- Co bym nie powiedział po tym meczu, to wszystko w Gdyni będzie źle odebrane. Zacznę od podziękowań dla naszych kibiców, którzy nas mocno wspierali. Jeśli chodzi o mecz, to było dużo emocji z obu stron i dużo walki. Był to ekstraklasowy mecz, ale my na awans musimy zaczekać. Plan był taki, że chcieliśmy kontrolować grę i do straty bramki to się udawało - powiedział Wojciech Łobodziński.
- Po czerwonej kartce mieliśmy pełną kontrolę meczu i plan na drugą połowę był taki, by próbować strzelać kolejne bramki, a mieliśmy 4 sytuacje sam na sam. Jest mi przykro, targają mną emocje. Próbowaliśmy ratować sytuację zmianami, ale jak się nie strzela, to trudno wygrać. Przez niefrasobliwe zachowanie w defensywie przegrywamy. Nawarzyliśmy piwa i musimy wygrać w kolejnym meczu - dodał szkoleniowiec Arki Gdynia po meczu z Lechią Gdańsk.
Po tym, jak w 7. minucie doliczonego czasu gry Przemysław Stolc upadł w polu karnym, obie drużyny czekały na decyzję sędziego. Ostatecznie Tomasz Kwiatkowski nie podyktował "jedenastki". - Karny był ewidentny. Dowiedzieliśmy się, że było kopnięcie, ale po nim Przemek zrobił krok i upadł - stwierdził trener.
Arka miała olbrzymie problemy ze skutecznością. - Olaf Kobacki takie sytuacje często wykorzystywał, Milewski i Skóra podobnie. Tutaj górę mogły wziąć emocje. Jeśli chodzi o szatnię, to zdajemy sobie sprawę, w jakiej jesteśmy sytuacji. Dalej wszystko jest w naszych rękach i nogach. Chcę przygotować zespół, ale oni muszą się nauczyć przegrywać i brać za to odpowiedzialność, za to co na boisku jako dorośli mężczyźni. Za wynik odpowiadam głową jak każdy trener, ale oni tez muszą - zaznaczył Łobodziński.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
Oprócz stuprocentowych akcji, było dużo pasywnej gry na boisku. - Najgorsze jest to, że mieliśmy taki odbiór, że Lechia jest zadowolona z remisu, bo grali w niedowadze. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. W pierwszych 15 minutach drugiej połowy były 3 stuprocentowe sytuacje. Później kolejna i potencjalny karny. Nie mam na to wytłumaczenia. Czuliśmy, że jest blisko - ocenił trener Arki.
O wszystkim zadecyduje mecz Arki z GKS-em Katowice. - To dla nas kolejne wyzwanie. Zgadzam się, że jest to cios. Gdybyśmy przegrali gładko, 0:3, to inaczej byśmy rozmawiali. Mieliśmy wszystko, by wygrać. Powiedziałem w szatni, że piłkarze muszą sobie to przetrawić w szatni. Od wtorku przygotowujemy się do meczu z GKS-em Katowice, co nam pozostało - podsumował.
Czytaj także:
Warta będzie drżeć do końca