W sobotę 25 maja o godz. 17:30 Jagiellonia Białystok podejmie Wartę Poznań w ramach 34. kolejki PKO Ekstraklasy. To najważniejszy mecz w historii klubu, ponieważ zwycięstwo gwarantuje pierwsze mistrzostwo Polski.
Dotąd największym sukcesem gospodarzy pozostaje zdobycie Pucharu Polski w 2010 roku po pokonaniu Pogoni Szczecin (1:0). Główną rolę w tamtym spotkaniu odegrał Andrius Skerla, który strzelił jedynego gola.
Litwin w Jagiellonii występował w latach 2008-11. Łącznie zagrał dla niej 110 razy, a oprócz PP triumfował z nią również w Superpucharze Polski. Jest uznawany za jednego z najlepszych obrońców w historii klubu, a jego podobizna widnieje w Galerii Sław na Stadionie Miejskim w Białymstoku. - Mam tam wiele miłych wspomnień - nie kryje na początku rozmowy z nami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Właśnie minęło 14 lat od pewnego szczególnego meczu z pana udziałem.
Andrius Skerla, były piłkarz Jagiellonii Białystok: To był finał Pucharu Polski, bardzo ważny mecz dla Jagi. Zdobyliśmy wtedy pierwsze trofeum w jej historii i mieliśmy okazję zapisać się w pamięci wszystkich. Zawsze chętnie wspominam ten czas. Szczególnie wiosną często mam migawki z tego dnia w głowie, ponieważ na Facebooku pojawia się wiele wpisów i zdjęć z tamtego dnia.
Pan odegrał wówczas kluczową rolę, zdobywając jedyną bramkę w meczu i zostając bohaterem.
Przede wszystkim mieliśmy wtedy bardzo dobry zespół z jakościowymi piłkarzami i świetnym młodym trenerem Michałem Probierzem. Rzeczywiście strzeliłem tego gola, ale nie czułem się bohaterem. Taka była po prostu moja rola tamtego dnia. Najważniejszą rzeczą jest zawsze zdobycie trofeum i z tego się najbardziej cieszyłem. Choć oczywiście trafienie wówczas do siatki było miłym uczuciem, takim dodatkowym wyróżnieniem. Podobnie jak miłe jest wspominanie tej bramki przez kibiców Jagi za każdym razem, kiedy ich spotykam.
Widać, że dobrze wspomina pan okres kariery w Jagiellonii.
Oczywiście. To był bardzo dobry czas dla mnie i dla klubu. Nadal mam go w moim sercu i tak już zawsze pozostanie. Wciąż utrzymuję kontakt z ludźmi z Białegostoku, rozmawiam od czasu do czasu między innymi z Rafałem Grzybem i rzecz jasna śledzę to, co tam się dzieje. Miałem możliwość obejrzeć ostatnie 2-3 mecze i bardzo cieszę się, że walczą o mistrzostwo Polski.
Jak ocenia pan obecną drużynę Jagiellonii?
Jako że sam jestem trenerem, to zwracam większą uwagę na pewne rzeczy. Przyznam, że naprawdę podoba mi się styl gry tego zespołu i trzymam mocno kciuki, żeby w sobotę tych chłopaków spotkało wszystko, co najlepsze. Mam nadzieję, że zdobędą mistrzostwo. Widać, że ta ekipa czuje się mocna i uważam, że jest w stanie dokonać czegoś historycznego.
To kolejna szansa Jagi na tytuł w ostatnich kilkunastu latach. Pierwszą miał zespół z panem w składzie.
To był sezon po zdobyciu Pucharu Polski, który zaczęliśmy od wygrania Superpucharu. Był to naprawdę dobry rok dla Jagi. Pamiętam, że na półmetku Ekstraklasy byliśmy liderem i wierzyliśmy, że uda nam się utrzymać to do końca. Skończyliśmy jednak na 4. miejscu i przyznam, że nie byłem zadowolony z tego wyniku.
Czego wam wówczas zabrakło?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Zebraliśmy doświadczenie, zdobyliśmy pierwsze trofea, mieliśmy mocny zespół i świetnego trenera. Niestety działacze też zbierają doświadczenia z czasem i miałem wrażenie, że oni w nas nie do końca wierzyli. W kluczowym momencie sprzedano Kamila Grosickiego do Turcji, a to był jeden z liderów drużyny. Bardzo jakościowy gracz. W rundzie wiosennej trudno było go zastąpić. Jeśli chcesz grać o trofea, to nie możesz robić takich ruchów. Oczywiście nie wiem, czy z nim walczylibyśmy do końca o tytuł. Z perspektywy czasu na pewno można to jednak wskazać jako jeden z powodów.
Z drugiej strony tamten wynik i tak wydawał się sporym sukcesem, skoro wcześniej Jagiellonia nigdy nie skończyła sezonu wyżej niż w połowie tabeli Ekstraklasy, a 2-3 lata wcześniej zaciekle walczyła o utrzymanie.
Jak przychodziłem do klubu w 2008 roku, to głównym celem było po prostu utrzymanie. Ten czas jak podpisywałem umowę, był dość szalony. Budowano nowy zespół: pojawił się młody trener Probierz, pozyskano 14-15 nowych piłkarzy. Na początku grało się nam dość trudno, choć u siebie mieliśmy niezłe wyniki. Jakoś sobie poradziliśmy, podobnie jak zresztą sezon później, kiedy trzeba było odrabiać punkty karne. Krok po kroku było coraz lepiej. W międzyczasie drużyna się zgrała, ściągano coraz lepszych graczy i zdobyliśmy pierwsze trofea oraz zagraliśmy w europejskich pucharach.
Mimo porażki dwumecz z Arisem Saloniki był długo wspominany przez kibiców z Białegostoku.
To była nasza nagroda za Puchar Polski. Nie było łatwo, szczególnie że dla nas był to pierwszy występ w Europie. Oba spotkania były bardzo zacięte, ale niestety nie udało się awansować.
Zdaniem wielu osób przez mocno kontrowersyjny rzut karny dla rywali w Grecji.
Myślę, że były podstawy, żeby odgwizdać mój faul. Walczyłem z przeciwnikiem o piłkę w powietrzu, doszło do zderzenia głowami. Obaj je rozcięliśmy, ale on był nieco szybszy i zagrał futbolówkę. Mimo tego i tak dobrze wspominam tamten dwumecz, bo okazał się bardzo dobrym doświadczeniem i później zaprocentowało ono w lidze.
Tamten okres Jagiellonii często wspomina się jako główny etap dla późniejszego rozwoju klubu.
Dla mnie z pewnością przyjemnie było obserwować, jak Jagiellonia rozwija się i zmienia się krok po kroku. Dziś jest to klub na innym poziomie z ugruntowaną pozycją. Bardzo się cieszę, że mogłem być częścią tej historii. Na pewno mogę powiedzieć, że spędziłem w niej niezapomniane 3,5 roku i lubię wracać do tego czasu. Miłe były też powroty do Białegostoku, na stadion przy Słonecznej. Z Litwy nie mam tam daleko i mam nadzieję, że za jakiś czas znowu uda mi się tam pojawić. Niestety w ostatnim czasie nie miałem jednak szczęścia, żeby tak się stało.
Chodzi o obowiązki zawodowe?
Tak. Po karierze piłkarskiej rozpocząłem szkoleniową i pracując w reprezentacjach Litwy, mogłem częściej przyjeżdżać na mecze Jagi, żeby oglądać Fiodora Cernycha czy Arvydasa Novikovasa. Byłem też na finale Pucharu Polski w 2019 roku w Warszawie. Od blisko czterech lat prowadzę jednak FC Hagelmann z Kowna i ostatnio nie mam szczęścia do terminarza. Za każdym razem, kiedy rozważałem wyjazd do Polski, to akurat trafiało się tak, że nasze mecze ze sobą kolidowały. Podobnie jest niestety w sobotę, choć jest w tym i dobra informacja. Spotkania w Kownie i Białymstoku dzieli 2,5 godziny, więc z pewnością obejrzę transmisję Jagi i liczę, że będę mógł przeżyć podwójne zwycięstwo tego dnia.
A planuje pan kiedyś wrócić do Polski zawodowo?
Na dziś jestem dość zajęty w Hagelmann, z którym idzie nam całkiem nieźle i mam nadzieję osiągnąć dobry wynik na koniec sezonu. Oczywiście mam też jednak swoje prywatne ambicje. Chcę rozwijać się jako trener, a w przyszłości prowadzić drużyny nie tylko na Litwie. Czekam na szansę i mam nadzieję, że kiedyś dostanę okazję, żeby wyjechać i pracować w klubach zagranicznych. Choć to dotyczy przyszłości, a najważniejsze jest to co tu i teraz. Dlatego też skupiam się na obecnej robocie. No i oczywiście na trzymaniu kciuków za Jagiellonię. Jeszcze raz podkreślę: wierzę, że zdobędzie ona pierwsze mistrzostwo w historii i życzę jej kibicom długiego świętowania!
Transmisję telewizyjna meczu Jagiellonii z Wartą przeprowadzą stacje TVP2, TVP Sport i Canal Plus Sport. Relację tekstową live będzie można śledzić na naszym portalu TUTAJ.