Polska zdeklasowała Estonię (5:1) i pewnie awansowała do finału baraży do Euro 2024. Rywal był jednak znacznie niżej notowany, a swój ostatni mecz wygrał w styczniu minionego roku. W dodatku od 27. minuty goście musieli radzić sobie w osłabieniu.
- Przede wszystkim zrealizowaliśmy cel i zrobiliśmy, co do nas należało. Pięć zdobytych bramek, skuteczność ofensywna i wynik spotkania, to wszystko cieszy. Czy jednak możemy być zadowoleni z występu Polaków na tle bardzo słabego rywala, do tego grającego w dziesiątkę? Gdybyśmy to my dostali czerwoną kartkę, i tak spokojnie byśmy pokonali Estonię. Rywal zawiesił poprzeczkę wyjątkowo nisko, miał swoje problemy, ale to nie zmienia finalnego odbioru - mówi WP SportoweFakty Henryk Kasperczak, srebrny medalista MŚ 1974, 61-krotny reprezentant Polski.
"To byłby skandal"
Polska zdominowała statystyki, tworząc 25 sytuacji bramkowych w stosunku do jednej rywala. Boleć może za to fakt, że nie przeszkodziło to Estończykom w strzeleniu honorowego gola.
- Sytuacja jest bardzo skomplikowana, a analiza polskiego zespołu trudna. Było do przewidzenia, że pokonamy Estonię. Gdyby stało się inaczej, należałoby to nazwać skandalem i wielką kompromitacją, do jakiej doszło chociażby w niedawnych eliminacjach, w których męczyliśmy się z Wyspami Owczymi i Mołdawią. W tej chwili trudno mówić dobrze o naszej drużynie, bo rzadko daje nam satysfakcję - zauważa były selekcjoner m.in. Senegalu, Maroka czy Tunezji.
ZOBACZ WIDEO: Pierwsze dziesięć minut meczu z Walią będzie kluczowe? "Tego się obawiam"
Show w spotkaniu skradł Nicola Zalewski, który zanotował trzy asysty. Niemal równie dobrze wypadł także Jakub Piotrowski. W ciepłych słowach można jeszcze wypowiedzieć się na temat Piotra Zielińskiego i Roberta Lewandowskiego. Za to niektórzy reprezentanci Polski wypadli poniżej oczekiwań, między innymi Jan Bednarek.
- Cieszymy się z tego, że mamy dwóch zawodników, którzy zagrali na bardzo wysokim poziomie. Tylko gdzie dziewięciu pozostałych? Chciałbym, żeby proporcje ułożyły się odwrotnie. By można było chwalić dziewięciu, a krytykować tylko dwóch. Wtedy powiem, że mamy dobry zespół, ale do tego daleka droga. W tym miejscu należy wyróżnić Zalewskiego z Romy i Piotrowskiego z Ludogorca. Oni zasłużyli na pochwały - odparł Kasperczak.
Liczył na więcej
I zauważył, że pozostali mogli wnieść więcej. - Liczyłem, że Robert Lewandowski strzeli trzy albo cztery bramki takiemu przeciwnikowi, tym bardziej że jest na fali wznoszącej. Ma swój styl, bazujący na szukaniu okazji, co niekiedy jest skuteczne. Zieliński, Frankowski, Dawidowicz... Wszyscy się starali, co było widać, lecz stać ich na jeszcze więcej - tłumaczył były trener.
Zgrupowanie reprezentacji opuścił Matty Cash, który doznał kontuzji mięśnia dwugłowego uda. Już teraz wiadomo, że czeka go trzytygodniowa przerwa (więcej -> TUTAJ). Z kolei Przemysław Frankowski nabawił się stłuczenia mięśnia czworogłowego uda. Trwa wyścig z czasem.
- Na pewno szkoda, że nie udało się zakończyć tego meczu bez żadnej kontuzji. Strata Przemysława Frankowskiego byłaby dużym ciosem i sporym osłabieniem. On daje bardzo dużo w ataku i mam nadzieję, że zdąży się wyleczyć. Co do urazu Casha, chyba wszyscy liczyliśmy na więcej. Przestał robić postępy, zaczął grać mniej w klubie. Nie można powiedzieć, że obecnie daje dużo kadrze. Jego brak nie będzie tak dotkliwy. By zasłużyć na pochwały, na pięć meczów trzeba zagrać cztery dobre, a nie jeden - zauważa nasz rozmówca.
Najważniejszy mecz ostatnich kilku lat dla polskiej piłki
Już we wtorek o godzinie 20:45 Polska zmierzy się z Walią w Cardiff. Rywal jest tym razem minimalnym faworytem, chociaż w historii pokonał Polskę tylko raz, w 1973 roku, w trakcie eliminacji do mistrzostw świata.
- To będzie wielki sprawdzian. Nie pozbawiam szans reprezentacji Polski. Uważam, że możemy awansować na Euro 2024, to nie jest niemożliwe. Z tym że istnieje większe prawdopodobieństwo, iż Walia się z nami upora. Jest bardzo mocna na własnym terenie. Bodajże siedmiu piłkarzy z pierwszej jedenastki gra na co dzień w Premier League - przyznaje Kasperczak.
Poprzednia konfrontacja obu drużyn miała miejsce w 2022 roku podczas Ligi Narodów. Wówczas Biało-Czerwoni wygrali oba mecze (u siebie 2:1, na wyjeździe 1:0).
- Rywal jest uskrzydlony wysoką wygraną z Finlandią, a więc mocniejszym przeciwnikiem niż Estonia. Z drugiej strony nasze przekonujące zwycięstwo też mogło dać wiele dobrego polskim zawodnikom i pozwolić uwierzyć we własne możliwości. Boisko wszystko zweryfikuje. Trener ma do dyspozycji prawie wszystkich najlepszych graczy - kończy Kasperczak.
Finał baraży o awans do Euro 2024 Walia - Polska odbędzie się we wtorek 26 marca. Pierwszy gwizdek o godz. 20:45 czasu polskiego. Transmisja w TVP Sport oraz TVP 1, dostępnym także na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa NA ŻYWO na WP SportoweFakty.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Szykują wielką ofertę za De Bruyne
- Media: miał wpłacić kaucję za Alvesa