Do Nowego Sącza Górnik jechał z nastawieniem gry o komplet punktów. Po pierwszej połowie wydawało się, że zabrzanie są bliscy osiągnięcia celu i zdobycia twierdzy przy Kilińskiego, gdzie w tym sezonie poległy już m. in. ŁKS Łódź i Pogoń Szczecin. Po raz kolejny jednak zabrzanie dobrze zagrali tylko w jednej połowie spotkania. W drugiej części gry śląska drużyna pozostawiła rywalowi zbyt wiele miejsca, łatwo dając sobie strzelić dwie bramki. Po meczu wielu pod wątpliwość poddało decyzje personalne, jakie podjął trener Adam Nawałka.
Szkoleniowiec zabrzańskiej drużyny w kadrze Górnika na to spotkanie przewidział bowiem miejsce zaledwie dla czterech obrońców, przez co kiedy w drugiej połowie górniczy zespół zawodził w ofensywie i miał szansę skupić się na obronie korzystnego wyniku, pole manewru było bardzo ograniczone.
Pierwsza na wiosnę porażka Górnika nie sprawiła, że zabrzanie stracili szanse na awans do ekstraklasy, ale zamiast bronić dobrej pozycji i ciągle deptać po piętach zajmującemu pozycję wicelidera Łódzkiemu Klubowi Sportowemu, Górnik ma do łodzian cztery punkty straty, a na dodatek dał się wyprzedzić Sandecji. Żeby w maju móc się cieszyć z powrotu na piłkarskie salony, zabrzanie nie mogą sobie pozwolić na kolejne straty punktowe. W dwóch najbliższych meczach - z MKS Kluczbork w Zabrzu i Pogonią Szczecin na wyjeździe Trójkolorowi muszą zdobyć komplet punktów. Mają przecież w perspektywie dwa arcytrudne wyjazdy do Łodzi na starcia z ŁKS i Widzewem. Z tym ostatnim Górnik zmierzy się w kolejce wieńczącej sezon I ligi.
Jeśli wydarzy się tak, że końcowe rozstrzygnięcia dotyczące zajęcia drugiego miejsca w tabeli będą miały zapaść przy Piłsudskiego, kibice drużyny z Roosevelta będą mogli mieć poważne obawy co do szczęśliwego zakończenia walki o powrót do ekstraklasy. Niemalże pewni awansu łodzianie na własnym stadionie jeszcze nie przegrali, a na starcie z drużyną 14-krotnych mistrzów Polski z pewnością sprężą się dodatkowo