To nie był udany sezon dla piłkarzy Bayernu Monachium. Po raz pierwszy od 12 lat Bawarczycy zakończą rozgrywki bez trofeum - nie zdobyli mistrzostwa Niemiec, odpadli w półfinale Ligi Mistrzów, Puchar Niemiec również nie trafi do ich "gabloty". Niektórzy twierdzą, że to "klątwa Harry'ego Kane'a (więcej przeczytasz TUTAJ >>).
Wina za tak złe wyniki spadła nie tylko na piłkarzy, ale również trenera Thomasa Tuchela. Jeszcze w lutym 2024 roku klub poinformował, że obecny szkoleniowiec - mimo ważnego kontraktu do czerwca 2025 - odejdzie z końcem sezonu 2023/24 (pisaliśmy o tym TUTAJ >>). Czyli rok wcześniej niż zakłada umowa. Wydawało się wszystko jasne i przesądzone. Aż do momentu, jak Bayern ograł w ćwierćfinale LM Arsenal i zagrał dwa bardzo dobre spotkania półfinałowe z Realem Madryt. Bardzo dobre, choć niezakończone sukcesem. W finale zagrają "Królewscy".
Niemieckie media zaczęły spekulować, że występy w LM pozwolą jednak Tuchelowi pozostać na stanowisku. Zwłaszcza że Bayern nie znalazł następcy. Podsycanie emocji trwało przez kilka tygodni. Aż do dzisiaj (17.05.).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
Na konferencji prasowej Tuchel jasno i wyraźnie powiedział: - Pozostaje w mocy lutowa decyzja o wcześniejszym rozwiązaniu umowy. Rozmawialiśmy co prawda jeszcze potem, ale nie doszliśmy do porozumienia.
I dodał: - jestem oczywiście smutny. Nie lubię opuszczać piłkarzy, ale i wszystkich pracowników klubu, którzy dbają, abyśmy mieli, jak najlepsze warunki. Bardzo im za to dziękuję.
W najbliższą sobotę - 18.05. - Bayern zagra na stadionie TSG 1899 Hoffenheim ostatnie spotkanie ligowe w sezonie 2023/24. Bawarczycy muszą bronić drugiej pozycji w tabeli, bowiem tuż za nimi (dwa punkty straty) czają się zawodnicy VfB Stuttgart. Pojedynek nie będzie łatwy, bo ekipa Hoffenheim walczy o udział w przyszłorocznych europejskich pucharach.