- Radek nie będzie tutaj kijem od miotły, ale postacią - zapowiedział Lenczyk w dniu, w którym Matusiak związał się z Cracovią dwuletnią umową. Dzień później "RadoMatu" wystąpił już od 1. minuty w meczu z Lechem Poznań i miał ogromny udział przy zwycięskim trafieniu Pawła Sasina. W następnej kolejce zdobył swoją premierową bramkę dla Cracovii - strzałem głową pokonał bramkarza Korony Kielce, Radosława Cierzniaka. Później jednak przyszło to, czego większość mogła się spodziewać i na co zwracał uwagę Lenczyk. Matusiak po dwóch dobrych występach gasł w oczach. Lenczyk, który nigdy nie krył się z wielką sympatią dla 28-letniego napastnika, tłumaczył: - Pracujemy nad tym, by Radek był tym piłkarzem, którego wszyscy pamiętamy z Bełchatowa. Na razie jednak tylko czasem na treningach widać tamtego Radka.
Zawiedzione nadzieje
Rundę jesienną Matusiak zamknął z dwoma bramkami na koncie (trafił jeszcze do siatki Piasta Gliwice), co jak na napastnika z takim CV odebrano w Krakowie jako rozczarowanie. Pamiętać jednak należy, że "RadoMatu" w bardzo wysokiej formie był po raz ostatni jesienią 2006 roku. Wtedy, poczynając od rundy jesiennej sezonu 2005/2006 w 45 ligowych występach zdobył 20 bramek dla GKS-u Bełchatów. Niezła skuteczność uzupełniona była efektowną grą, co nie uszło uwadze Leo Beenhakkera. Holenderski selekcjoner reprezentacji Polski zrobił z Matusiaka pierwszego napastnika drużyny narodowej, a ten odwdzięczył mu się golami wbitymi w eliminacjach Euro 2008 drużynom Serbii i Belgii. Jesień tamtego roku była dla Matusiaka wyjątkowo piękna i zaowocowała transferem do Palermo, którego ostrym przeciwnikiem był Lenczyk. Matusiak jednak postawił na swoim i kolejne pół roku spędził w sycylijskim klubie. Jego włoski epizod zamknął się na trzech występach w Serie A i pierwszym od 9 lat golu Polaka w tych rozgrywkach (pokonał bramkarza Ascoli). Na Stadio Renza Barbera nie byli jednak zadowoleni z jego usług i bez żalu sprzedano go do SC Heerenveen. Lenczyk, który poprowadził wówczas GKS Bełchatów do wicemistrzostwa kraju tak skomentował wojaże ulubieńca: - Ma czego żałować, bo jakby został z nami, to byłby mistrzem Polski, a tak to tylko zagrał trzy razy w lidze włoskiej. Holenderskiej Eredivisie Matusiak także nie podbił (10 spotkań, 1 bramka) i w styczniu 2008 roku rozwiązał z klubem kontrakt za porozumieniem stron. Wiosną tego samego roku związał się z krakowską Wisłą, która pod wodzą Macieja Skorży odzyskiwała mistrzostwo kraju. Dla Matusiaka gra przy Reymonta miała być przepustką do kadry na Euro 2008, ale Beenhakker postanowił nie powoływać na turniej rezerwowego napastnika Białej Gwiazdy.
Na kłopoty Lenczyk
Po tym "policzku" Matusiak obwieścił zakończenie kariery. W swoim postanowieniu wytrzymał jednak tylko kilka miesięcy i wiosną 2009 roku wrócił do futbolu. Podpisał kontrakt z macierzystym Widzewem Łódź. Kiedy okazało się, że łodzianie mimo zajęcia miejsca premiowanego awansem do ekstraklasy, muszą zostać na jej zapleczu, Matusiak zadeklarował dalszą chęć występów w ekipie Pawła Janasa. Zdanie zmienił kiedy okazało się, że Lenczyk został trenerem Cracovii i ma dla swojego pupila miejsce w klubie ekstraklasy. Matusiak pożegnał się z kibicami Widzewa trafieniem w derby Łodzi i podpisał kontrakt z Pasami. Nadzieje krakowskich kibiców związane z transferem reprezentanta Polski jesienią przerosły Matusiaka. Nie grał tak, jak od niego oczekiwano, a w pewnym momencie nawet Lenczyk stracił do niego cierpliwość, dając do zrozumienia, że jego forma jest daleka od wymaganej.
Także startu wiosny Matusiak nie mógł zaliczyć do udanych. W meczu z Legią Warszawa nie wykorzystał dwóch doskonałych sytuacji, a przeciwko Lechowi Poznań stać go było jedynie na przeprowadzenie dwóch akcji. Z formą eksplodował jednak w minioną sobotę, kiedy Cracovia w meczu 20. kolejki ekstraklasy pokonała na Suchych Stawach Koronę Kielce 3:0. "RadoMatu" wspaniałym strzałem głową otworzył wynik spotkania, a kilkadziesiąt sekund później piłka uderzona przez Dariusza Pawlusińskiego odbiła się od jego pleców i wpadła do bramki kielczan. - Sporo było w tym szczęścia. Nigdy przecież się nie mierzy w polu karnym tak, żeby piłka po główce wpadła aż tak dobrze. Z Darkiem Pawlusińskim jeszcze się nie umawialiśmy, kto bierze bramkę - mówił po meczu Matusiak, którego twarz po raz pierwszy od dawna zdobił szczery uśmiech. - Ja gram z przodu, a Darek jest pomocnikiem, więc to mnie rozlicza się z bramek. Cieszę się więc, że to mi się ją zalicza. Tego szczęścia brakowało nam w ostatnich meczach, więc teraz było przy nas - dodał napastnik Pasów.
- Czy to mój najdziwniejszy gol? Chyba tak. Chociaż kiedyś w reprezentacji zdobyłem taką bramkę, że bardziej bramkarz sobie ją strzelił - zastanawiał się Matusiak, który po bardzo długiej przerwie znów ustrzelił dublet:- Kiedy ostatni raz strzeliłem dwie bramki? Chyba nie pamiętam... Chociaż nie, z Wisłą Kraków. Dosyć dawno już (11.11.2006 r. - przyp. red.). Cieszą te bramki. Dodadzą mi wiary w siebie. Pozwolą uwierzyć, że może być jeszcze lepiej. Świetny występ, który wielu komentatorów nazwało "przebudzeniem", Matusiak okrasił asystą przy golu Michała Golińskiego. - Myślałem, że "Golina" da mi jeszcze do pustaka i będzie hat-trick - żartował po końcowym gwizdku snajper Pasów.
Irytująca niemoc
Skąd ta nagła eksplozja formy? Po meczu z Legią Orest Lenczyk tak skomentował jego występ: - Porównywałem w ostatnich tygodniach tych zawodników, których mamy w ataku i Matusiak był piłkarzem absolutnie wyróżniającym się. To nic nie zmieni, jeżeli powiem, że spodziewałem się po nim więcej. Z kolei po spotkaniu z Koroną prezes Cracovii prof. Janusz Filipiak przyznał, że indolencja strzelecka Matusiaka zaczęła go niepokoić: - Ta jego niemoc była już irytująca, ale trener mocno w niego wierzył. Cieszę się, że w końcu "zaskoczył"
- Brakowało mi dobrych występów. Koledzy i trenerzy nie mogli być zadowoleni z mojej postawy. Mam jednak nadzieję, że dalej będzie tak, jak z Koroną. Już od pierwszego wiosennego meczu nic mi nie dolega. Wierzyłem, że to pomoże mi w dobrej grze. Jednak z Legią nie grałem dobrze. W Poznaniu grałem połówkę i chyba lepiej, ale przegraliśmy. Teraz złożyło się tak, że ja grałem dobrze i drużyna wygrała - tłumaczy Matusiak.
Zaufanie, które procentuje
We wspomnianym meczu w Poznaniu Matusiak po raz drugi w historii występów w Cracovii, rozpoczął mecz na ławce rezerwowych: - Z Lechem zacząłem na ławce, bo taki był plan trenera. To nie była zsyłka. Ja trenerowi ufam i nigdy nie powiem na niego złego słowa. Wiem, że jeśli zasiądę na ławce, to dlatego, że taka jest taktyka lub ktoś po prostu jest ode mnie lepszy. Tą specjalną więź między Matusiakiem, a Lenczykiem czuć w każdej wypowiedzi doświadczonego szkoleniowca. - Opłaca się nie być chudym i mieć troszeczkę ciała. Dobrze, że to wy powiedzieliście, że piłka odbiła się od Radka, bo ktoś by mnie posądził o megalomanię dotyczącą jego osoby - żartował w sobotę Lenczyk
Kadra? Są lepsi
Dobra gra i dwie bramki w starciu z Koroną, które sprawiły, że Matusiak ma teraz na koncie w sumie 4 trafienia w lidze, nie "podpaliły" go. Sobotni mecz na Suchych Stawach z wysokości trybun oglądał selekcjoner reprezentacji Polski, Franciszek Smuda. "RadoMatu" z rozbrajającą szczerością przyznał jednak, że gra w kadrze jest teraz poza jego zasięgiem: - Jest wielu młodszych i lepszych zawodników w tej chwili, którzy bardziej zasługują na grę w kadrze. Na przykład Robert Lewandowski, który gra świetnie. O kadrze nie myślę. Jeśli trener Smuda uzna, że przydam się drużynie to będę zadowolony i przyjadę na kadrę. Jednak w tej chwili mam do zrealizowania inny cel z Cracovią.