Karne dylematy - relacja z meczu Ruch Chorzów - PGE GKS Bełchatów

Jedenaście lat czekali piłkarze Ruchu na wygraną w ekstraklasie nad GKS-em Bełchatów. Po bramce zdobytej w 77 minucie z rzutu karnego przez Wojciecha Grzyba chorzowianie pokonali sąsiada z tabeli 1:0.

Michał Piegza
Michał Piegza

Osłabiony Ruch ostatecznie wyszedł na szlagierowo zapowiadający się pojedynek w 21. kolejce z PGE GKS Bełchatów bez Andrzeja Niedzielana oraz Gabora Straki. W wyjściowym składzie zagrali przywróceni do pełni sił Artur Sobiech i Maciej Sadlok. Drugi z wymienionych na placu gry dotrwał do 72 minuty. Uraz mięśnia uda dawał się reprezentantowi Polski tak mocno we znaki, że piłkarz musiał zejść z boiska.

Pierwsze minuty w wykonaniu obydwu drużyn były bardzo "żywe". Początkowo przewagę uzyskali przewyższający chorzowian kulturą gry bełchatowianie. Po kilku minutach dominacji przyjezdnych Ruch zaatakował, ale w piątkowy wieczór przy Cichej swój dzień mieli obaj bramkarze.

Jako pierwszy interweniować musiał były gracz GKS Krzysztof Pilarz, który odbił strzał z boku pola karnego Macieja Małkowskiego. Później dwukrotnie poważniej bramce Łukasza Sapeli zagrozili gospodarze, ale w 23 minucie główkę Grzegorza Barana z jedenastu metrów końcami palców wybił bramkarz z Bełchatowa. Dziewięć minut później golkiper GKS sparował strzał z półobrotu w wykonaniu Artura Sobiecha.

W pierwszej odsłonie to goście mieli klarowniejsze sytuacje i w 33 minucie powinni prowadzić. Po akcja lewą stroną Tomasza Wróbla, który wpadł w pole karne mijając kilku chorzowian, Pilarz odbił nogami groźny strzał pomocnika. Cztery minuty później jeszcze lepszą okazję miał Małkowski. Piłka po rykoszecie spadła na czternasty metr, gdzie dopadł do niej były gracz Odry. Jednak i tym razem świetnie dysponowany bramkarz 14-krotnych mistrzów Polski sparował ten strzał.

Druga część meczu nie obfitowała już w tyle sytuacji podbramkowych. - Wiedzieliśmy, że o wyniku może zadecydować jeden gol - przyznał po spotkaniu Wojciech Grzyb. I tak właśnie było. W 76 minucie w pole karne Bełchatowa wpadł Łukasz Janoszka i padł po starciu z Jakubem Tosikiem, który za faul otrzymał czerwoną kartkę, a arbiter wskazał na "wapno". Z wysokości trybun można było odnieść wrażenie, że podyktowany rzut karny jest jak najbardziej słuszny. Jednak analiza zapisu wideo pokazała, że obrońca gości najpierw dotknął piłkę, a dopiero potem przewrócił lewego pomocnika Ruchu. Trudno dociec co by było, gdyby Janoszka nie został padł w polu karnym po starciu z defensorem gości. Wszak do zbyt krótko wybitej futbolówki miał niezbyt daleko. Z karnego piłkę w bramce umieścił Grzyb. Sapela wyczuł intencje strzelca, ale nie miał szans na skuteczną interwencję. - Spojrzałem przed strzałem w oczy bramkarzowi i wiedziałem, że trafię - cieszył się po spotkaniu bohater Niebieskich.

- Dopiero po golu zaczął się mecz, a skończyły rozgrywki taktyczne - przyznał trener gości Rafał Ulatowski. Już po trzech minutach siły na boisku wyrównały się. Za drugą żółtą kartkę plac gry opuścić musiał kapitan Niebieskich Grzegorz Baran.

Mający więcej miejsca na boisku piłkarze obu drużyn ambitnie walczyli, ale goli więcej nie było. Bełchatowianie nie potrafili zdecydowanie nacisnąć nastawionego na kontry Ruchu, który przy większej koncentracji mógł dobić przeciwnika.

Ruch Chorzów - PGE GKS Bełchatów 1:0 (0:0)
1:0 - Grzyb (k.) 77'

Składy:

Ruch Chorzów:
Pilarz - Nykiel, Grodzicki, Stawarczyk, Sadlok (72' Świerblewski) - Grzyb, Baran, Pulkowski (67' Lisowski), Janoszka - Sobiech, Zając (82' Scherfchen).

PGE GKS Bełchatów: Sapela - Tosik, Pietrasik, Lacić, Popek - Wróbel, Rachwał (83' Zakrzewski), Cetnarski (61' Gol), Małkowski, Ujek - Nowak.

Żółte kartki: Baran, Sadlok (Ruch) oraz Cetnarski, Nowak (PGE GKS).

Czerwone kartki: Tosik /77' za faul/ (PGE GKS) oraz Baran /80' za drugą żółtą/ (Ruch).

Sędzia: Marek Karkut (Warszawa).

Widzów: 8 500.

Ocena meczu: 4,0 - Przez większość część meczu można było obserwować więcej niż trochę piłkarskich szachów. W pierwszej połowie obydwa zespoły stworzyły sobie po kilka dogodnych okazji, ale górą byli bramkarze. Po przerwie więcej było walki, ale trzymający w napięciu ostatni kwadrans podniósł atrakcyjność pojedynku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×