Nie jest za ciekawie, ale się nie załamuje

Ponad dwa miesiące temu, na treningu przed meczem z Piastem Gliwice, Paweł Zawistowski doznał najgorszej dla piłkarza kontuzji - zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Pomocnik żółto-czerwonych obecnie przebywa w Łodzi, gdzie po operacji przechodzi żmudną rehabilitację.

- W moim rodzinnym mieście doktor Widzewa Marcin Domżalski przeprowadził u mnie zabieg rekonstrukcji więzadeł. Leczenie na razie przebiega po mojej myśli i wszystko małymi kroczkami idzie do przodu. Już zacząłem powoli truchtać i robię luźne podskoki. Pod okiem rehabilitanta dochodzę do pełnej sprawności - opowiada o przebiegu leczenia Zawistowski. - To jest najgorszy okres w życiu każdego zawodnika, wszystkie ćwiczenia są w pozycjach statycznych, 2-3 godziny spędzam w salce rehabilitacyjnej, rano mam basen, a wieczorem ćwiczenia w siłowni - dodaje.

"Zawias" mimo ogromnego pecha postanowił, że się nie podda i obecnie walczy ze wszystkich sił o jak najszybszy powrót do gry. Za nim już dziewięć tygodni rehabilitacji, a przed jeszcze aż trzy miesiące. - Wychodzi praktycznie, że mam obóz przez 5 miesięcy. Nie jest za ciekawie, ale się nie załamuję, bo postawiłem sobie cel: wrócić i pomóc chłopakom w następnej rundzie. Są lepsze i gorsze dni, ale zwątpienia nie ma. Trenerzy i prezesi dzwonią, pytają o moje zdrowie, podtrzymują na duchu i powtarzają, że liczą na mnie. Żona, rodzina, najbliżsi również nie pozwalają mi zwątpić - opowiada Paweł.

Zawistowskiego na pewno zabraknie na pierwszych zajęciach w nowym roku, ale być może zawodnik wybierze się z drużyną na zgrupowanie do Turcji. - Mam taką nadzieję, ale co będzie, to czas pokaże. Obecnie jestem dobrej myśli, bo wszystko przebiega zgodnie z planem - twierdzi "Zawias".

Odkąd Zawistowski doznał kontuzji, zobaczył z trybun tylko jeden mecz żółto-czerwonych. - Obejrzałem na żywo tylko potyczkę z Cracovią, kiedy byłem jeszcze przed operacją. Później poruszałem się o kulach, więc ciężko było przyjeżdżać do Białegostoku. W niedzielę natomiast planuję pojawić się na spotkaniu z GKS-em Bełchatów. Trudno pogodzić ze sobą wyjazdy na mecze i rehabilitację, bo gdy wybiorę to pierwsze, wówczas przepadają dwa dni leczenia, a trzeba jak najszybciej wracać do zdrowia - uważa pomocnik Jagi.

Na początku rundy prostopadłe podania Zawistowskiego siały popłoch w szeregach rywali. Właśnie po takich dograniach przed napastnikami Jagiellonii bramka stała niemal otworem. Po wypadnięciu ze składu "Zawiasa" można zauważyć, że czegoś w tej grze żółto-czerwonym brakuje. - Trener Probierz już mi kilka razy powiedział, że tego Zawistowskiego mu brakuje. Nie wypada się cieszyć, ale przez takie gesty czuję, że jestem tej drużynie potrzebny i jest do czego wracać - skromnie zauważa środkowy pomocnik.

- Raz się jest na górze, raz jest się na dole. W ubiegłym tygodniu wyszedł Jagiellonii ciężki mecz z Odrą i teraz wszystko w rękach i nogach chłopaków, aby się po tym słabszym spotkaniu podnieść i zagrać u siebie tak, jak na początku sezonu. Będzie czekać nas ciężkie zadanie, bo rywale, po niemrawym początku jesieni, odzyskali świeżość, złapali drugi oddech i przyjemnie patrzy się na ich grę - mówi.

"Zawias" jest zdania, że kończąca się jesień jest dla Jagi udana. - Musimy spojrzeć na całą rundę, w której zdobyliśmy 23 punkty, a nie tylko na spotkania, które nam nie wyszły. W niektórych meczach część zawodników wypadała za kartki, inni byli kontuzjowani, a musieliśmy sobie z tym wszystkim radzić. Trzymam za chłopaków kciuki i będę im w niedzielę kibicować z trybun. Ważne, że w przerwie zimowej prezesi chcą wzmocnić drużynę, bo im większa rywalizacja, tym lepiej dla nas wszystkich - uważa Zawistowski.

- Czy mimo ostatnio nie najlepszej gry Jagiellonii i zapowiadanych ujemnych temperatur nie zamarznę? Na pewno nie (śmiech). Z doświadczenia wiem, że mecze z trybun trzy razy ciężej się ogląda, niż jakby się było na boisku. Wiele bym dał, żeby ponownie znaleźć się na murawie i pomóc drużynie - kończy z nadzieją Paweł.

Komentarze (0)