Historia Ernesta Konona z dzisiejszej perspektywy brzmi niewiarygodnie. Zaczął trenować piłkę dopiero jako 16-latek, by... uniknąć złej oceny z wychowania fizycznego. A kilka lat później prosto z III ligi trafił do Belgii, by szybko wykonać kolejny krok i przenieść się do Genku.
- Groziła mi dwója z wf-u i trener Królikowski z Karkonoszy Jelenia Góra wziął mnie na treningi i powiedział, że jak będę na nie chodził, to może się nade mną zlituje i mi tej dwói nie postawi. Poszedłem, zawziąłem się i po ośmiu miesiącach byłem królem strzelców, a po półtora roku Sportowcem Roku Dolnego Śląska - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty 51-letni dziś Konon.
Dominik Stachowiak, WP SportoweFakty: Mogliśmy się spodziewać, że Genk jest mocniejszy od Lecha, ale nikt nie spodziewał się, że "Kolejorz" będzie wyglądać na tle Belgów tak źle. Po tym laniu pojawiły się głosy, że na rewanż nie ma po co jechać.
Ernest Konon, były piłkarz KRC Genk: Piłka nożna jest przewrotna. Sam z doświadczenia wiem, że jeśli są jakiekolwiek szanse, to trzeba spróbować je wykorzystać. Lech... No nie miał swojego dnia tydzień temu. Ale czy Genk zagrał dobry mecz? Zagrał na swoim poziomie i wykorzystał masakryczną dyspozycję lechitów.
W lidze Genkowi tak dobrze nie idzie, kibice narzekają. Zajmuje dopiero 9. miejsce w tabeli, a przy Bułgarskiej kompletnie nie było tego widać.
Mam wrażenie, że Belgowie czy Holendrzy mają to do siebie, że potrafią się spiąć w takich momentach. Kiedy na krajowym podwórku nie idzie, to udowadniają w Europie, że są mocni. Kiedy ja występowałem w Genku, to kibice też mieli do nas pretensje za grę w lidze, a my ich, że tak powiem, uspokajaliśmy wynikami w Pucharze Intertoto. I wtedy kibic miał poczucie, że będzie dobrze.
ZOBACZ WIDEO: Jest pomysł niezwykłej walki. Lampe będzie się bić z... Gortatem?
To przypadkiem nie jest kwestia innej mentalności niż u nas?
Myślę, że tak. W Polsce często dochodzi do kalkulacji - młodzi piłkarze nieraz myślą na przykład o tym, że nie mogą zagrać w jakimś meczu, bo złapią kontuzję i przepadnie im wyjazd. W Belgii tego nie ma - młody chłopak wychodzi i gra. Oczywiście, nie jest tak, że Polak nie potrafi. Tylko trzeba mieć dobrze poukładane w głowie.
A jak to wygląda w sferze treningów, porównując Belgię i Polskę?
Na zachodzie trenuje się na wyższej intensywności i to nie jest żadną tajemnicą. Ja dopiero w Belgii poznałem, czym jest prawdziwy trening. Wyciśnięto mnie jak cytrynę, ale z jakim skutkiem. Zostawałem po treningach z trenerem personalnym i ćwiczyliśmy lewą nogę, którą nie potrafiłem dokładnie dośrodkować piłki. I tak przez 40 minut musiałem posłać kilkadziesiąt piłek na pole karne. Trafiał mnie szlag, bo chciałem iść do domu, ale po trzech-czterech miesiącach widać było efekty, stałem się obunożny i chyba więcej bramek w swojej karierze zdobyłem lewą niż prawą nogą.
Wielu piłkarzy wyjeżdżających z Polski mogłoby narzekać na treningi za granicą. Na przykład Robert Gumny po pół roku w Augsburgu mówił, że niektórzy w Polsce obraziliby się za taką intensywność.
Tak, u nas w kraju raczej nie było takich sytuacji, że ktoś zostawał po treningu, tylko jest gwizdek i się rozchodzimy. Przywołam znowu historię ze swojej kariery, bo akurat odnosi się do pracy i intensywności. W polskim klubie jak przegrałeś gierkę treningową, to ściągałeś bramki z boiska, potem biegałeś na przykład dwa razy po 100 metrów. W Genku z kolei za moich czasów wygrany szedł biegać i to było takie "wyróżnienie" za zwycięstwo, że jeszcze możesz potrenować. Nie wiem do końca jak jest teraz, ale wtedy to była zgoła inna mentalność.
Kontynuując wątek twojej kariery - transfer do Genku był dla ciebie olbrzymim przeskokiem. Po wyjeździe z Polski wszystko potoczyło się ekspresowo.
Byłem jak dziecko we mgle. Nigdy nie byłem piłkarzem, tylko "kopaczem". Ale miałem jedną cechę, którą trenerzy sobie cenili - byłem bardzo szybki. W Belgii zresztą bez piłki szybszy był chyba tylko Tomasz Radziński. Ale nie miałem żadnej techniki użytkowej, uderzenia... Dlatego też śmieję się, że na testy w KVVO Overpelt-Fabriek pojechałem z przypadku. I tak samo przypadkowo na tych testach strzeliłem gola, bo piłka poszła z wiatrem. Ale też takie przypadki w połączeniu z ciężką pracą zaprowadziły mnie wyżej. Nie smarowałem się żelem czy oliwką, żeby dobrze wyglądać w słońcu, tylko wychodziłem na boisko i biegałem.
W piłkę też zacząłeś grać bardzo późno, bo treningi zacząłeś mając 16 lat.
Groziła mi dwója z wf-u i trener Królikowski z Karkonoszy Jelenia Góra wziął mnie na treningi i powiedział, że jak będę na nie chodził, to może się nade mną zlituje i mi tej dwói nie postawi. Poszedłem, zawziąłem się i po ośmiu miesiącach byłem królem strzelców, a po półtora roku Sportowcem Roku Dolnego Śląska.
Aż w końcu pojawiło się zainteresowanie z Belgii.
Tak, pojechałem tam, nastrzelałem sporo bramek. Ale tak naprawdę to nie była moja zasługa - po prostu dostawałem prostopadłą piłkę i na sześć sytuacji dwie wykończyłem, bo nikt mnie nie mógł dogonić. Ja nawet nie kiwałem obrońców, tylko się z nimi ścigałem. I jakoś złapałem tego bakcyla piłkarskiego.
Nie zwalniałeś tempa, bo po roku w KVVO Overpelt-Fabriek zgłosił się Genk. Dopiero "raczkujący" po fuzji i skakaniu od 1. do 2. ligi, ale gdy trafiałeś do KRC, już chcieli walczyć o czołowe miejsca w Belgii.
Skauci i trener Aime Anthuenis zwrócili na mnie uwagę i zaproponowali, żebym przyjechał na testy i zagrał w sparingu. Bodajże z Antwerpią, gdzie bronił Aleksander Kłak, którego zresztą serdecznie pozdrawiam, bo to świetny bramkarz. No i w tym meczu, znów przypadkowo, strzeliłem gola z przewrotki, potem wbiłem drugą bramkę i doszło do transferu. I w zasadzie wtedy zaczęła się moja prawdziwa przygoda z piłką.
Ale, jak powiedziałeś wcześniej, wciąż miałeś tylko szybkość.
Wzięli się za mnie porządnie i zamiast trenować 1,5 godziny, to trenowałem 2,5 godziny. Ale dało to fajne efekty, sięgnąłem z Genkiem po Puchar Belgii i wicemistrzostwo kraju, do którego też się przyczyniłem swoim golem. W finale pucharu graliśmy z Clubem Brugge, który zdobył mistrzostwo i wygraliśmy z nimi 4:0. Potem w klubie wszyscy zastanawiali się, czemu nie dostałem ani jednego powołania do reprezentacji Polski. A już byłem piłkarzem, który potrafił kiwnąć, a nie miał tylko szybkość.
Koledzy cię cenili, chyba podobnie było z kibicami. Dziś został jeszcze jakiś kontakt?
Tak, nawet po tym, jak przestałem działać w piłce, miałem w zasadzie informacje z pierwszej ręki - chociażby od Philippe'a Clementa, który później został trenerem AS Monaco. Byliśmy kolegami z pokoju i spędzaliśmy razem sporo czasu przed meczami. Zatem też były możliwości, żeby pracować w klubie na przykład z młodzieżą, ale inaczej się to wszystko potoczyło.
A młodzi piłkarze Genku są znani i szanowani w całej Europie. Ich zespół do lat 11 zresztą regularnie bywa w Poznaniu na rozgrywkach Lech Cup.
Wszyscy mówią, że Genk ma najlepszą szkółkę we wszystkich krajach Beneluksu. Zresztą w Belgii ogólnie chętnie stawia się na młodzież. Spójrz na to, ilu młodych piłkarzy w wieku 17 czy 18 lat gra w Lidze Mistrzów czy w czołowych ligach świata. U nas jak wyskoczy taki "rodzynek", to jest euforia. A w zagranicznych klubach co drugi taki zawodnik łapie minuty.
Wystarczy spojrzeć chociażby na Konstantinosa Karetsasa, który w wieku 17 lat ma ponad 1500 minut rozegranych w lidze belgijskiej w barwach Genku i trzy mecze w reprezentacji Grecji.
Tam też trochę inaczej podchodzi się psychologicznie do kwestii finansowych. Nie będę rzucał nazwiskami, ale w Koronie Kielce mieliśmy fajnego chłopaka, któremu od razu dali duży kontrakt, żeby go zatrzymać. A on nagle przestał grać. I jest sporo przykładów w Polsce, że gość dostanie 15-20 tysięcy w III lidze i wariuje. Za granicą z kolei jednak bardziej powszechne jest podejście na zasadzie: "no to teraz może fajnie byłoby się jeszcze bardziej postarać".
Lech z kolei chyba nawet jak się postara, to nie jest na ten moment na tyle silny, żeby się przeciwstawić Genkowi. Zwłaszcza patrząc na kontuzje i to, że Belgowie przełożyli mecz.
Mam wrażenie, że gdyby Genk był na pierwszym miejscu i nie czuł presji kibiców, to może wystawiłby na rewanż młodzież i byłyby większe szanse coś ugrać. Ale trzeba ich uspokoić i pokazać dominację, więc przełożyli mecz ligowy i raczej spodziewam się, że wyjdą zmotywowani, żeby wygrać. I tu jest pies pogrzebany patrząc z perspektywy Lecha.
rozmawiał Dominik Stachowiak, dziennikarz WP SportoweFakty
Początek meczu KRC Genk - Lech Poznań w czwartek 28 sierpnia o godzinie 20:00. Relację tekstową LIVE przeprowadzi portal WP SportoweFakty.