3:1) natomiast nie tylko postawił kropkę nad "i", gdy na Montjuic zaczynało się robić nerwowo. Swoje zrobił też przy dwóch wcześniejszych trafieniach zespołu, choć nie wszyscy mogli na to zwrócić uwagę. Przy golu Fermina na 1:0 błysnął, przytomnie przepuszczając do niego piłkę po podaniu Raphinhi.
W akcji, po której na 2:0 trafił Joao Cancelo, też poświęcił się dla zespołu. Nie wymuszał na Lamine Yamalu podania, tylko - świadomie zmniejszając swoje szanse na sfinalizowanie ataku - ruchem bez piłki "związał" ze sobą obrońcę. Dzięki temu Raphinha miał łatwiej w polu karnym Napoli. Brazylijczyk ostemplował słupek bramki rywali, a Joao Cancelo pospieszył z dobitką.
"Lewy" potrafił poskromić swoją naturę napastnika-egoisty. W tych sytuacjach nie musiał nawet dotykać piłki, by potwierdzić swoją klasę. Tak zachowują się tylko piłkarze spełnieni, dojrzali, liderzy. Jesienią, gdy Barca walczyła w Antwerpii o blisko 3 mln euro, kompletnie zawiódł (więcej TUTAJ), ale teraz, gdy stawka była o wiele wyższa, stanął na wysokości zadania.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że od sezonu 2019/20, w którym poprowadził Bayern do triumfu w Lidze Mistrzów, jego bilans w fazie pucharowej Champions League jest imponujący. To 13 goli i 6 asyst w 13 występach.
Spłaca się Robert Lewandowski Barcelonie. W pierwszym sezonie jego bramki dały klubowi długo wyczekiwane mistrzostwo kraju. Teraz Duma Katalonii w dużej mierze zawdzięcza mu awans do ćwierćfinału i wpływ co najmniej 15 (10,6 od UEFA i zysk z kolejnego dnia meczowego w LM) mln euro do budżetu.
I otwarcie furtki do kolejnych premii: za awans do półfinału (12,5) i finału (15,5) bądź ewentualny triumf w Lidze Mistrzów (20) oraz awans do Klubowych Mistrzostw Świata 2025. Ten ostatni FIFA wycenia na 50 mln euro.
Niewielu jest piłkarzy, którzy potrafią udźwignąć presję związaną z taką stawką. Lewandowski należy do wąskiego tego grona. Przed barażami o awans do Euro 2024 to znakomita informacja.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty