Śląsk Wrocław to największe rozczarowanie Ekstraklasy. To nie mieści się w głowie, że drużyna, która rok temu była o krok od mistrzostwa Polski i zajęła ostatecznie 2. miejsce teraz, już dwie kolejki przed końcem rozgrywek spadła z hukiem do niższej ligi.
Klub, należący do miasta, w minionym roku szokował nie tylko fatalną postawą na boisku. Głośno było przecież o próbie zatrudnienia jednego z lokalnych dziennikarzy, który nie gryzł się w język, krytykując szefów Śląska i prezydenta miasta Jacka Sutryka.
Oferowano mu posadę wiceszefa klubu za ponad 30 tys. zł miesięcznie. Pomysł spalił na panewce, bo okazało się, że nie ma odpowiednich kompetencji, albo też raczej urząd, gdy sprawa ujrzała światło dzienne, zaczął się z tego pomysłu wycofywać.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nagranie cudownego gola podbija świat. Strzelono go w Polsce
Ale ta kwota może wydawać się duża, jednak przy miejskiej rozrzutności na klub nie robi wrażenia. Były lata, o których wiemy z ujawnionych sprawozdań finansowych, gdy miasto dosypywało klubowi 20 mln albo nawet 27 mln. To prawdziwa studnia bez dna. A przecież jedną z ważniejszych obietnic wyborczych prezydenta, i przed pierwszą, i drugą kadencją, była prywatyzacja/sprzedaż klubu, żeby było tak jak w Poznaniu, Warszawie czy Gdańsku.
Sutryk stanowiska nie stracił, nawet oskarżony w sprawie Collegium Humanum i nie ściągnął na siebie gniewu mieszkańców, którzy nie zebrali wystarczającej liczby podpisów, by ewentualnie w referendum szefa miasta odwołać.
Za to stanowisko stracił prezes Śląska, w jego miejsce powołano nowego, który nie zdołał już poderwać maszyny pikującej w stronę 1. ligi, choć drużyna wiosną zaczęła grać wyraźnie lepiej.
Po 17 latach Śląsk Wrocław spada z Ekstraklasy. Na ten ostatni domowy mecz drużyna wybiegła w składzie: Leszczyński - Matsenko, Szota, Paluszek, Llinares - Żukowski, Baluta, Pozo, Samiec-Talar,Ince - Al-Hamlawi.
A wtedy, w sezonie, w którym zdobywali awans (2008 r.) w przedostatnim meczu sezonu, także u siebie - jak teraz z Jagiellonią, zwyciężyli 2:0 z Lechią. Obie drużyny weszły do Ekstraklasy.
Wtedy Śląsk wybiegł na boisko w składzie: Olszewski, Wołczek, Pokorny, Wójcik, Czap, Szewczuk (Gancarczyk), Górski, Dudek, Łudziński, Klofik, Imeh (Ulatowski). Przegrał 0:3, ale za parę miesięcy po sześcioletniej banicji wrócił do Ekstraklasy.
Przegrał, bo wrocławian załatwił pewien 20-latek. Najpierw trafił w 24. minucie, a zakończył w 56. Nazywał się Robert Lewandowski i uzbierał wtedy 21 bramek, co dało mu koronę króla strzelców 2. ligi.
Co więcej, historia tego związku tak się nie kończy, bo do Ekstraklasy nie tylko awansował Śląsk, ale Lewandowski także.
Od nowego sezonu 2008/09 młody wówczas napastnik i niekoniecznie znany wybiegał na boisko w koszulce Lecha. I już w październiku w Poznaniu strzelił ekipie z Oporowskiej kolejnego gola. Wtedy skończyło się na 1:1.
Za to wiosną w stolicy Dolnego Śląska było już 0:2, a strzelanie w 12. minucie rozpoczął, a jakże, Lewandowski. Rok później trafił już dwukrotnie, został królem strzelców Ekstraklasy (18), a Lech mistrzem Polski.
Jakże rozjechały się po 17 latach drogi klubu z Wrocławia i Lewandowskiego. 25-latek wciąż zachwyca formą, bije rekordy, zdobywa trofea. A klub Jacka Sutryka zapada się i kto wie, czy do elity wróci za rok. Ostatnio o powrót bił się sześć lat.
Jestem z was dumny
Sutryk to jest gość
Z czaskowskim tworzą idealną parę
chodzi o to, ze Lewandowski mial tak samo jak Slask wzloty a obecnie obydwoje ida w piach ? jakies to nieporadne wogole dywagacje ale rozumiem, ze dostajecie nie Czytaj całość