Na domowe zwycięstwo nad Lechem Poznań, kibice Górnika Zabrze czekali od ponad siedmiu lat. W piątkowy wieczór wszystko sprzyjało jednak podopiecznym Jana Urbana, którzy z okazji Barbórki zrobili swoim kibicom najlepszy możliwy prezent, a przy tym sięgnęli po czwarty komplet punktów z rzędu, kończąc 2024 roku blisko ścisłej czołówki.
Zacznijmy jednak od początku. Na otwarcie wyniku nie trzeba było długo czekać. Górnik od pierwszego gwizdka miał przygotowany plan na zaskoczenie defensywy Lecha Poznań, który udało się zrealizować po zaledwie czterech minutach. Do siatki trafił Luka Zahović, który w momencie podania od Erika Janzy idealnie wkleił się w linię wyznaczaną przez Antonio Milicia.
ZOBACZ WIDEO: Ronaldinho ciągle to ma! Takie bramki chce się oglądać
Słoweniec uwolnił się spod opieki obrońcy i delikatnym kopnięciem skierował piłkę do bramki przy dalszym słupku. Początkowo sędzia liniowy wskazał pozycję spaloną u napastnika Górnika, ale szybka analiza VAR zaprzeczyła decyzji arbitra, a gol został uznany za prawidłowy.
Tak rozpoczął się zabójczy fragment meczu, w którym przez kolejne dziesięć minut kibice mogli obejrzeć następne dwa trafienia. Najpierw wyrównał Afonso Sousa, który skorzystał z prostopadłego podania Wojciecha Mońki. Portugalczyk wpadł w pole karne, podciął piłkę nad Michałem Szromnikiem i pobiegł cieszyć się wraz z kolegami z drużyny.
Ta radość trwała jednak zaledwie minutę. Górnik wykorzystał moment dekoncentracji w szeregach rywali i dzięki świetnie wyprowadzonej kontrze ponownie wyszedł na prowadzenie. Silne uderzenie z lewej strony boiska w wykonaniu Kamila Lukoszka nie dało żadnych szans na interwencję Bartoszowi Mrozkowi.
Po upływie dwudziestu minut sędzia Szymon Marciniak zmuszony był przerwać grę ze względu na zadymienie stadionu przez kibiców. Na wznowienie piłkarze czekali aż sześć minut, które arbiter doliczył do pierwszej połowy. Wtedy przed przerwą do głosu doszli jeszcze piłkarze z Poznania. Doskonałe okazje do zdobycia gola zmarnowali Daniel Hakans oraz Mikael Ishak.
Jeśli komuś wydawało się, że zawodnicy obu drużyn wyczerpali swoje możliwości przed przerwą, a druga połowa będzie zdecydowanie odstawać od pierwszej względem emocji, musi posypać głowę popiołem i podziękować Rafałowi Janickiemu.
32-letni obrońca krótko po rozpoczęciu drugiej połowy, w cztery minuty uzbierał dwa napomnienia od sędziego, które w konsekwencji wykluczyły go z dalszego udziału w spotkaniu, dając Lechowi aż pół godziny gry z przewagą zawodnika.
Podopieczni Nielsa Frederiksena przejęli rzecz jasna inicjatywę i bardzo długo próbowali skonstruować atak, który przyniósłby im upragnione wyrównanie. Od 71. minuty grali nawet w ustawieniu z trzema nominalnymi napastnikami. Bardzo dobre szanse mieli chociażby Antoni Kozubal czy Patrik Walemark. Z rzutu wolnego groźnie uderzał Dino Hotić.
Górnikowi udało się jednak przetrwać napór ze strony "Kolejorza", co zaowocowało zasłużonym zwycięstwem, a jednocześnie także trzecią wyjazdową porażką Lecha. Pierwszy raz w tym sezonie niebiesko-biali nie wygrywają dwóch spotkań z rzędu.
Górnik Zabrze - Lech Poznań 2:1 (2:1)
1:0 - Luka Zahović 4'
1:1 - Afonso Sousa 13'
2:1 - Kamil Lukoszek 14'
Górnik: Michał Szromnik - Norbert Wojtuszek, Kryspin Szcześniak, Rafał Janicki, Erik Janza (90. Lukas Ambros) - Damian Rasak, Patrik Hellebrand - Taofeek Ismaheel (62. Yosuke Furukawa), Lukas Podolski (62. Josema), Kamil Lukoszek - Luka Zahović (75. Sinan Bakis)
Lech: Bartosz Mrozek - Joel Pereira (71. Bryan Fiabema), Wojciech Mońka, Antonio Milić, Michał Gurgul - Radosław Murawski (71. Filip Szymczak), Antoni Kozubal (84. Filip Jagiełło), Afonso Sousa - Patrik Walemark, Mikael Ishak, Daniel Hakans (60. Dino Hotić)
Żółte kartki: Janicki, Szromnik (Górnik) oraz Mońka, Walemark, Murawski, Sousa (Lech)
Czerwona kartka: Janicki (Górnik)
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)