Piątkowy wieczór zamiast wielkiej radości przyniósł ogromny smutek gospodarzy Euro 2024. Niemcy po bardzo emocjonującym ćwierćfinale odpadli bowiem z turnieju. O losach drużyny Juliana Nagelsmanna zadecydował gol Mikel Merino w 119. minucie. Wcześniej bramki strzelali Dani Olmo (51. minuta) i Florian Wirtz (89. minuta), co doprowadziło do dogrywki.
Jako pierwsi bramkę na 2:1 mogli strzelić Hiszpanie. W 107. minucie po uderzeniu jednego z niemieckich zawodników piłka trafiła w rękę Marca Cucurelli, który był w polu karnym. Sędzia Anthony Taylor uznał jednak, że obrońca chował rękę za plecy, co zadziałało na jego korzyść. Arbiter podjął decyzję, że nie ma mowy o rzucie karnym.
Wywołało to niemałe poruszenie, a sytuacja ta wyglądała na tyle kontrowersyjnie, że można było zweryfikować ją przy pomocy VAR-u. Niemcy uznali wprost, że zostali ograbieni z szansy na strzelenie bramki z "jedenastki", która mogłaby dać im zwycięstwo. Słów krytyki pod adresem arbitra nie krył selekcjoner Nagelsmann.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Zażarta dyskusja o Ronaldo. "Jest nad przepaścią"
- Sędzia gwizdał więcej dla Hiszpanii i trochę mniej dla nas. Jeśli uderzysz piłkę gdzieś w trybuny, to nie chcesz za to rzutu karnego, wtedy strzał po prostu nie był wystarczająco dobry. Strzał był bardzo dobry, prawdopodobnie i tak wpadłby nawet do bramki lub na bramkę. A ręka była już daleko wyciągnięta. Rzut karny przeciwko Szwajcarii był w moich oczach mniej ewidentny - skwitował wprost.
Trener reprezentacji Niemiec opowiedział też, jakie emocje towarzyszą mu po tej dotkliwej porażce. - Walczę ze łzami. Kiedy zawodnicy rozmawiają o ostatnich tygodniach, jest to emocjonalne. Wyjątkowy czas dobiegł końca. Boli nas to, że musimy czekać dwa lata, zanim zostaniemy mistrzami świata. To boli, bo teraz miną dwa lata, zanim będziemy mogli zrobić coś wielkiego. A domowy turniej prawdopodobnie już się nie powtórzy w mojej karierze - podsumował Nagelsmann.
Zobacz także:
Niemcy nie przełamali klątwy! Od 40 lat nikomu się to nie udało
Ronaldo zobaczył w tunelu Marciniaka. Ta scena mówi wiele