Chłodna ocena Jóźwiaka. "Musimy patrzeć na to, jak ten mecz wyglądał"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: reprezentanci Polski
Getty Images / Na zdjęciu: reprezentanci Polski
zdjęcie autora artykułu

- Końcowy wynik 3:2 w meczu ze Szkocją rekompensuje nam niedosyt z samej gry reprezentacji Polski. Ale w ogólnym rozrachunku progresu naszej kadry nie widzę - mówi były reprezentant Marek Jóźwiak.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Jakie są pana odczucia po meczu ze Szkocją? Zwycięstwo udało się Polakom uratować w doliczonym czasie gry, ale w drugiej połowie rywale całkowicie nas zdominowali. Marek Jóźwiak: Ten mecz miał różne fazy. To my strzeliliśmy bramkę w momencie, gdy Szkoci nas zdominowali, ale też straciliśmy gola, gdy wydawało się, że kontrolujemy mecz. Najważniejsze, że mamy zwycięstwo, natomiast na zbyt wiele Szkotom pozwoliliśmy. Co najbardziej nie działa w reprezentacji Polski?

Po pierwsze nadal mamy olbrzymie kłopoty ze stałymi fragmentami gry rywali, źle bronimy. Mieliśmy szczęście, że przy tym nieuznanym golu dla rywali, zawodnik Szkocki dotknął piłki ręką i VAR tę bramkę odwołał. Drugim poważnym mankamentem jest gra obronna reprezentacji. Braki naszej drużyny obnażył taki zespół jak – przy całym szacunku – Szkocja. Jeśli się nic nie poprawi, to w meczach z bardziej wymagającymi rywalami będzie jeszcze gorzej. Generalnie, nie ma progresu. Kadra raz gra lepiej, raz gorzej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pudło roku już znamy. Niewyobrażalne!

Absolutnym bohaterem był Nicola Zalewski. Wywalczył dwa rzuty karne i jeden z nich zamienił na bramkę. Jego wejścia w pole karne, z dryblingiem i na pełnej szybkości, są imponujące. Tak się wygrywa mecze. Ten chłopak w ostatnich miesiącach złapał niesamowitą pewność siebie w reprezentacji, on ciągnie tę drużynę. To on wygrał mecz ze Szkocją. Podobało mi się, że na końcu wziął odpowiedzialność za wynik i sam wykonał "jedenastkę". Jaśniejszym punktem, na co być może nie wszyscy zwrócili uwagę, było wejście na boisko Sebastiana Walukiewicza. Był potrzebny ktoś, kto doda tej rozchwianej defensywie trochę pewności siebie i spokoju. W defensywie najbardziej rozczarował Jakub Kiwior. Po nim najbardziej było widać, że w klubie w ogóle nie gra. Selekcjoner chciał mu podać pomocną dłoń, dodać pewności, że mimo braku gry w Arsenalu reprezentacja nadal na Kiwiora stawia, ale wyszło odwrotnie. Trener zrobił mu więcej krzywdy, niż mu pomógł. Żeby mu pomóc i dodać pewności siebie, musiałby Kubę zostawić na boisku także na drugą połowę. Ale Michał Probierz nie mógł sobie na to pozwolić. Czy zatem może być tak, że wystawiamy na mecz reprezentację, w której nawet kilku piłkarzy w ogóle nie gra w swoich klubach? Bo nie grają w drużynach też Piotr Zieliński, Kacper Urbański czy Jakub Moder. Moder zagrał tylko kilka minut, to i bez treningu dałby radę, więc jego bym tu nie liczył. Piotr Zieliński to osobna historia. Widać, że mimo braku gry w Interze jest dobrze przygotowany fizycznie, że wykonuje dobrą pracę na treningach, biega od pola karnego do pola karnego. Nie boi się brać odpowiedzialności za losy drużyny. Jestem przekonany, że z czasem to miejsce w Interze sobie wywalczy. Po prostu on tam ma piekielnie silną konkurencję. Natomiast brak gry w klubie jednak widać po Kacprze Urbańskim. On miał dobrą akcję i znikał na 20 minut. Wolałbym, żeby na boisku dłużej został Sebastian Szymański, który w tym meczu dawał dużo więcej niż Urbański.

A co z obsadą bramki po abdykacji Wojtka Szczęsnego. Marcin Bułka nie najlepiej wszedł w mecz, miał taką niepewną interwencję, gdy wyszedł do dośrodkowania i piłka wyleciała mu z rąk. Wydaje się, że stracił wtedy pewność siebie i do końca spotkania grał nerwowo. Bułka to świetny bramkarz, ale w tym meczu nie miałem takiego poczucia – jak za czasów Szczęsnego – że z tyłu nam się nic stać nie może. No właśnie wydawało mi się, że Marcin jest jakiś zaniepokojony w tym meczu. Że bardziej udaje spokojnego, niż rzeczywiście spokojnym jest. Wiem, co mówię, bo dobrze go znam. To nie był ten Marcin, jakiego znamy z ligi francuskiej, z występów w OGC Nice. Oczywiście – żebyśmy byli sprawiedliwi – on niczego nie zawalił, nie zawinił przy bramkach. Dobrze też grał nogami, podania miał dokładne. Ten występ był taki… neutralny. No, ale wiadomo, że tu kwestia schedy po Wojtku Szczęsnym nie jest przesądzona, jest silna konkurencja i nikt za darmo miejsca w bramce reprezentacji Polski nie dostanie.

Czytaj także: Ma radę dla Probierza. "Pierwsze, co musi zrobić" Tym występem dotknął nieba. Od traumy do bohatera

Źródło artykułu: WP SportoweFakty