Przed nadchodzącym Euro 2024 selekcjoner reprezentacji Holandii spotkał się z dziennikarzami WP SportoweFakty, hiszpańskiego "Mundo Deportivo" i niemieckiego "Sport BILD" w siedzibie reprezentacji Holandii w Zeist. 16 czerwca Polska zmierzy się w swoim pierwszym meczu na turnieju właśnie z drużyną "Oranje". Później zagra z Austrią i Francją.
Koeman bardzo chwali Roberta Lewandowskiego. Zaznacza jednocześnie, że on nie sprowadzałby Polaka do Barcelony. - To zła polityka transferowa - twierdzi legendarny piłkarz Barcy i tłumaczy, dlaczego tak myśli.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Po meczu barażowym w Walii Marco van Basten powiedział, że Polska to zespół, który nie chce grać w piłkę i myśli głównie o obronie.
Ronald Koeman, selekcjoner reprezentacji Holandii, mistrz Europy z 1988 roku: Nie zgadzam się z nim. Każda drużyna eksponuje swoje największe atuty. Jeśli chodzi o defensywę, Polacy są bardzo silni. Grają pięcioma obrońcami, mają trzech pomocników w środku i dwóch napastników, a jednym z nich jest Lewandowski, który nadal regularnie strzela bramki.
Pierwszy mecz na turnieju jest najważniejszy. W przypadku zwycięstwa zyskujesz pewność siebie i nie czujesz presji, że musisz wygrać kolejne spotkanie. Nie uważam, że Polacy są najsłabszym zespołem w grupie. Drużyny prezentują zbliżony poziom. Gdyby ktoś miał wskazać faworyta, patrząc na jakość, sukcesy i doświadczenie na wielkich turniejach, pewnie wybrałby Francuzów. Ale nie zgadzam się, że mecz z Polakami będzie łatwy i że ten zespół nie lubi grać w piłkę. Każdy trener lubi to robić. Jednocześnie musisz zwracać uwagę na charakterystykę piłkarzy i myśleć, jaki jest najlepszy sposób na osiągnięcie sukcesu. Trzeba szanować każdy styl.
Wspomniał pan o Lewandowskim. Po meczu rewanżowym z PSG w Lidze Mistrzów i El Clasico polski napastnik był mocno krytykowany, ale w ostatnich dwóch spotkaniach strzelił cztery gole.
Każdy piłkarz ma wzloty i upadki, nawet jeśli gra w Barcelonie czy Realu Madryt. Lewandowski ma 35 lat, mówimy o doświadczonym zawodniku. Słyszałem od ludzi z Barcelony, że jest w szatni prawdziwym liderem. I będzie nim w polskiej drużynie na Euro 2024. Jest bardzo ważny zarówno dla reprezentacji, jak i klubu. Podziwiam go za to, że jest snajperem z prawdziwego zdarzenia. Cały czas pokazuje to w Barcelonie. Ciągle strzela gole.
W czerwcu 2022, gdy Katalończycy pracowali nad transferem Lewandowskiego, powiedział pan hiszpańskim mediom, że "ma wątpliwości, czy płacić 50 lub 60 milionów euro za piłkarza, który pogra na swoim najwyższym poziomie może dwa lata". Dziś pan to podtrzymuje?
Komentarz dotyczył filozofii klubu, a nie gracza. To nie była krytyka Lewandowskiego. Gdybym był wówczas trenerem Barcelony, sam chciałbym go mieć na "dziewiątce". Mówimy jednak o wielkich pieniądzach. Jeśli jako klub masz problemy finansowe, może lepiej byłoby kupić piłkarza, który grałby w drużynie dłużej. Moim zdaniem to dziwne, że dajesz ogromną pensję 34- czy 35-latkowi, a nie piłkarzowi 28-letniemu. Najlepszy czas dla zawodnika to okres między 26. a 32. rokiem życia.
Więc to zły kierunek w polityce transferowej Barcelony?
Według mnie tak.
Jakich jeszcze polskich piłkarzy pan ceni poza Lewandowskim?
Piotra Zielińskiego z SSC Napoli. Poza tym w drużynie gra kilku innych zawodników bardzo dobrych technicznie. A jeśli dodamy do tego siłę w defensywie i Lewandowskiego z przodu, to już bardzo dużo. Nie chodzi jednak o indywidualne umiejętności, a o to, jak grasz jako drużyna. Jak wiemy, niedawno Polacy i Holendrzy mierzyli się w Lidze Narodów. Oczywiście od tego czasu pewne rzeczy się zmieniły. Widziałem już kilka nagrań z meczów Polaków, szczegółowa analiza jeszcze przede mną.
Zagramy w Hamburgu, z którym ma pan dobre wspomnienia. W 1988 r., gdy zdobywaliście mistrzostwo Europy, ograliście tam Niemców w półfinale.
Tak, to dobre miejsce. W eliminacjach Euro w 2019 r. też pokonaliśmy tam gospodarzy 4:2.
Żałuje pan tego, co stało się po meczu Holandia – Niemcy w półfinale Euro 88? Mam na myśli sytuację z o Olafem Thonem (po końcowym gwizdku Koeman wymienił się z niemieckim piłkarzem koszulką i udawał przed holenderskimi kibicami, że wyciera nią sobie tyłek - przyp. red.).
To był duży błąd, za który przepraszałem już w przeszłości. Nie oceniam tego pozytywnie. Natomiast mówimy o czymś, co zdarzyło się bardzo dawno. Tutaj postawmy kropkę. Nie chciałbym, by znowu robiono z tego wielką historię.
Dla nas Euro w Niemczech to coś fantastycznego ze względu na odległość. Połowa stadionów będzie w pomarańczowych barwach. Najpierw Hamburg, Berlin i Lipsk. Potem może Gelsenkirchen. A na samym końcu znowu Berlin, tyle że w finale. Taką mam nadzieję.
Ostatni raz Holandia wygrała Euro we wspomnianym 1988 roku.
Dawno temu. Jesteśmy małym krajem, nie możemy wygrywać każdego wielkiego turnieju. Byliśmy bardzo blisko zwycięstwa na MŚ 1974, 1978, a także w 2010 i 2014 roku. W Katarze odpadliśmy z Argentyną po karnych. Holandia zawsze jest drużyną, która może się bić z większymi i docierać bardzo daleko. Mamy wielu zawodników, którzy występują w największych klubach Europy.
Jak ocenia pan siłę obecnej kadry Holandii?
Moja pierwsza kadencja, od 2018 do 2020, była dobrym okresem. Wcześniej nikt nie miał wielkich oczekiwań. Trzon stanowili Virgil van Dijk, Matthijs De Ligt, Frenkie de Jong, Georginio Wijnaldum i Memphis Depay z przodu. Drużyna miała więc bardzo silny kręgosłup. Straciliśmy jednak część swojej siły. De Jong zaczął walczyć z kontuzjami, trzy albo cztery razy nabawił się urazy kostki. W meczach z PSG i Realem nie był w pełni zdrowy. Depay też od 1,5 roku boryka się z różnymi problemami. Z drugiej strony, mamy wielu młodych, bardzo utalentowanych piłkarzy, choćby Xaviego Simonsa czy Tijjaniego Reijndersa.
Kontuzje przed Euro to dla pana duży problem?
Oczywiście, bo trzeba będzie wybrać kadrę na turniej. Musimy poczekać kilka tygodni, żeby zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Kontuzjowanych jest czterech, pięciu piłkarzy, ale myślę, że będą do naszej dyspozycji na Euro.
UEFA zwiększyła w piątek limit graczy w jednej drużynie z 23 do 26 zawodników. Kilka tygodni temu mówił pan, że rozwiązanie z 23 piłkarzami jest absurdalne. Dlaczego to dla pana tak ważna kwestia?
Ze względu na liczbę meczów i ich intensywność. Nie tylko ja optowałem za zwiększeniem limitu, większość selekcjonerów ma podobne zdanie. Jednym z najlepszych sposób na przygotowanie się do meczu jest gra wewnętrzna 11 na 11. Tymczasem masz 23 piłkarzy, w tym trzech bramkarzy. Jedna kontuzja i musiałbym dzwonić do rzecznika prasowego albo swojego brata, żeby wziął udział w grze! W marcu zaczynaliśmy zgrupowanie reprezentacji z 25 piłkarzami. A podczas towarzyskiego spotkania z Niemcami miałem do dyspozycji 21 graczy. Czterech wypadło przez urazy.
Futbol stał się zbyt intensywny?
Chodzi mi przede wszystkim o liczbę meczów. W nowym formacie Ligi Mistrzów będzie jeszcze więcej drużyn. W kwalifikacjach do MŚ 2026 w czasie jednej przerwy reprezentacyjnej rozegramy trzy spotkania. Euro jest powiększone do 24 drużyn. Turniej potrwa tydzień dłużej niż wcześniejsze edycje. To jest właśnie sedno problemu: zamiast zmniejszać liczbę meczów, jeszcze ją zwiększamy.
Piłka to dziś maszyna do zarabiania pieniędzy.
Zgadzam się.
Trzy dni po półfinale z Realem Madryt i rozegraniu 120 minut Manchester City miał półfinał FA Cup z Chelsea. Pep Guardiola grzmiał, że taki terminarz jest groźny dla zdrowia jego graczy.
Oczywiście. Przecież finał Ligi Mistrzów jest 1 czerwca [Euro zaczyna się 14 czerwca - przyp. red.). Jeśli chodzi o FA Cup, wprowadzono zmianę formatu i od przyszłego sezonu nie będzie już powtórek meczów w przypadku remisów. Bo spójrzmy, ile gra się w Anglii: Premier League, Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, Liga Mistrzów. Kluby z różnych lig latają dziś na przygotowania do sezonu do Stanów Zjednoczonych czy Chin, grają w Singapurze, Tajlandii... Piłkarze są w ten sposób zabijani.
Co z trenerami? Jurgen Klopp odchodzi z Liverpoolu i tłumaczy to brakiem energii.
Rozumiem go. Jeśli pracujesz w klubie kilka ładnych lat, dobrze zrobić sobie przerwę. Prowadzenie drużyny klubowej to robota siedem dni w tygodniu. Jako selekcjoner też czasami budzisz się w nocy i zastanawiasz się, na kogo postawić. Ale te momenty są rzadsze.
Jakie jeszcze widzi pan różnice w pracy selekcjonera i trenera klubowego?
Różnica jest ogromna. W ogóle nie myślę teraz o powrocie do piłki klubowej. Najlepiej czuję się właśnie jako selekcjoner. Nie jesteś pod nieustanną presją. Masz więcej czasu, żeby się wyłączyć. Nie rozgrywasz spotkań co trzy dni. To naprawdę inna praca niż ta w Barcelonie. Przygotowujesz reprezentację, by zrealizowała określony cel. To obecnie najlepsza posada, jaką mógłbym mieć. W klubie niektórzy piłkarze są niezadowoleni, bo nie grają w podstawowym składzie w każdy weekend. A na zgrupowanie kadry każdy przyjeżdża z uśmiechem.
Po opuszczeniu Barcelony powiedział pan, że ten rozdział był najtrudniejszy w pana życiu, jeśli chodzi o sferę mentalną. Rozwinie pan?
Barcelona to mój klub. Spędziłem w nim wspaniałe lata jako piłkarz, poznałem tam przyjaciół. Zostanie trenerem Barcy było jednym z moich marzeń. To sprawiało, że praca w Katalonii była trudniejsza i bardziej stresująca. Nie miałem takiego wsparcia od prezydenta klubu jak obecnie Xavi Hernandez. Za mojej kadencji w pewnym momencie traciliśmy do Realu osiem czy dziewięć punktów. Teraz Barca traci do Królewskich czternaście "oczek". Jeśli chcesz odnieść w klubie sukces, wsparcie szefów klubu jest nieodzowne.
Epizod w roli trenera zmienił pana postrzeganie w Barcelonie? Jako piłkarz był pan legendą.
Ciągle odczuwam sympatię ludzi. Nie zmniejszyła się ze względu na to, że w roli trenera nie poszło mi dobrze. Kibice pamiętają mnie jako zawodnika, który strzelił zwycięskiego gola w finale Ligi Mistrzów w 1992 roku. Otrzymywałem naprawdę fantastyczne wsparcie od mieszkańców Barcelony. Nie mogę powiedzieć tego samego o prezydencie.
Zarówno w Barcelonie, jak i Holandii, fundamentalną postacią jest Johan Cruyff. Jaką rolę odegrał w pana życiu?
To dla mnie najważniejsza osoba w karierze. Trenował mnie w Ajaksie, potem sprowadził z PSV do Barcelony. Był moim szkoleniowcem, mentorem i sąsiadem. Spędzaliśmy sporo czasu całymi rodzinami. Spotykaliśmy się w Święta Bożego Narodzenia, Dzień Królowej, na imprezach urodzinowych dzieci itd. Był dla mnie bardzo ważnym człowiekiem zarówno na boisku, jak i poza nim.
Czego się pan od niego nauczył?
Bardzo szczegółowo analizował grę. Wnosił do szatni drużyny dużą pewność siebie. Kiedy zamykał drzwi na Camp Nou i spędzał czas z rodziną, futbol przestawał dla niego istnieć. To także zaczerpnąłem od niego jako szkoleniowiec. Był bardzo rodzinnym gościem. To było w nim fantastyczne.
Jak pan rozumie filozofię Cruyffa?
To ofensywny futbol oparty na posiadaniu piłki, ale nie konkretny system. Chodzi o to, jak grasz, a nie jak ustawisz piłkarzy. W Barcelonie Cruyff stosował m.in. ustawienie z Michaelem Laudrupem na dziewiątce, graliśmy bez klasycznego napastnika. W Holandii za dużo gadamy o systemie. Bayer Leverkusen ma trzech środkowych obrońców, bronią piątką, a grają bardzo ofensywnie i wygrali ligę z dużą różnicą punktów. Atalanta też gra piątką z tyłu w defensywie, a to jedna z najbardziej ofensywnych włoskich drużyn.
Spójrzmy też na Real Madryt. Nie denerwują się, kiedy nie są w posiadaniu piłki. Mają tak dużo jakości, że mogą skrzywdzić przeciwnika, gdy tylko ją przejmą. W dyskusjach często wracamy do przeszłości, ale musimy pamiętać, że piłka nożna się zmienia. Sposób gry musi zależeć od tego, jakich masz piłkarzy.
Porozmawialiśmy o stylu, to jeszcze słowo o wyniku. Na Euro 2024 interesuje pana tylko zwycięstwo?
Byłoby świetnie wygrać, bo ludzie wreszcie przestaliby mówić o Euro 88! Na tamtym turnieju w meczu z Irlandią strzeliliśmy gola w 82. minucie. A w finale rywale nie wykorzystali rzutu karnego. W każdych rozgrywkach musisz mieć trochę szczęścia w tych dwóch, trzech momentach.
Naszym celem jest wygranie Euro. Musimy patrzeć realistycznie - nie jesteśmy głównymi faworytami. Jednocześnie możemy pokonać każdego.
Odczuwa pan przed turniejem dużą presję?
Taką samą jak ludzie z reprezentacji Francji, Niemiec czy Polski. To normalne w futbolu. Jak wspomniałem, uważam, że mam teraz najlepszą pracę, jaką mógłbym sobie wymarzyć. Jestem dumny, że prowadzę najważniejszą drużynę w kraju. Ostatnio usłyszałem, że jestem najważniejszą osobą w państwie po królowej. Odpowiedziałem, że dla mnie to OK.
Z Zeist - Dariusz Faron, reporter WP SportoweFakty
Czytaj także:
Może zostać następcą Lewandowskiego? Sam podsycił plotki
Kane pobije rekord "Lewego"? Tak wygląda sytuacja